Introibo (wyjątek)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jerzy Żuławski
Tytuł „Introibo“
Podtytuł (wyjątek)
Pochodzenie Życie tygodnik
Rok II (wybór)
Wydawca Ludwik Szczepański
Data wyd. 1898
Druk Drukarnia Narodowa F. K. Pobudkiewicza
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały wybór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
„INTROIBO“.
(WYJĄTEK).

Tedy boży duch we śnie uderzył mnie w głowę,
a gdym oczy otworzył przelękniony srodze,
zobaczyłem przed sobą zjawisko ogniowe
i słyszałem głos grzmiący w powietrza pożodze:
„Powstań! dosyć już spałeś! oto Ja przychodzę!“

Więc porwałem się z łoża trąc oczy oślepłe
zbytnim blaskiem i widma postacią rumianą,
a gdy serce w mej piersi z przestrachu zakrzepłe
bić znów jęło, pytałem, zginając kolano:
— Co zacz jesteś, o Panie, i jakie Twe miano? —

„Jam jest ten, który jestem!“ — grzmot mi w głos odpowie —
„Jam jest źródło i ujście dziejowej powodzi,
Jam jej łoże, a moi straszni Aniołowie
wiozą globy i ludy morzem krwi na łodzi
co nie tonie, lecz nigdy brzegu nie dochodzi.

„Jam jest potop, co wszystek żywot w lot wytraca,
jam jest ogień i siarka dżdżąca na Gomorrę,
jam jest ziemi trzęsienie, jam mórz tajna praca,
które zębem spienionym gryzą skał zaporę,
jam jest orkan, a z gromów swoją chwałę biorę!


„Jam jest wicher, co zrywa kłos nieźrały plemion;
jam wędzidła zdjął dzikim koniom Batu­‑Hana,
jam szedł z burzą niszczącą u Atyli strzemion,
moją ręką ćma ludu z więzów rozkiełzana
pod gilotyn nóż kładła króla i kapłana.

„Surmy w boju ryczące grają moje imię,
i ja słońce zapalam kiedy naród ginie,
ja się jawię w burzących dział siarczanym dymie
i ja miasta kwitnące zamieniam w pustynie,
a zaprawdę, iż wszystko dobrem jest, co czynię“.

Tak głos mówił, strząsając z włosów złote strzały
w powietrze, które w krąg się paliło ogniście, —
a gdy zamilkł, jam usta otworzył struchlały,
i drżąc sercem z przestrachu, jak jesienne liście,
wyszeptałem: O Panie! co znaczy Twe przyjście?

Więc on na to: „Przyszedłem przypomnieć, że jestem,
bo snadź dzisiaj nie wiecie, chociam jest tak blisko,
że już jęczy wiatr orlich skrzydeł mym szelestem,
i już przyszłych łun dymem krwawi słońce nisko
z nieb patrzące na trupów jutrzejszych siedlisko.

Bo zaprawdę, zliczyłem wszystkie wasze zbrodnie,
gnuśność waszą, jak błoto rzuciłem na szale, —
a iż spicie, rozniecę nad wami pochodnię,
strzechy wasze jak wici okropne zapalę,
wstrząsnę ziemię i góry na płomienie zwalę!“


„Idę, ale wy głusi, nie słyszycie kroku!
Stawiam nogę, drży ziemia i walą się miasta,
wzdymam wody, ślę gromy, zimą skrócam roku;
czasem dziecię się zlęknie, poroni niewiasta,
lecz wy śpicie, choć potop wokół was już wzrasta.

A zaiste nie poślę do was dziś proroka,
by was zbudził i krwawe wam pokazał słońce,
ni komety, co rózgi rozplótłszy z wysoka
lud przeraża i wieści dni przeżytych końce,
bo niegodni jesteście, bym wam słał obrońce.


Wpadnę na was jak lwica na bezbronne stada,
wstrząsnę wami, gdy we śnie będziecie i w grzechu,
podczas uczty pijanej krzyknę na was: biada!
śmierć pokażę wam bladą śród pląsów i śmiechu
na modlitwę nie dając czasu ni oddechu...

Jerzy Żuławski.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jerzy Żuławski.