<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Izabella królowa Hiszpanii
Podtytuł Powieść historyczna
Wydawca Wydaw. "Powieść Zeszytowa"
Data wyd. 1939
Druk Drukarnia "Feniks"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Isabella, Spaniens verjagte Königin oder Die Geheimnisse des Hofes von Madrid
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział XXI.
SZKLANA SALA W SANTA MADRE.

Książę Franciszek z Assyżu dopiął swojego zamiaru. Dostał koronę i purpurę królewską! W krótkim czasie dostąpił tronu, z którego wysokości mógł wieść życie według swoich skłonności. Czy królowa obdarowała go miłością?
Kwestja ta mniej zajmowała małego, przeżytego pana, aniżeli ta, kiedy znowu ujrzy genueńską hrabinę, która po wielomiesięcznem rozłączeniu nagle mu się pokazała i swojemi niepokonanemi powabami na nowo usidliła i oczarowała. Boska Julia, owa wyrachowana kobieta, która go nagle na balu maskowym spotkała, owa straszliwa syrena, która zabrała młodość tego księcia, która jak się dowiemy, była winą tak skąpego jego rozwinięcia się i ułudną ręką teraz w związku z jezuitami na nowo narzeczonego królowej w przepaść ciągnęła, Aja nie dozwoliła zaślepionemu ani jednej czystej myśli. Ona to wprost wszelką ciężką winę jego późniejszych wyuzdanych stosunków, na swoich pięknych barkach dźwigała. Bo gdyby królewska małżonka była znalazła w tym księciu silnego, namiętnościom jej odpowiadającego, pożądającego małżonka, wtedy...
Ale nie uprzedzajmy!
Wieczór pełnego zrządzeń dnia, po dopełnionych zaręczynach, zapadł nad zamkiem Madrytu i nad ulicami rozległego, ożywionego miasta.
Po galowym obiedzie, na którym się znajdowało świetne towarzystwo, młoda królowa siedziała na krześle w swoim buduarze zamyślona i smutna, a młoda margrabina de Beville stała w głębi pokoju. Widziała co dręczy jej panią, co jej duszę przytłacza.
Izabella stęskniona myślała o odłączonym od niej wspaniałym młodzianie. Obraz Serrany ścigał ją; dzisiaj siedział on obok niej, dzisiaj kiedy swą drobną, miękką rękę podała kuzynowi, który wkrótce miał zostać jej małżonkiem. „O gdybyż to była ręka Franciszka!“ coś w niej zawołało.
I siedzący obok niej, był to także Franciszek, ale nie prawdziwy, bo ukochany był na drodze do Burgos, a ona musiała się uśmiechać, kiedy ginęła z tęsknoty! Damom jej dworu lepiej się wiodło; margrabina widziała się dzisiaj u stołu ze swoim ulubionym Olozagą, a królowa musiała tęsknić!
A jednak cieszyła się, że wieczorem nie będą jej dręczyć towarzystwem kuzyna, że ją pozostawiono w spokoju, że samotna w swoim buduarze, będzie mogła swobodnie myśleć o kochanku swojej duszy!
Podczas gdy Izabella ukradkiem ucinała jeden swój ciemny lok małemi srebrnemi nożyczkami i powierzała go listowi który napisała do generała Serrany i konnym posłańcem do obozu w Burgos wyprawiała, co było niezwykłą oznaką jej niezmiernej łaski i tęsknoty, młody książę Assyżu, otulony ciemnym płaszczem, głęboko nasunąwszy na czoło hiszpański kapelusz, śpieszył przez źle oświetlone ulice stolicy. Droga wiodła go blisko placu Pedro, a potem szybko na ulicę Foburgo.
Gdy zadzwonił do drzwi znanego nam klasztoru dominikanów i na zapytanie braciszka odźwiernego odpowiedział: „Książę Franciszek z Assyżu żąda aby go zaprowadzono do czcigodnego ojca Mateusza!“ małe bezpieczne drzwi bardzo szybko otworzyły się. Braciszek nisko się pokłonił i wymówił pobożne pozdrowienie. Książę podał mu rękę do uścisku.
— Zaprowadź mnie, bracie odźwierny, do czcigodnych ojców! rzekł uprzejmie swoim nienaturalnie piskliwym głosem — mam nadzieję, że zastanę tu także mojego spowiednika Fulgentego!
— Obcy szanowny ojciec z Neapolu rzeczywiście znajduje się w Santa Mądre.
— Wybornie, prowadź mnie do nich!
Rozkosznie szara pora pomiędzy wieczorem a nocą, tajemniczym półcieniem zalała klasztorny dziedziniec i zaciemniła kolumnowy korytarz, ku któremu zbliżał się prowadzony przez braciszka książę — gwałtowny wiatr, jaki wiosną często od strony Sierra-Guadaramy po Madrycie wieje, biegał po długiem, otwartem przejściu, którego słupy czarno się wznosiły, przytem powietrze było letnio ciepłe i dusząco suche.
Doszli do klasztornego ogrodu, i puścili się przez gęste aleje, wzywające do poważnych rozmyślań, które książę Franciszek z Assyżu zwiedzić pragnął.
Nagle w ogrodowym krużganku przesunęła się przed księciem gęstą zasłoną okryta zakonnica; stanął przyjemnie zdziwiony, bo zdawało mu się, że po wysokiej postawie tej zakonnicy, poznaje hrabinę genueńską.
Ale gdy chciał za nią pośpieszyć, znikła w gęstych zaroślach.
W kilka minut później, książę znajdował się w czarnych korytarzach domu, prowadzony przez kogoś niewidzialnego, i nie mógł zmiarkować, jak wiele przebył rozmaitych korytarzy, krużganków i zakrętów — wokoło niego nastała już nieprzebyta noc, i prawie jak niedawno mnich-Claret był zależny zupełnie od nocy i władzy tajemniczego, milczącego przewodnika.
Książę Assyżu nie potrzebował zwiedzać sali ślubów; na znak więc niewidzialnego przewodnika stał zrazu cicho, gdy ten zadzwonił do sali inkwizycyjnej, a potem znikł, przed księciem otworzyła się, zapraszając go, owa ciemno obita sala, z długim również czarno okrytym stołem i trzema mnichami w ciemnych habitach.
Na boku jednak u jednego końca stołu stali ojciec Fulgenty i drugi mniejszy, ciemnooki mnich, z wielką głową i krótkim karkiem, mając przed sobą jakiś czarno okryty przedmiot.
Zamknęły się za księciem drzwi, trzej ojcowie wstali i pokłonili się przed również kłaniającym się Franciszkiem z Assyżu.
— Przychodzę, czcigodni ojcowie prosić was, abyście i nadal pamiętali o mnie w waszych modlitwach — a przytem, aby wam oświadczyć, że ja, książę Franciszek z Assyżu, podpisałem kontrakt małżeński z królową Izabellą hiszpańską!
— Wiemy o tem, — odpowiedział siwy ojciec Antoni, i wskazał wielki arkusz papieru który, zredagowany był w starym kancelaryjnym stylu. Żądasz miljona realów, Franciszku z Assyżu; brat podskarbi już o tem uprzedzony, wypłaci ci tę sumę! Podpisz!
Książę przystąpił bliżej, a mnich o wielkiej głowie i krótkim karku zdjął czarne okrycie z umieszczonego przed nim przedmiotu, którym była szkatułka czerwono świecącem złotem napełniona.
Franciszek, który o tem tylko myślał, że za pomocą tego złota zapewni sobie nowe i niezliczone uciechy, nie przeczytał treści pokwitowania, na którem drobnemi literami położył swój podpis. Brat podskarbi zamknął szkatułkę, oddał Franciszkowi srebrny kluczyk i ukłonił się, zamierzając odejść.
Ojciec Mateusz złożył papier z podpisem księcia; Fulgenty wziął szkatułkę, aby ją przenieść do mieszkania szczególniej mu powierzonego Franciszka z Assyżu, który wkrótce miał zostać królem Hiszpanji, który objawił już był sędziom inkwizycji część swojej woli, od dawna zostawał w ich ręku, ale nie na tyle jeszcze, na ile dla dojścia do nieograniczonej władzy pragnęli. Wtem usta jego zapragnęły objawić życzenie, którem sam oddawał się w moc wewnętrznie już radujących się mieszkańców przeraźliwego pałacu. „Przebaczcie, szanowni ojcowie“, — mówił, spowodowany niepokojeni i gwałtowną żądzą, — „przebaczcie ostatnie życzenie żegnającemu się z przeszłością, zanim tenże zamieni pierścionki! Przez zbyt prędko ubiegłą chwilę, widziałem w murach Madrytu kobietę, którą kochałem i jak czuję, dotąd jeszcze kocham! Hrabina genueńska ukazała się moim zachwyconym oczom, ale równie prędko znikła. Gdzież teraz przebywa?“
— Franciszku z Assyżu, hrabina genueńska ma zamiar przywdziać habit! — poważnie, monotonnie odpowiedział siwy Antoni, a złowrogo świecące jego oczy spoczęły na księciu.
— Hrabina genueńska pragnie wstąpić do zakonu? — w największem zdziwieniu, a nawet przerażeniu zawołał Franciszek, — Julja chce się w murach klasztornych zagrzebać?
— Nazywasz to zagrzebaniem, ona zaś i my nazywamy ocaleniem od ułud i grzechów tego świata! — powiedział Antoni.
— O! zaklinam was, pozwólcie mi choć raz jeszcze widzieć tę boską kobietę, choć raz jeszcze udzielcie mi z całą tęsknotą duszy upragnionej rozkoszy oglądania jej.
— Prośbie waszej stanie się zadość, Franciszku z Assyżu. Obaczysz jeszcze raz wspomnianą osobę! Ale pamiętaj, że wolno ci tylko widzieć ją, ale nie mówić do niej. Bracie Merino, zaprowadź Jego Wysokość do szklanej sali, w której właśnie dopełniać się będzie zaraz kara na dwóch zakonnicach, które zawiniły przeciw ślubowi posłuszeństwa. Nowicjuszka, którą Jego Wysokość jeszcze raz widzieć pragnie, będzie widzem tej kary, aby się przekonała, że ślubów aż do śmierci dotrzymywać należy! — przejmującym tonem mówił siwy Antoni — ten kat w pobożnej sukience.
Merino, młody mnich o fanatycznie błyszczącem oku, powstał, ujął rękę księcia i udał się wraz z nim do drzwi, prowadzących do przyległych sal i korytarzy; gdy się te drzwi za nimi zamknęły, obu idących znowu zakryła nieprzejrzana ciemność, wpośród której nikt nie mógł rozpoznać otoczenia, ani kiedykolwiek go odkryć lub zdradzić.
Droga po zimnych, wilgotnych krużgankach ogromnego gmachu była długa. Nakoniec Merino otworzył drzwi. Otaczała ich zawsze ta sama noc, ale czuć było, że się znajdują w jakiejś sali lub pokoju. Mnich poprowadził księcia za sobą w głąb tej przestrzeni — wtedy zdawało się gorączkową niecierpliwością wzburzonemu księciu, że słyszy przytłumiony daleki jęk i krzyk, i jakby błysnęło przed nim niepewne, ukryte światełko.
— Jesteś Wasza Wysokość u celu! — rzekł półgłosem mnich, i zrobiwszy kilka kroków, odsunął grubą, czarną zasłonę tak szeroko, że przerażony, prawie oślepiony książę odskoczył w tył, ujrzawszy tak długo czarno okrytą szklaną salę w Santa Madre, teraz jakby dziennem światłem rozwidnioną.
Przedstawiło mu się widowisko, od którego włosy na głowie powstawają i które zarazem z wyrachowaniem strasznie zmysły podżega.
W sali mającej ściany i podłogę ze szkła lub kryształu, przynajmniej na trzy cale grubego, obmierzły, czarno zamaskowany szatan biczował dwie nieszczęśliwe kobiety, które, bez żadnej odzieży, prócz biodra zasłaniającej bielizny, przed strasznym, niemym, nielitościwym katem, to uciekały, to schwytane, kurczyły się. Franciszek spostrzegł, że rózga, którą czarno ubrany bił obie pięknie zbudowane, ale z bólu zmienione mniszki, była zrobiona z drucianych pręcików. W grubych szklanych ścianach, tudzież w szklanej posadzce, które dla grubości nie wszędzie można było przejrzeć, znajdowały się wyszlifowane miejsca, przez które przerażająco wyraźnie widać było postacie mniszek i wszystko, co się w szklanej sali działo.
Przez te miejsca na bokach i pod spodem uważali bracia, czy rozkazy ich należycie spełniane są na nieszczęśliwych ofiarach. Przed jednem z takich miejsc stał drżący Franciszek z Assyżu, któremu wyjątkowo dozwolono było zajrzeć do tej tajemnej inkwizycyjnej sali, aby tam jeszcze raz ujrzał genueńską hrabinę, będącą świadkiem okrutnej kary obu zakonnic, które miały jakoby przełamać ślub posłuszeństwa, a powinny były cieszyć się, że poprzestano na małej jeszcze karze, z której ich poranione członki w kilka miesięcy potem wyleczone zostaną.
Książę spostrzegł po drugiej stronie sali zakonnicę. Przerażenie i radość wstrząsnęły nim, gdy po obliczu poznał genueńską hrabinę, czarowną Julję, o zimnych rysach i pięknych, nęcących oczach i kształtach! Mógł jeszcze raz podziwiać pożądaną rozdrażniony wspomnieniem spełnionych z nią rozkoszy i pragnący usłyszeć z jej pełnych ust choć jedno słowo, którem nieraz przeraźliwie nad nim panowała.
Podczas, gdy oczy jego radowały się widokiem obojętnie i nieruchomo stojącej Ai, okrutny i z pozoru młody jeszcze kat inkwizycji Muttaro, bezustannie krwawemi razami okrywał bez litości nagie postacie jęczących mniszek. Jedna z nich z rozpaczliwem poddaniem się dozwalała robić z sobą, co się podoba, skurczona padła na szklaną posadzkę, szukając u genueńskiej hrabiny daremnej pomocy i wstawienia się. Doskonale piękne kształty jej dotąd nietkniętego ciała, musiałyby nawet zmiękczyć wykonawcę naznaczonej jej okrutnej kary, musiałyby go oczarować, gdyby ten czarny, sprężysty szatan o nadludzkiej sile zdolny był do jakiegoś uczucia — ale to był wypróbowany, niewzruszony, bez serca potwór, którego gorliwości usłużnej dowody później zobaczymy.
Druga mniszka usiłowała uniknąć razów kata; z przeraźliwym krzykiem wielkiemi skoki biegała po szklanej sali, ścigana przez Muttara, który nie pytał o to, że ramiona i piękny grzbiet jego ofiary już krwią się zbroczyły. Kawałek sukna, który dotychczas okrywał jej pulchne lędźwie, podczas okrutnego ścigania podarł się i osunął, tak, że zmordowana, w śmiertelnej trwodze nie zważała na to i bez okrycia przed Muttarem uciec chciała.
Okropny widok — i furje inkwizycji śmiały wydawać takie wyroki na swoich bliźnich!
W przezroczystych wyszlifowanych miejscach posadzki, dawały się widzieć szkaradne, pełne chuci głowy mnichów.
Muttaro rzucił prawie omdlewającej kawałek zakrwawionego sukna, potem prawie ćwiczył drugą skurczoną siostrę, która pokąsała sobie usta do krwi i siłą woli wymógłszy na sobie powstrzymywanie bolesnych krzyków, padła nakoniec złamana i bezwładna... Teraz dopiero Muttaro zakończył krwawą scenę, rzuciwszy przedtem nieszczęśliwym ofiarom zdartą z nich poprzednio odzież a one powinny były dziękować sędziom, że tylko do szklanej sali posłane zostały, może dla tego właśnie, że były piękne i młode! — że ich nie wrzucono do izb torturowych i do piwnic pałacu inkwizycji, wobec których otrzymana przez nich kara dzieciństwem była!
Zgięte z bólu, skrzywione, nieszczęśliwe zakonnice usiłowały okryć przynajmniej nagość swoją, aby mogły prawie czołgając się opuścić Santa Madre.
Podczas gdy książę Franciszek z Assyżu ciągle jeszcze spoglądał na genueńską hrabinę, przystąpił do niego ksiądz Merino; czarna zasłona wszędzie szczelnie pokryła czarną salę, a książę ujrzał się porwanym ułudnym widokiem pięknej Julji, która teraz osiągnęła nieograniczoną władzę nad zakochanym; wierzymy, że nadal umiała z niej korzystać, że rozmaite miała plany, w których przeprowadzeniu była dosyć wyrachowaną, nieludzką i przebiegłą, atoli bardziej się jeszcze zdziwimy, jeżeli piękną Julję znowu na dworze ujrzymy.
Widziała ona w ogrodzie pałającego miłością księcia, wiedziała, że o nią zapyta, że ją podziwiać będzie, i z zimnem zadowoleniem widziała, jak spoczęły na niej pożądliwe spojrzenia „małego Franciszka", bo go tak przed wielkimi inkwizytorami nazywać lubiła, — szyderczo uśmiechając się wyszła ze szklanej sali na ciemne korytarze pałacu.
— Jakiś obcy czeka na ciebie, siostro, u drzwi klasztornych! — szepnął jej przeprowadzający braciszek, ma na sobie czarną kapę, czarny hiszpański kapelusz i rudą brodę.
— Józef, brat wielkiego Serrany — powiedziała — wybornie! — Pośpieszyła z przewodnikiem przez ciemne korytarze; porem przez ogród klasztorny i kolumnowe przejście, odźwierny otworzył małe drzwiczki w murze i Aja przystąpiła do oczekującego Józefa, mocno się otuliwszy okryciem i welonem.
— Czy przynosicie mi wiadomości o Henryce — czy wiecie, gdzie jest Azzo?
— Wszystko, niecierpliwa sprzymierzona! Znalazłem ich, Józef po długich trudach trafił nakoniec na ich ślad!
— Mówcie więc — prowadźcie mnie — gdzie ich znajdę?
— Chodźcie za mną, a ujrzycie ich oboje; na honor piękna to para! Oho! myślicie może, że żartuję? Myślicie, że ujrzycie dwoje biednych włóczęgów? — z wyrachowaniem mówił Józef, tak, aby każde jego słowo niecierpliwej, oczekującej Ai doszło aż do serca namiętnie dla Azza bijącego; powiadam wam, jesteście w błędzie!
Józef w towarzystwie trawionej ciekawością i oczekiwaniem Julji pośpieszył z ulicy Foburgo ku oświeconej księżycem Puercie del Sol, po której przechadzała się madrycka magnaterja, używając świeżego, nocnego powietrza, przybywszy tam w eleganckich powozach podobnie jak na Corso.
Józef ujął rękę Ai i poprowadził ją pod mur wystającego domu, skąd mogli dobrze przypatrzyć się przechodzącym. Nagle drgnął — „Nadciągają — wystąpcie naprzód — tu możecie widzieć pięknego króla cyganów i bladą z boleści Henrykę!“
Nadjechał jakiś ekwipaż ciągniony przez cztery pyszne araby, które tańcząc, szły przed lekkim powozem, a sama nawet grandeza z podziwieniem i upodobaniem przyglądała się ich piękności... Świeża, bogato złotem wykładana uprząż zdobiła wspaniałe zwierzęta; przyzwoicie wygalonowany woźnica zatrzymał lejce; w lekkim, a jednak pysznym powozie najwyszukaniej wykończonym, za którym jechało dwóch wygalonowanych strzelców na równie pięknych koniach, siedzieli... tu Aja wydała okrzyk podziwienia... Henryka i piękny Azzo, dziki syn króla cyganów. Wystąpili prawdziwie po monarszemu! Henryka miała na sobie białą powiewającą mantyllę, a lekki welon odrzuciła, tak, że można było widzieć i podziwiać jej prześliczną twarz i ciemne, głębokie, piękne oczy. Azzo wyglądał jakby mu było przykro, że się pozbył swojej wygodnej cygańskiej odzieży, do której tak przywykł: miał on na sobie lekko haftowaną kapę, podszytą różnokolorową jedwabną materją, którą narzucił na lekkie ubranie i hiszpański kapelusz, ale kapę spinały z przodu błyszczące jak słońce brylanty, których wielkości i okazałości zaledwie może dorównywały brylanty korony hiszpańskiego dworu; świeciły one, jak różnokolorowe ognie, gdy ta obca para ukazała się wpośród zdziwionego tłumu. To słońce brylantowe zdobiło niegdyś przodka Azza, kiedy jeszcze panował w dalekiem państwie na wschodzie, z którego został wygnany; brylanty te między setką innych, należały do majątku, który Azzo odziedziczył.
Zdobna królewskim przepychem, podziwiana przez przechodniów, ciekawie wypatrywana przez jeźdźców na Puercie de Sol, obca piękna para przejeżdżała. Henryka jakby utrudzona lub smutna, pochyliła się na wygodne poduszki i jedwabne posłanie powozu. Azzo zaś uważał tylko i odgadywał wszelkie myśli i życzenia swojej pięknej donny.
Tak zbliżyli się do miejsca, w którem stali Aja i Józef, pierwsza osłupiała ze zdziwienia, drugi szyderczy, wyśmiewający.
„To on — i owa rywalka, która w złocie i jedwabiach obok niego promienieje! Przeklęta żmija!.. — pomrukiwała Aja, trzęsąc się ze wściekłości, zazdrości i gniewu. — „Więc wydarłaś mi go naprawdę, i przy drugiej twojej awanturze miłosnej byłaś równie szczęśliwa, jak przy pierwszej z Franciszkiem Serraną! Ale teraz godzina twoja już przeminęła — gdzie masz twoje dziecko, tyrańska matko? Cha, cha, cha!“
Aja śmiała się tak głośno i okropnie, że Henryka i Azzo ze zgrozą śmiech ten usłyszeli; obrócili się więc ku miejscu, z którego pochodził głos, ujrzeli straszną kobietę a obok niej rudobrodego, bladego Józefa, śmiertelnego wroga przerażonej Henryki, który szyderczo pozdrawiając ich, zerwał z głowy swój czarny, spiczasty kapelusz.
W jednej chwili, elegancki ekwipaż znikł wpośród tłumu powozów i jezdnych.
— „Gdzie masz piękną córkę Serrana, tyrańska matko!“ — z szatańskim uśmiechem powtarzała genueńska hrabina. — „Dni twoje są policzone!“
— Dziecię jest u was, wy je mieć musicie! — ciekawie pomruknął Józef, błyskając obrzydłem okiem.
— Zapytajcie, skoro tacy jesteście ciekawi, samej oto uciekającej niewinności, która przecież musi wiedzieć, gdzie ma swój klejnot? — zimno i dumnie odparła genueńska hrabina, zamierzając oddalić się; ale zwróciła się jeszcze raz do straszliwego swojego sprzymierzeńca, którego twarz przybrała wyraz oczekujący i jednocześnie coraz wyraźniej odbijała na sobie najhaniebniejsze namiętności. Bądźcie przygotowani, — dodała, — do opuszczenia Madrytu w każdej chwili i do udania się za ową parą, która spostrzegłszy nas, na jakiś czas w oddaleniu będzie szukać ukrycia.
— Mam doskonałe konie, a jeszcze lepszą broń, — przytłumionym głosem odpowiedział Józef.
— To udajcie się za nimi niezwłocznie! a jeżeli potraficie zbliżyć się do tej nikczemnej rywalki, to...
— To byłoby wam przyjemnie i najkrócej, przy stosownej sposobności, usunąć ją z drogi?... — dokończył Józef oczekująco i pożądliwie patrząc na Aję.
— Bez szmeru, weźcie tę flaszeczkę, zawiera ona dziesięć kropli wybornej trucizny! kilka kropel wlanych na chustkę lub w kielich pachnącej róży, przez powąchanie zabijają tak prędko i pewno, że nikt śladu trucizny nie dojdzie. Schowajcie to dobrze. Jeżeli Azzo mieć będzie kochankę na oku tak dalece, że niepostrzeżenie nie zdołacie się do niej zbliżyć i szybko udzielić jej trucizny, to w każdym razie idźcie za ich śladem, a wtedy niech zginie jakimbądź sposooem. — Jesteście potężną regentką nocy, podziwienia godną mistrzynią! — rzekł Józef, zamierzając odejść.
— Powinniście przedtem nauczyć się podziwiać regentkę, — zimno i dumnie żegnając go odpowiedziała genueńska hrabina.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: George Füllborn i tłumacza: anonimowy.