Im dalej w las, więcej drew. Na toż drugi raz
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Im dalej w las, więcej drew |
Podtytuł | Na toż drugi raz |
Pochodzenie | Moralia |
Wydawca | Akademia Umiejętności w Krakowie |
Data wyd. | 1915 |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tom I |
Indeks stron |
Widząc krzyż na rozdrożu postawiony z drewna,
Postaremu kto nie wie, droga mu nie pewna;
Na coby? Inszej znaleźć przyczyny nie mogę:
Westchnąć do Boga, żeby pokazał mu drogę.
Nie w ziemi, w sercu każdy niech krzyż Pański stawi,
Że w pielgrzymce światowej do nieba go sprawi,
Żeby się nie omylił: żeby w niej nie zbłądzieł
Na lewicę, kiedy Bóg będzie ziemię sądzieł.
Do wszytkich rzeczy ludzkich stosować to może:
Wszędy znajdziesz tak w prawo, jak w lewo rozdroże;
Do ostatniej starości, choć kto pocznie z młodu,
Żaden nie może pewien swego być zawodu.
Często, czego się boi, co mija z daleka,
Na toż samo ostrożność zbytnia znosi człeka.
Jednemu tylko Bogu skutki rad człowieczych
Wiadome, i dla tego aniołow przedwieczych
Przydał dożywotnymi każdemu przystawy;
Chyba kto przez bezbożne odegnał go sprawy,
A czart na jego miejsce, jako rzeźnik cielę,
Grzech miasto psa pogania, bierze w kuratelę.
Temu się każdy baczny niech zadziwi srodze.
Że na jawnej, na jasnej bez rozdroża drodze
Tak wielu świętych Bożych krwią i cudy bitej
Swych wynalazków ścieżki chwytają się skrytej.
Puściwszy Kościół w stronę, nie chcą iść ich torem,
Wolą nowym, dzikimi manowcami, zborem.
Znowu ledwie nie gorszą tacy się drą dziczą,
Co Kościół katolicki za prawdziwy liczą,
Wżdy jako koza z woza, jako kot na drzewo,
Grzesząc, nie słuchając go, uciekają w lewo.
Prawda, że i tam wiedzie gościniec utarty,
Ale nie w niebo, w piekło, przez przeklęte czarty,
Bo [co] dzień duszami tych, którzy Bogu wiarę
Złomali, ładowną tam prowadzą zacharę.
Pełno świeckiej ponęty i cielesnych bryżów;
Niemasz w sercach dość świętych przy gościńcach
A ledwo jeden ze sta, ba z tysiąca będzie, krzyżów.
Co się wróci, w tak strasznym obaczywszy błędzie.
Choć się też kto obaczy, cóż, gdy samym mrokiem,
Już nad grobem, skąd wrócić nie podobna krokiem,
Po prożnicy o milę, abo dwie się kusi.
Bo gdzie kogo śmierć zajdzie, tam nocować musi.
Aż skoro go ze słońcem obudzą przed sędzie,
Da rachunek, dlaczego umierał w tym błędzie,
Czemu nie szedł za wodzem, który go prowadzieł,
Broń Boże, żeby miał rzec: Ten ci mię i zdradzieł,
Bo choć o ciasnej drodze do nieba z ambony
Powiedał, a przecię się sam trzymał przestronej;
Szła owca za pasterzem, a nie za kazaniem.
Na to sędzia: Niechże też w piekło idzie za niem.