<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Izabella królowa Hiszpanii
Podtytuł Powieść historyczna
Wydawca Wydaw. "Powieść Zeszytowa"
Data wyd. 1939
Druk Drukarnia "Feniks"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Isabella, Spaniens verjagte Königin oder Die Geheimnisse des Hofes von Madrid
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział XV.
KRÓLOWA I MURZYN.

Na dworze madryckim zaszły podczas ostatnich dni niespodziewane zmiany. Espartero tyle stracił przez przedwczesną egzekucję generałów Leona i Morsy, tyle stracił na przywiązaniu narodu, że Narvezowi z łatwością przyszło podtrzymywać sprzysiężenie, które się zawiązało na balu księcia Luchany. Za pomocą znacznych środków pieniężnych, które regentka udzielała rywalowi Espartery, umiał tenże zyskać sobie licznych stronników pomiędzy doradcami i w oddanych jemu pułkach, z pomocą których odważył się stanąć do otwartej walki z księciem zwycięstwa. Espartero polegał na mieszkańcach Madrytu; nie sądził nigdy, by go jeden Narvaez mógł zgnębić i zwyciężyć, liczył na łaskę regentki w krytycznej chwili, aż nagle zauważył, że się omylił, że łaska narodu i regentki dla niego stracona. Ten, niedawno jeszcze uwielbiany książę zwycięstwa, pełen zniechęcenia i zmartwienia opuścił Madryt, wydawszy wprzód odezwę do regentki i narodu, ażeby królowę Izabellę za pełnoletnią ogłosić.
Espartero oddalił się; Narvaez, ów człowiek z czworokątną twarzą, z zimnemi, wskroś przemującemi oczami, wjechał do stolicy i był przez regentkę Marję Krystynę ze wszystkiemi oznakami jej łaski przyjęty.
Narvaez nie potrzebował przypominać władczyni obietnic, które mu były dane przez nią w grocie pałacu Espartery. Marja Krystyna wręczyła mu przy pierwszem zaraz spotkaniu nominację na księcia Walencji. Ministrom zaś dała rozkaz ogłoszenia królowej Izabelli za pełnoletnią i zamiar poślubienia księcia Rianzaresa, niegdyś ex-gwardzisty Munnoza.
To wszystko stało się w ostatnich dniach.
Młoda królowa Izabella siedziała tegoż wieczoru, w którym młodzi szlachcice jej gwardji znajdowali się w samotnej oberży, sama w swoim gabinecie, który leżał między buduarem i wielką salą, i w którym się zwykle adjutanci, szambelani i damy dworskie zatrzymywali, oczekując jej rozkazów. Izabella lubiła ten mały, skromnie umeblowany gabinecik, oświecony słabem światłem przeciskającem się przez ciemno-amarantowe, aksamitne firanki. Nie było w nim ani złota, ani kosztownych mozaik, ani innych drobnostek, ale za to miękkie dywany i fotele z wytwornie rzeźbionemji poręczami, zdawały się wabić do miłego spoczynku i rozkosznych marzeń.
Królowa oddaliła swoje damy honorowe, nawet markiza de ’Seville i duena Marita znajdowały się w swoich pokojach; Izabella spoczywała na kosztownym dywanie, jej oczy błądziły po obrazach rozwieszonych naokoło, które w słabym półcieniu cudowny przedstawiały widok. Królowa jednak nie na nie zważa; inny obraz przesuwa się w jej młodzieńczym, fantastycznym umyśle i przed jej cudownie pięknemi, niebieskiemi oczyma.
Jest to obraz młodego, odważnego szlachcica, który się wdarł do serca młodziutkiej królowej i wzbudził w niem miłość, obraz, tak piękny młodością, postać tak udana i męska, oblicze tak miłe, śmiałe i znowu tak zachwycająco poważne, otoczone aureolą sławnej przyszłości, że Izabella tylko o nim myśli, tylko jego obraz staje przed jej oczyma i nawet we śnie on jest złączony z jej wszystkiemi planami i marzeniami. — „We śnie najpiękniejszy“, — wyszeptała nakoniec, „kiedy wszystko do mnie od niego oddziela, jest oddalone i zapomniane; Dlaczegóż nie jest on synem królewskim? dlaczegóż, Franciszku Serrano, nie mogę ci otwarcie wyznać mej gorącej miłości? Tak, miłością to jest, co ja dla ciebie czuję, pierwszą, gorącą miłością, i teraz wiem tylko to, że ty zdała odemnie w niebezpieczeństwach przebywasz! I dlaczegóż muszę tę miłość ukrywać i tłumić? dlaczegóż nie mogę jej wyjawić i moim cię nazwać? Dlatego, że purpurę noszę, że mam szczęście być od milionów za królowę uznaną? Smutne szczęście, które nas zmusza dla korony zamknąć serce!“ Złoty dzwoneczek zegara, umieszczonego na kosztownej konsoli, między dwoma prześlicznemi statuetkami Amora i Psychy, wygłosił srebrnym tonem pierwszą godzinę po północy. Wtem nagle jakiś hałas doszedł z sąsiedniej sali do uszu czuwającej królowej.
— Nie zwlekaj massa, oni wszyscy tam giną!
Te słowa wymówione głośno, głosem drżącym ze wzruszenia i trwogi, przeszły przez portjerę i drzwi aż do słuchającej.
— Don Topete i Don Serrano są zgubieni, puszczajcie mię do królowej! — zawołał ten sam głos, trochę łamaną hiszpańszczyzną. Izabella wstrzęsła się z przestrachu; słyszała wyraźnie wymówione nazwisko Serrany!
— Cóż się stało?
W tej chwili zbliżano się do drzwi. — Izabella z największem wytężeniem oczekiwała ich wejścia. Na jej pięknem obliczu można było wyczytać stan jej serca.
Portjera lekko się uchyliła, i we drzwiach zarysowała się, poza adjutantem królowej, olbrzymia postać czarnego.
— Proszę o przebaczenie Waszej Wysokości! — Murzyn Don Topetego kapitana korwety, przynosi ważne i jak powiada, tak naglące nowiny, że go nie można było dłużej wstrzymywać.
— Niechaj przystąpi bliżej, — zawołała Izabella, trawiona niepewnością. Któż cię przysyła? Jakież są twoje nowiny?
Murzyn Topetego, skrzyżowawszy na piersiach ręce, padł na posadzkę gabinetu, uderzywszy czołem o ziemię.
— O, wielka Feido[1] śmierć mię posyła, która mojemu massie i twoim dworzanom zagraża! — mówił wzruszonym i od nadzwyczaj śpiesznej jazdy jeszcze drżącym głosem.
— Na wszystkie świętości, wstań i mów prędko! Któż są ci dworzanie? — zapytała królowa, chcąc się przekonać, czy dobrze słyszała i czy żywa, zajęta Don Serraną fantazja jej nie zawodzi.
— Don Topete i jego przyjaciele, Donnowie Prim, Serrano i Olozaga! Oni po długiej walce złapali trzech złych nieprzyjaciół. Ale tam w samotnej tawernie, między skałami wpadli w zasadzkę złych nieprzyjaciół. Oni jutro wszyscy poniosą śmierć, wielka Feido, jeśli ty zemną żołnierzy nie poślesz!
Młoda królowa zbliżyła się podczas tego opowiadania do murzyna, z coraz bardziej wzmagającą się trwogą.
— On jutro ma umrzeć — Don Serrano także w tem niebezpieczeństwie?
— W bitwie został ocalony — kula uderzyła go w piersi, ale rozbiła święty wizerunek, jego nie raniwszy! — rzekł murzyn.
— Mój amulet! O dzięki ci, Najświętsza Panno! — wykrzyknęła królowa i obróciła się śpiesznie do adjutanta, który stał w pewnem oddaleniu. — Rozkaż pan, ażeby natychmiast oddział ułanów był oddany pod rozkazy tego wiernego sługi, i zawiadom ich zarazem, że otrzymają tysiąc złotych dublonów z mojej szkatuły, jeśli jeszcze przed nadejściem dnia dosięgną oberży, którą wskaże im przewodnik. Ty zaś proś o Jaką chcesz łaskę, i śpiesz się, śpiesz, ażeby młodym szlachcicom z ratunkiem w czas przybyć! — mówiła królowa, zwracając się do murzyna.
— Hektor prosi tylko o dobrego konia, gdyż ten, na którym przybyłem, leży martwy na dole!
Izabella mimowoli roześmiała się z żądania czarnego.
— Dajcie temu wiernemu słudze najszybszego, najszlachetniejszego bieguna z mojej stajni. Otrzymasz także sowitą nagrodę. Kiedy tutaj znowu z dworzanami przybędziesz, Izabella nie zapomni o tobie!
Hektor ucałował kraj jedwabnej szaty królowej, i w jednej chwili zniknął w wielkiej sali, podczas gdy z dziedzińca zamkowego dał się słyszeć hałas przygotowujących się do drogi jeźdźców. Przyobiecanie tak sowitej nagrody sprawiło, że w kilka minut później pędził w największym galopie oddział ułanów z Murzynem na czele.
Młoda królowa przechadzała się niespokojnie po swoim gabinecie tam i napowrót. Obawa i nadzieja przebijały się w jej nagłych wykrzyknikach, i coraz bardziej dojrzewała w jej sercu przychylność dla młodego, pięknego szlachcica, z powodu którego doznawała teraz tak silnego niepokoju. Duenna Marita uchyliła lekko portjery, Chcąc się przekonać, czy młoda królowa udała się już do swego buduaru. Izabella jej nie spostrzegła; otworzywszy okno, patrzała w nie i przysłuchiwała się, jakby chciała się dowiedzieć, czy Franciszek Serrano jest uratowany, albo jak gdyby obawiała się ujrzeć w tej chwili nowego, biegnącego posłańca ze straszliwą wiadomością....
Wszędzie panowała zupełna cisza, przerywana tylko od czasu do czasu miarowemi krokami wartowników; z upływającemi godzinami wzrastał też niepokój pięknej królowej, która po raz pierwszy w życiu z bijącem sercem z niepokoju przepędziła noc, nie spocząwszy na swoich jedwabnych, kosztownemi koronkami obszytych poduszkach.
Franciszek Serrano nie wiedział, że królowa czuwa i modli się za niego!...
Nagle, kiedy zupełna ciemność panowała w samotnym domku, zatrzęsły się deski podłogi pod jego nogami, jak gdyby poruszane niewidzialnemi rękoma...
Franciszek nie miał nawet czasu wydać okrzyku, którymby zawiadomił swoich przyjaciół o spadłej na niego przygodzie, a chociażby ten wykrzyknik był dosyć głośnym, bardzo wątpliwą byłoby rzeczą, czyby go mogli pozostali szlachcice usłyszeć. On wydał tylko lekki okrzyk zdziwienia, gdy podłoga z pod jego nóg nagle się wymknęła, a on sam znalazł się przynajmniej na dwadzieścia stóp pod ziemią, otoczony głęboką ciemnością.
Strach i boleść z upadku na podłogę wąskiej, jakby dno studni powierzchni, na której się w tej chwili znajdował, gniew z powodu zdrady, to wszystko w nim zawrzało w chwili podejścia i spowodowało, że z bezsilną wściekłością starał się wydostać z tego czarnego, podziemnego więzienia.
— Te łotry są w zmowie z tym o kociej twarzy gospodarzem! Przekleństwo! — wyszeptał Franciszek. Gdybym przynajmniej promyk światła znalazł w tej mysiej jamie, w którą mię te hultaje złapały! Ach, teraz to się wszystko przedemną rozjaśnia! Teraz mie mogę już im szkodzić, i muszę patrzeć z założonemi rękoma, jak te łotry, uwolniwszy się, ujdą naigrawając się jeszcze ze mnie. Prim i Olozaga śpią, nie wiedząc o niczem, a mój głos do nich, nie dojdzie!
Serrano, wyciągnąwszy ręce, zaczął chodzić po omacku, chcąc się przekonać, gdzie się znajduje, i czy nie ma przypadkiem jakiego otworu, którym mógłby się wydobyć z tego grobu. Stał on na wilgotnej, błotnistej podłodze; ze stromych ścian ściekały zgniłe, śmierdzące krople wody. Bez wątpienia znajdował się w miejsca służącem niegdyś za rezerwuar wody, jak to się praktykuje w wielu domach w Hiszpanii ubogiej w wodę.
Wtem nagle zajaśniał promyczek światła i pozwolił mu rozróżnić ściany pokryte zielonkawą pleśnią, i wilgotną podłogę, z której czuć się dawała obrzydliwa zgnilizna. Franciszek zobaczył także, że deski znowu starano się szczelnie zsunąć, ażeby można było wygodnie i bezpiecznie chodzić nad jego głową. A nawet w tej chwili przechodził już ktoś po tym nowego rodzaju zwodzonym moście, w celu zbliżenia się do drzwi pokoju, w którym siedzieli jeńcy — był to Lopez, ten gruby łotr.
— Ty przebrzydły zdrajco! — krzyknął Serrano tak głośno, jak tylko mógł, i wyciągnąwszy szpadę próbował nią dosięgnąć przez szparę między deskami, którą wpadało słabe światło, grubego, chrapowato się śmiejącego stronnika karlistów. Ale musiałby być chyba jeszcze raz tak wysokim, ażeby mógł dosięgnąć i ukarać stojącego nad nim hultaja.
— Ty podły łajdaku! — wołał Serrano, — ty obłudny łotrze! Ja cię ubiję, jeśli mnie natychmiast nie uwolnisz!
— Czy tu ktoś nie mówi? — odpowiedział Lopez, stojąc i udając, jak gdyby nic o przebywaniu Serrany nie wiedział.
— Stój, hultaju! Ty chcesz karlistów uwolnić, aleś zapomniał. żem wziął klucz z sobą! No, otwórz drzwi, prędzej, ty łotrze z pod szubienicy! Musisz chyba je rozwalić, a wtedy przecież nakoniec usłyszą to moi towarzysze, chyba, że kamiennym snem posnęli! Prim! Olozaga! — wołał Serrano, ze wszystkich sił, — Topete! Czyż żaden z was nie czuwa?
— Każdy z nich troszeczkę zanadto wina łyknął, a po winie śpią oni tak smacznie, że możnaby ich razem z posłaniem i łóżkiem ukraść! — rzekł śmiejąc się chytrze okrąglutki Lopez.
Serrano słyszał, jak się tenże porozumiewał przez drzwi z karlistami, i musiał patrzeć na to bez oporu, jak tamci usiłowali drzwi wyłamać. Po chwili ^słyszał gwałtowny łoskot, trwający kilka minut, a potem spieszne kroki uwolnionych karlistów, poczem nastała grobowa cisza.
Trzej oficerowie spali w swych pokojach spokojnie, bez żadnej świadomości tego, co zaszło.
Było już około północy, gdy się Olozaga nagle ze swego mocnego snu przebudził; usłyszał on głuchy łoskot, pochodzący z rozbijania drzwi, i pytał się sam siebie, czy go sen przypadkiem nie zwodzi. Głęboka cisza panowała w jego pokoju. Ogień na kominku już się wypalił i swąd z niego pewnie sprawił, że Olozaga czuł mocny ból głowy. Dopiero teraz zastanowił się nad tem, że każdy z nich w osobnym jest pokoju. W czasie wieczerzy nie zwrócił uwagi na tę okoliczność; ale gdy w nocy, nagle ze snu przebudzony, ujrzał się sam jeden, w obcym, samotnym domu, zaczął miarkować, że w tem coś musi się ukrywać. Bo cóż każdy z nich pojedyńczo mógłby poradzić, gdyby na nich nagle uwięzieni karliści napadli?
— Ale Serrano czuwał tam przecież na dole; — szeptał sam do siebie Olozaga. Do tego zapomniałem jeszcze zamknąć drzwi za sobą.
Olozaga podniósł się.
— Głupcze, na cóż to? Prim się tylko śmiać z ciebie będzie!
W tej chwili usłyszał wyraźne stąpania po dziedzińcu i po skrzypiących schodach. Chcąc się przekonać, kto to może być o tak spóźnionej porze, wstał i poszedł ku drzwiom, chcąc je otworzyć...
Drzwi były zamknięte!
— Żwawo! — szeptał Olozaga: w tem tkwi zdrada; musimy się ubrać i przekonać się o niej!
Udał się po omacku do komina, szukając zapałek, a znalazłszy je, napróżno usiłował wydobyć z nich ogień.
— Ten Lopez musiał je zmoczyć, — rzekł z zasępionem obliczem. Nie mogę już dłużej wątpić: jesteśmy zdradzeni!
Olozaga wyszukał w ciemnościach, które go zewsząd otaczały, swój kaftan i szpadę, a przystąpiwszy szybko do okna, otworzył je i zaczął wołać głosem przytłumionym murzyna. Nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Tylko na dziedzińcu słyszał wyraźnie coraz bardziej zbliżające się kroki. Olozaga przystąpił do ściany, która go oddzielała od sąsiedniej izby, i zaczął w nią z całej siły walić, starając się tym sposobem obudzić towarzysza i uprzedzić go o grożącem niebezpieczeństwie.
W tej chwili włożono klucz do zamka. Olozaga jednym skokiem znajdował się przy drzwiach z dobytą szpadą w dłoni.
— Śmierć temu, kto pierwszy odważy się o tej godzinie przestąpić próg mego pokoju! — zawołał.
Po tym wykrzykniku nastąpiła chwilowa cisza.
— Kiedyśmy wpadli w jaskinię zbójców, jesteśmy na to mężami, abyśmy się z niej wydostać potrafili! Biada ci, zdradziecki gospodarzu, jeśli kiedy wpadniesz mi w ręce!
Klucz zazgrzytał w zamku, drzwi się otwarły z łoskotem i przez nie wpadło pięciu ludzi na Olozagę, który szybko odskoczywszy, pchnął jednego z nich szpadą.
— Gdzieście podzieli Serranę, bandyci? — krzyczał. Precz! albo dam pierwszemu z was taką nauczkę, jak oto temu krzywoprzysiężcy karliście, który jak wąż u nóg moich we krwi się własnej tarza!
— Śmierć mu! — krzyknął Józef przytłumionym głosem, by nie zbudzić dwóch oficerów, śpiących w sąsiednich izbach. Muszą wszyscy pojechać do piekła!
Podczas gdy karlista i Józef ze swojemi błyszczącemi szpadami, a po za nimi Lopez i jego parobek z lancą i bagnetem nacierali na oficera królowej, w sąsiedniej izbie dał się słyszeć hałas i głośne tupanie. Topete przez donośnie powiedziane słowa Olozagi: „Gdzieście podzieli Serranę, bandyci!“ został obudzony, słyszał także łoskot spowodowany upadkiem zabitego karlisty i zaczął się czem prędzej ubierać. Czuł on także gwałtowny ból głowy, nie zważał jednak na to, tylko z dobytą szpadą rzucił się ku drzwiom, prowadzącym na dziedziniec.
— Gdzie jesteś, Hektorze? — zawołał; — kto to zamknął? W tem coś niedobrego być musi!
Topete szukał napróżno klucza, a tymczasem słyszał wzrastającą wrzawę, która mu nie pozwalała dłużej zwlekać...
— A niech was kroćset djabłów weźmie, wy łotry, coście mnie tutaj zamknęli! Myślicie, że czekać będę, aż na mnie kolej przyjdzie? Wyście umieli znaleźć sobie drogę, ja pójdę za waszym przykładem.
Topete oparł się silnie o drzwi, które po kilku minutach z trzaskiem wyleciały, wtedy wyskoczył szybko z obnażoną szpadą i udał się prędkim krokiem do miejsca, gdzie Olozaga bronił się z rozpaczą przeciwko nacierającym nieprzyjaciołom.
— A piekielne urwisy, teraz ja was nauczę! — zawołał, i rzucił się, mimo, że naokoło panowała ciemność, ze wściekłością na walczących. Gruby Lopez wydał okrzyk boleści, a jego parobek widząc ranionego swego pana, wyniósł się prędko z izby, zawdzięczając ciemności swe ocalenie. Topete dążył dalej, aby uwolnić Olozagę, który z pozostałym oficerem karlistów walczył na śmierć i życie. Ujrzał nagle przed sobą schyloną postać Józefa, który skierował przeciwko niemu swą szpadę.
— Aha! miałem cię, ptaszku przez cały dzień na oku, — wykrzyknął Topete gwałtownie. Twoja blada, rudobroda twarz z samego zaraz początku nie podobała mi się. Założyłbym się, że to ty jesteś sprawcą tych łotrowskich sztuczek. Otrzymasz za to nagrodę, która ci na całe życie wystarczy!
— Oszczędzaj go, Topete, on jest bratem Serrany, — zawołał Olozaga do gwałtownie nacierającego kapitana korwety.
— Już za późno! Taki hultaj ma być Don Serrany bratem? Chyba szatan włożył jajko bazyliszka do kolebki Don Serrany, — mówił Topete, patrząc na chwiejącego się Józefa, któremu jak się zdawało szpada piersi i łopatki na wylot przeszyła. A ty nie rób tam żadnych ceremonij z tym jegomością, który ci się już za długo opiera.
Topete wytężył słuch, podczas gdy Olozaga zwalił u swoich nóg karlistę; nagle dźwięk trąbki doszedł do uszu obydwóch zwycięzców.
— Sygnał wojenny wojsk królowej! Co to ma znaczyć? — zawołał Olozaga zdziwiony. Czy nie słyszysz także głosu Prima, który przecież obudził się z letargu? Pójdźmy otworzyć mu drzwi, i pokazać pole bitwy. Przedewszystkiem jednak przyjm moje podziękowanie, Don Topete za twoją pomoc. Najświętszej Pannie niech będą dzięki, żeś się w sam czas obudził. Założyłbym się, że te łotry nam coś usypiającego do wina przymieszały.
— Gdzie jest jednak Serrano? — zapytał sam siebie Olozaga, z przestrachem, podczas gdy Topete Prima uwalniał.
Dźwięki trąbki i uderzenia kopyt zbliżyły się.
— Tutaj massa uwięziony, a może już i zabity! — zabrzmią! gruby, dobrze znany dworzanom głos.
— Wszak to Hektor, mój murzyn! — zawołał Topete, który nakoniec zdołał rozpalić światło w pokoju Prima i z nim podążył po schodach za szukającym Serrany Olozagą.
Głuchy łoskot doszedł do nich, i głos jakby z grobu pochodzący, mieszał się z niecierpliwemi krzykami, które się zewnątrz rozlegały, w jeden chaos, tak, że obydwaj szlachcice wstrzymali się pilnie słuchając, skąd mógł pochodzić ten głos przytłumiony, wołający o ratunek? Olozaga zeszedł ze schodów i usłyszał, przechodząc przez deski leżące w jednem miejscu dziedzińca, wyraźnie głos Serrany. Stanął zdziwiony i rozróżnił następujące wyrazy:
— Podnieś-no te deski do góry, mój drogi Olozago, i pomóż mi się znowu wydobyć na świat boży! Ten zdradziecki hultaj wrzucił mnie tutaj, ażeby mógł bez przeszkody uwolnić więźniów!
Przy pomocy Topetego, wyciągnięto za pomocą sznura żywcem pogrzebanego Serranę z jego ciemnego więzienia, i pośpieszono otworzyć wrota, do których dobijano się gwałtownie. Hektor był niemało zdziwiony, widząc swego pana i jego przyjaciół w dobrym humorze i zdrowiu, a Topete z niemniejszem zdziwieniem patrzał na ułanów królowej, których zbroje błyszczały w porannych promieniach słońca.
— O massa, Hektor przyprowadził ci pomoc!
— Co? tyś był jeszcze dzisiejszej nocy w Madrycie?
— Tak, massa, w Madrycie i znowu z powrotem! Młoda, piękna królowa posłała żołnierzy!
Serrano i Olozaga spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się.
— Za późno przybyliście, ulani, — zawołał Topete, jużeśmy się rozprawili z łotrami!
— O biedni żołnierze! kiedy za późno przybyli, nie otrzymają tysiąca sztuk złota od młodej królowej zawołał smutnym głosem Hektor, który z wielką przyjemnością zauważył pośpiech żołnierzy, w istocie jeszcze przed nastaniem dnia przybyłych do ustronnego domu.
— Tysiąc sztuk złota otrzymacie zuchy w każdym razie, rzekł Topete; myśmy tylko robotę ułatwili!
Podczas kiedy szmer radości i zdziwienia rozległ się w szeregach ułanów, zapytał Serrano stojącego obok niego Olozagi:
— Wyście się ze wszystkimi ułatwili? Miałżeby być i Józef?...
— Tak, został trafiony w ciemności, moje ostrzeżenie przyszło za późno! Ale pociesz się Franciszku, pomnąc na to, że on trzymał z naszymi nieprzyjaciółmi.
Prim położył rękę na ramieniu zasmuconego przyjaciela.
— Szlachetna duszo, mówił, nie smuć się, że zdrajcę spotkała zasłużona kara. Musiałeś pewnie wiele od niego wycierpieć!
Franciszek pośpieszył w towarzystwie Prima i Olozagi do zakrwawionego pokoju, w którym oświecone porannem słońcem cztery ludzkie ciała leżały.
Józef nie mógł już drżącego ze wzruszenia Franciszka zawiadomić o losie, jaki spotkał Henrykę i jej dziecko.
— Spieszmy się do Madrytu, mój przyjacielu, przerwał nareszcie Olozaga. Już ja się o to postaram, żeby ten dom jeszcze dzisiaj był zajęty przez policję jako własność miasta i żeby trupy zostały po chrześcijańsku pochowane.
Franciszek pośpieszył zmartwiony za swoimi przyjaciółmi. Żeby Józef nawet więcej mu krzywd wyrządził, w tej chwili czułby ten szlachetny brat jeszcze żal po jego stracie.
Oficer od ułanów przywitał z uszanowaniem czterech przyjaciół, którzy w całej swej powierzchowności i ubraniu nosili ślady przebytych walk i niebezpieczeństw.
W kilka minut później przebywali oni w pełnym galopie wąwóz de los Picos, dążąc do stolicy, do której szczęśliwie po czterogodzinnej śpiesznej jeździe przybyli. Kiedy przebyli już dziedziniec zamkowy, adiutant zameldował królowej Izabelli, że szlachcice jej gwardji, po stoczeniu kilku szczęśliwych potyczek, w dobrym stanie przybyli do Madrytu.
— Niechaj będą dzięki Najświętszej Pannie! wyrzekła po cichu królowa, a potem dodała głośno: Chcę mówić z tymi walecznymi; jak tylko otrzepią się z kurzu podróży, oznajmisz im pan moje żądanie! Nie ma zaszczytu, który byłby za wielki dla takich oficerów mojej armji!
A w samotnym domu leżącym u spodu góry, po oddaleniu się jeźdźców, podniósł się ostrożnie jeden z mniemanych zabitych, z twarzą dziwnie od bólu i jakiemś piekielnem szyderstwem skrzywioną. Był to Józef. Wytężył ucho, słuchając, czy oficerowie, którzy go za umarłego mieli, już się oddalili.
— Wam toby się pewnie podobało, wy łatwowierni głupcy! Józef nie ma czasu umierać, ma jeszcze wiele do czynienia na tym świecie! Ale jeżeli kiedy wpadnięcie w moje ręce, to postaram się was lepiej niż wyście mnie poczęstowali!
Topete walcząc w ciemności sądził, że przeszył Józefowi piersi, podczas kiedy szpada przeszła tylko przez ramię, nie naruszając szlachetniejszych części. Czuł on teraz tylko silny ból i lekką febrę przebiegającą mu po ciele; w kilka tygodni jednak mógł się spodziewać, że przyjdzie do zupełnego zdrowia.
Ale obaj karliści i gruby Lopez leżeli na ziemi nie dając znaku życia.
— Mało dbam o was, kiedym tylko z tej awantury uszedł cały. Ha, ha! cóż dopiero za miny będzie stroić mój braciszek, kiedy nagle jakby zmartwychwstały mu się ukażę! Tak, tak, musicie rozćwiartować Don Józefa, a i wtedy jeszcze nie będziecie pewni czy umarł!




  1. Władczyni, królowa.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: George Füllborn i tłumacza: anonimowy.