<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Izabella królowa Hiszpanii
Podtytuł Powieść historyczna
Wydawca Wydaw. "Powieść Zeszytowa"
Data wyd. 1939
Druk Drukarnia "Feniks"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Isabella, Spaniens verjagte Königin oder Die Geheimnisse des Hofes von Madrid
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział XXXVI.
TAJEMNICE ZAKONNICY.

Nad dworem madryckim ciążyła atmosfera duszna,; owej nocy, gdy w buduarze królowej zaszło fatalne spotkanie.
Izabella była mocno cierpiąca. Biuletyn głosił, że chorowała wskutek mocnego zaziębienia przy wyjściu z sali teatralnej; w kółkach zaś lepiej poinformowanych mówiono, ze zaniemogła wskutek silnego napadu nerwowego, którego doznała królowa z powodu niespodzianego zjawienia się margrabiego de Castillejos. Nikt przecież nie wiedział istotnej, tajemnej przyczyny tego febrycznego usposobienia, które trzymało Izabellę w pościeli, bo nikt nie znał dziwacznej przepowiedni alchemika Zantilli, która się owej nocy w straszliwym obrazie przedstawiła. Jeszcze się ciągle przesuwały przed jej oczyma postacie Prima i Serrano, których nagle spostrzegła w lustrze.
Kiedy królowa mocno wzruszona i przerażona, upadła na swój fotel, a zakłopotana markiza de Beville szukała orzeźwiających soli i wody, podniósł się Prim z ziemi i upadł w objęcia Serrano, który go na wpół przytomnego, u nic nie pytając z pokoju królowej wyprowadził.
Franciszek widział go klęczącego i słyszał jego wyrazy; wiedział, że Prim kochał Izabellę.
— Co bądź potem nastąpi, jakiekolwiek będą tego skutki — nie mogłem inaczej uczynić, Franciszku! Nazwij to czynem szaleńca, potępiaj mię i pogardzaj, — to samo zawsze ci powiem: nie mogłem inaczej! mówił Prim, kiedy z Serrano schodził przez marmurowe schody na korytarz.
— Drogi Juanie, odpowiedział marszałek Hiszpanji, ściskając rękę ukochanego przyjaciela, jakby nic między nimi nie zaszło: ty kochasz ułudną królową platonicznem uczuciem. Nie rzucaj się w otchłań, z której się nie tak łatwo wydobyć. Ja też kochałem Izabellę, wiesz o tem; moje serce jest jednak dzisiaj tak spokojne po owej nocy — tak wolne od wszelkiej namiętności, iż poznaję, że mnie z królową łączy węzeł innej miłości niż dawniej.
— Tak Franciszku, kocham królową tak namiętnie, iż rzucę się na oślep w otchłań, w której mnie pewna zguba czeka! Miej mię za straconego — nie mogę inaczej!
— Odważny żołnierzu, dziki towarzyszu broni! skądże się u ciebie nagle czułość trubadurów wzięła? Brak ci tylko mandoliny w jednej ręce, gdy w drugiej miecz trzymasz.
— Masz słuszność — a mimo to Franciszku, kocham Izabellę świętym płomieniem! Jeszcze nigdy me serce do żadnej donny mocniej nie zabiło i nie zadrżało — ku niczemu się moje oko z gorętszem upragnieniem nie zwracam, jak do gwaru bitwy i przyjaciół koła!“ Pierwszy raz poznałem co miłość, a wzbudziła ją ta, która nosi koronę Hiszpanji!
Serrano z uśmiechem ścisnął mocno dłoń Prima. Margrabia rzucił się do powozu, i po tej dziwnie spędzonej nocy, pośpieszył do swego pałacu Książę de la Torre, marszałek Hiszpanji, udał się do przeznaczonych dla siebie w zaniku apartamentów. Franciszek Serrano siedział długo zamyślony w jednym z tych wysokich pokojów: w ostatnich latach tyle gwałtownych zmian zaszło przed jego oczyma, że było nad czem się zastanawiać.
Henryka, jak mniemał, zginęła w falach Manzanaresu — jego dziecię mu skradziono — zgrzybiały Miguel, jego ojciec, umarł... to wszystko smutnie się przesuwało się w jego umyśle. Dopiero kiedy dnieć zaczęło, udał się do swojej sypialni, urządzonej z wygodą i przepychem.
Królowa po kilku dniach przyszła do zupełnego zdrowia, a zajmującą bladość cery, która jeszcze bardziej podwyższała jej wdzięki, przypisywano powszechnie początkom błogosławionego stanu, o którego możności dotąd zupełnie wątpiono. Wieść o tem, z szybkością błyskawicy przebiegła wszystkie sfery i doszła aż do ludu, który teraz innem, przychylniejszem okiem zaczął patrzeć na króla, na którego dotychczas niewiele zwracał uwagi.
W kilka dni później, Izabella zgromadziła u siebie wieczorem kółko zaufanych przyjaciół; tak mało jednak tym razem zwracała uwagi na popisy śpiewaka Miralla, jak jeszcze nigdy dotąd. Królowa jeszcze zanadto była wzruszona zjawą owej nocy, zanadto była jeszcze przejęta gwałtowną miłością ku Serrano, która od jego powrotu, z podwójną w niej siłą zawrzała.
Franciszek Serrano stał obok krzesła królowej — Topete rozmawiał po cichu z Narvaezem — Prim stał samotnie we drzwiach sali i pożerał wzrokiem Izabellę. Minister Olozaga bawił markizę de Beville przyjemną rozmową o jakichś ważnych rzeczach, i rak dalece ją zajmował, iż miła Francuska nie miała nawet czasu posłuchać Miralla.
— Mości książę, rzekła Izabella do Serrano, po ukończeniu śpiewu, kiedy lokaje zaczęli roznosić chłodniki: prosimy o wasze ramię! Jesteśmy zmuszeni szukać podpory, chcąc zrobić chociażby parę kroków, tak czujemy się osłabieni po owej nocy, w której nam w nagły i zastraszający sposób przeszkodzono was przyjąć!
— Winienem złożyć waszej królewskiej mości najczulsze za to podziękowanie, odpowiedział półgłosem Franciszek, podając rękę królowej że owa noc pozostała bez żadnych dalszych następstw, prócz opłakanych skutków, o których prędkie zakończenie codziennie Nieba prosiłem!
— Wiesz o wszystkiem Franciszku — przypominasz sobie ową noc, kiedyś mnie zaprowadził do tajemniczego wróżbiarz.
— Pamiętam jeszcze każde jego słowo, najjaśniejsza pani!
— Te słowa się sprawdziły, Franciszku. Zgroza mnie przejmuje — ciebie i margrabiego de Castillejos widziałam w lustrze!
— Ponieważ waszej królewskiej mości ukazali się dwaj jak najbardziej wam oddani żołnierze, możesz najjaśniejsza pani widzieć, jak czczą i bezzasadną była owa przepowiednia, która przez dziwny wypadek owej nocy pozory prawdopodobieństwa zyskała!
— W istocie, pan i generał Prim jesteście moimi najwierniejszymi przyjaciółmi, wierzę temu; a mimo tego dręczy mię niewytłómaczona obawa, kiedy pomyślę o prawdopodobieństwie, że...
Izabella cała się wstrząsnęła — nie śmiała dokończyć co miała na myśli, tak jeszcze była przejęta owem widzeniem.
— Że moglibyśmy Waszą Królewską Mość opuścić? Uwierz wszystkiemu, uwierz, że wasz małżonek, że wasza wysoka matka mogą was opuścić — generał Prim i ja zostaniemy zawsze przy waszym tronie!
— Zaprzysięgnij to Franciszku, zaprzystęgnij uroczyście, ażebym spokój odzyskać mogła! Mając ciebie i margrabiego, mam dwóch bohaterów, na których wiecznie liczę! mówiła urywanym głosem Izabella.
— Przysięgam wam za margrabiego i za siebie — przysięgam na wszystko co mi święte, że pozostanę wam wierny — jeżeli wy nas nie odstąpicie! wyrzekl Serrano.
— A z tem wszystkiem — wiem o tem, że ty Franciszku — ty już mnie nie kochasz!
— Służę wam po dawnemu wiernie.
— Ale już mię nie kochasz! Dlaczegóż nie odpowiadasz wprost na moje pytanie, Franciszku? Ty już nie kochasz mnie!
Serrano wzruszony czułemj słowami królowej, patrzał ze smutkiem na chodzącą z nim przez salony wzruszoną Izabellę.
— Wiesz o wszystkiem, królowo!
— O! Uczyń to jeszcze raz dla mnie i nazwij mię Izabellą, Franciszku! Niegdyś takeś mię nazywał, a to słowo brzmi jeszcze w mem uchu tak dźwięcznie i smętnie, jak oddalony głos dzwonków kościelnych
— Jesteś rozdrażnioną — Izabello. Ja się troszczę o twoje dobro!
— Ty już mię nie kochasz, szeptała królowa.
— Mówią, że serce ludzkie raz tylko może czuć miłość, Izabello; co potem nam się miłością być zdaje, jest tylko omamieniem zmysłów i naszej krwi wzburzonej!
— O! to prawda, Franciszku; po tobie nie ma miłości! Ale teraz dopiero poznaję, coś chciał przez owe słowa wyrazić. Jeden raz tylko serce wasze kochać mogło. Do Henryki wasza pierwsza miłość należała.
Marszałek Serrano, podczas tej pełnej wyzwania rozmowy, poprowadził Izabellę przez salony i komnaty aż do jej buduaru. W tej chwili podniósł portjerę, ażeby Izabelli otworzyć wejście do jej smętnego salonu.
— Pierwsza wasza miłość była dla Henryki, powtórzyła królowa. Milczycie?
— Muszę najjaśniejszą panią pożegnać i podziękować za zaszczyt, jakiście mnie wyrządzili pozwalając siebie odprowadzić aż do progu waszego buduaru! ciągnął Serrano.
— Niedobrze mi Franciszku — zaprowadź mię do tego fotelu. Tyś mię nigdy nie kochał!
Izabella upadła na miękkie poduszki, i zakryła blade oblicze rękami, ażeby ukryć łzy, które z jej modrych, prześlicznych oczu gwałtownie płynęły.
— Tak gorąco kochała królowa tego młodego, pięknego szlachcica, który zdawał się na to wysilać, by się okazać względem niej zimnym i obojętnym.
A tu znalazł się nagle, po długiem oddaleniu, po wielu dotkliwych ciosach losu, sam jeden wobec Izabelli, w tym zdradliwym buduarze.
Królowa z jego przyczyny łzy wylewała...
Franciszek Serrano upadł na kolana i przyciskał do ust małą, wypieszczoną rączkę królowej.
Poczem spiesznie się oddalił z mocno bijącem sercem; ponieważ usłyszał kroki duenny Maritty, śpieszącej tu z nadwornym lekarzem.
Królowa dostała gwałtownego ataku. Po udzieleniu stosownej pomocy, musiano ją przenieść do sypialni.
Markiza i duenna czuwały nad królową.
Tej samej nocy zebrali się dygnitarze gwardji królowej w pałacu Topetego. Gościnny i poczciwy admirał, który zawsze czuł się szczęśliwym, kiedy mógł ugościć przyjaciół, kazał natychmiast oświetlić eleganckie salony i przynieść służącym znaczną ilość butelek szampana, a śmiał się przytem tak serdecznie, jakby chciał przez to wyrazić: „Kiedy mam was u siebie, wtedy dopiero ten napój mi smakuje.“ Miał też ciągle o to staranie, aby naczynia nie byty próżne.
Oficerowie gwardji królowej zawiązali tej nocy spisek, który miał na celu uwolnić królowę nietylko od zgubnego wpływu księży, ale także i z rąk ministra prezydenta Narvaeza, starającego się opanować królową i naród.
Prim i Serrano oświadczyli, że mają zamiar tak dalece pozyskać zaufanie królowej, ażeby byli w stanie oddalić od tronu wszystkie złe wpływy; Olozaga i Topete z zapałem pochwalili ich wniosek. Ci czterej mężowie posiadali taką ogromną władzę, o której potedze zaledwie sami mogli mieć dostateczne wyobrażenie, Nietylko bowiem Olozaga był naczelnikiem potężnego i strasznego stowarzyszenia, ale i Topete posiadał licznych stronników w marynarce, a Prim i Serrano w armji; naturalnie więc ich wpływ połączony musiał stać się wszechmocny. Spodziewali się tym sposobem uwolnić królowę z rąk złych doradców i z pod wpływu jezuickich stronników. Umyślili dopiąć tego, ażeby Hiszpanja dłużej nie jęczała pod ślepym despotyzmem i przebrzydłą władzą inkwizycji, ale żeby pod wolnym, sprawiedliwym rządem królowej, mogła odetchnąć i wzmóc się na siłach.
Na to wychylili puhary — na to się dzisiaj jeszcze ściślej z sobą złączyli.
Królowa po owej rozmowie z Franciszkiem Serraną była najmocniej przekonana, że czterej dygnitarze jej dworu są jej zupełnie oddani. Lecz Izabella nie mogła znieść tej myśli, że już jej Serrano nie kocha — a nawet zwątpiła, czy kiedykolwiek ją kochał, wszak jego pierwsza miłość do owej Henryki należała.
Zazdrościła więc nieszczęśliwej, którą miała za umarłą, nawet i tego jedynego dobra; czuła, że jeszcze dzisiaj byłaby w stanie — dzisiaj może bardziej niż kiedy — z zimną krwią ją potępić, a nawet zamordować, gdyby się jeszcze znajdowała pomiędzy żyjącymi!
Kiedy ojciec Fulgenty następnego wieczoru po owej nocy, spędzonej w pałacu pani Delacour, wszedł na pokoje królowej, znalazł ją bardzo rozdrażnioną i smutną. Przebiegły mnich miał polecenie wspomnieć Izabelli o zakonnicy Patrocinji, i dzisiaj przedstawiała mu się do tego najlepsza sposobność; znalazł bowiem królowę samą, dręczoną wspomnieniem przepowiedni Zantilli.
Tajemnica zakonicy była tak ważną i dawała jej w ręce taką ogromną władzę, że z niecierpliwością wyglądała tej chwili, w której królowa powtórnie zechce zasięgnąć rady jasnowidzącej.
Ojciec Fulgenty pocieszał królowę, upominając, ażeby dziękowała Niebu, że jej cierpienia są tylko lekkie, przemijające.
— Najjaśniejsza pani raczy sobie zapewne przypomnieć ową nieszczęśliwą, ciężko dotkniętą zakonnicę, która przez waszą wysoką łaskę, znalazła schronienie w zamku, ciągnął Fulgenty. Jakże cierpliwie, z jakiem poddaniem się znosi Rafaela del Patrocinio swoje ciężkie cierpienia!
— Żałuję tej nieszczęśliwej z całego serca, odpowiedziała Izabella. Jakże się ma?
— Znów wpadła w ów sen, który jej duszę rozdziera, najjaśniejsza pani!
— Zakonnica znów pogrążona w swoim śnie magnetycznym? zapytała królowa, uderzona nagłą myślą.
— Kiedym się właśnie do pokojów waszej królewskiej mości zbliżał, znalazłem tę nieszczęśliwą, która niedawno w swój stan wpadła, leżącą, bladą jak trup, w niebieskiej sali. Dopiero na mój rozkaz zaniesiono ją do przeznaczonego jej pokoju. Wrażenie, jakie na mnie sprawiła, leżąc bez ruchu w niebieskim pokoju, było tak przejmujące, a zarazem mogące dać powód do różnych zabobonnych pogłosek, żenf postarał się, aby ją siedzącą w fotelu przeniesiono do sypialni.
Izabella dręczona wspomnieniem Zantilli, powzięła zamiar odwiedzenia tej tajemniczej jasnowidzącej, która jej owej nocy wszystko z taką prawdą przepowiedziała. Chciała raz wypytać ją o dręczącą przepowiednię.
— Oddal lokajów i mnichów z pokoju pobożnej siostry, chcemy ją odwiedzić! mówiła Izabella, nie zważając na to, z jaką radością były przyjęte jej słowa przez czcigodnego ojca. Skłoniwszy się pobożnie, pośpieszył wykonać rozkaz królowej.
Izabella była chciwa dowiedzenia się odpowiedzi, jakich jej zakonnica tym razem na zadawane sobie pytania udzieli. Udała się też spiesznie przez komnaty i korytarze do bocznych skrzydeł pałacu.
Królowa była oczekiwaną i bez hałasu otwierały się drzwi; nikt jej nie przeszkadzał i nie utrudniał. Ojciec Fulgenty sprawował sam z pilnością obowiązek szambelana! Ojcowie inkwizycji byli do wszystkiego zdatni i na wszystko przygotowani, co tylko mogło przyczynić się do pomnożenia ich władzy i wpływu!
Po cichu podniósł nakoniec portjerę drzwi prowadzących do sypialni zakonnicy.
Izabella weszła do pustego pokoju. Na fotelu stojącym przed klęcznikiem i wielkim krucyfiksem z kości słoniowej, raczej leżąc niż siedząc znajdowała się jasnowidząca. Izba była oświetlona jedynie wiecznie palącą się lampą przed framugą, w której znajdowała się wielka, z białego marmuru wykuta statua Najświętszej Panny. To niepewne światło podnosiło wrażenie, jakie wywarła na wchodzącej królowej odarta ze wszystkich ozdób cela, tudzież brunatna, pokutnicza suknia jasnowidzącej.
Izabella uczuła mimowolnie trwogę — zdawało się, jakby na nią wionęło nagle straszliwa powietrze Santa-Madre. Ta ledwie żywa, cierpiąca zakonnica, która przed nią leżała z na wpół otwartemi oczami i piętnem śmierci na czole, musiałaby sprawić silne wrażenie na każdym, ktoby ją w tym stanie zobaczył.
Czyż się nie obawiała hrabina genueńska, ażeby Matka Boska nie wystąpiła ze swej farmugi dla ukarania bezczelnego oszukaństwa kusicielki? Nie obawiałaż się, ażeby jej Pan Bóg swemi piorunami nie zdruzgotał? Grzmot zbliżającej się burzy rozlegał się w oddaleniu; odgłos ten zdawał się z napomnieniem i groźbą wpadać przez otwarte okna sypialni zakonnicy Patrocji, i podnosił okropność tej chwili.
Izabella czuła się smutna i niespokojna. Lecz mimo to musiała się koniecznie przekonać o owej przepowiedni Zantilli, a nikt jej nie mógł tego powiedzieć, prócz owej jasnowidzącej, która bez ruchu przed nią leżała.
— Pobożna siostro — królowa cierpi, dręczy ją niepewność i bojaźń przyszłości. Co widzisz około królowej?
Przez chwilę panowało milczenie. Wtem nagle otwarły się powoli usta zakonnicy.
— Widzę same okropności, mówiła jednostronnym głosem. Królowa z dumą i radością myśli o następcy tronu. Niechaj codziennie klęczy i modli się w kościele Antocha, ponieważ grozi jej przekleństwo!
Izabella cofnęła się przestraszona.
— Królowa urodzi chłopca... ale widzę, jak ten chłopiec leży tutaj bez ruchu!
— Umarły!.. Zlituj się — mów dalej!
— Strzeż się księcia de la Torre! szeptała monotonnym głosem zakonnica, a daleki odgłos grzmotu zdawał się jej straszliwie wtórować.
— On mi zaprzysiągł wierność; czegóż więc mam się z jego strony obawiać?
— Strzeż się księcia de la Torre! powtórzyła Aja. Spodziewasz się od niego miłości — lecz on zajęty tylko Henryką!
— Henryka nie żyje. Czyż może kochać umarłą, kiedy się życie do niego uśmiecha? — zapytała królowa porywczo i z tryumfem.
— Henryka żyje! odpowiedziała zakonnica takim tonem, że Izabella cofnęła się przerażona, patrząc szeroko rozwartemi oczyma na jasnowidzącą, którą teraz uważała za dotkniętą napadem gorączki i obłąkania.
— Henryka żyje? powtórzyła królowa po długiej pauzie, jakby chcąc się przekonać o prawdzie wyrażeń, które do niej jasnowidząca wyrzekła.
— Strzeż się księcia de la Torre — Henryka żyje!
— Czy wie on — że żyje?
— Nie — nikt się nie domyśla, że jest uratowaną i gdzie się obecnie ukrywa, mówiła zakonnica. Udaj się na ulicę Aranjuez, tam znajdziesz w willi pani Delacour kochankę Franciszka Serrano!
— Kłamiesz zakonnico, kłamiesz! zawołała Izabella w największem wzruszeniu, drżąc całem ciałem.
— Królowa nie znajdzie już owej Henryki w willi pani Delacour, jeżeli jeszcze tej nocy tam nie pośpieszy! mówiła jasnowidząca, nie zważając na stan okropny, w jakim zostawała królowa po jej ostatnich wyrazach.
— O! gdybyś ty mówiła prawdę, gdyby ta przeklęta kochanki! Serrano jeszcze żyła!....
— Ojciec Fulgenty zaprowadzi królową do owej willi. Jeżeli tam nie przybędzie do północy, to już będzie za późno! mówiła zakonnica.
Izabella namyślając się przez kilka minut stała przy krześle jasnowidzącej, która obudziła w niej nieposkromioną żądzą wyszukania i zgubienia owej Henryki.
— Codziennie klęczeć i modlić się w kościele Antocha zakończyła godna siostra inkwizytorów.
Królowa zdecydowała się na awanturniczą wyprawę, która zupełnie zgadzała się z charakterem i namiętnościami tej prześlicznej córki południa.
— Będziesz mi towarzyszył, czcigodny ojcze! mówiła ona, obracając się do stojącego za portjerą ojca Fulgentego, który zawsze był na zawołanie w potrzebie. Bądź łaskaw powiedzieć lokajowi, ażeby zaprzężono mój mały powozik; byłaby to jednak rzecz dla mnie nader pożądana, żeby nikt się niczego nie dowiedział o naszej nocnej wędrówce. Czekaj na mnie w krzyżowem przejściu; musimy się śpieszyć!
Fulgenty ukłonił się w milczeniu; wiedział, że wszelka przysługa podwójną ma wartość, jeżeli się bez sprzeczek i ociągania wykonywa.
Królowa udała się do swoich pokojów.
Aja ostrożnie się podniosła, przekonawszy się pierw, że królowa odeszła. Nowa gra niemniej dobrze jej się udała, jak poprzednim razem! Jej ciemne oczy błyszczały jakimś piekielnym ogniem. Straszliwy plan uknuty w Santa-Madre, został z jej pomocą uskuteczniony.
W tej chwili wszedł kocim krokiem zgarbiony ojciec Fulgenty, który tymczasem potrafił już uwinąć się z poleceniem zaprzężenia powozu.
— Henryka przed godziną znajdowała się jeszcze w willi, królowa ją tam pewnie zastanie! Znasz tajemnicę i twój obowiązek pobożny bracie; nie opuszczaj więc nastręczającej się sposobności. Hrabina genueńska zbliżyła się do ucha inkwizytora, ponieważ słowa, które mu szepnęła, jakkolwiek byłyby dla niewtajemniczego niezrozumiałemi, przecież nie powinny były być przez nikogo słyszane. Nie potrzebuje się jeszcze infant urodzić, rzekła: nasz wpływ na królową i kraj byłby na zawsze stracony; nie zapominaj o tem!
Fulgenty ukłonił się w milczeniu. Taka to była owa straszna tajemnica, którą ci dwaj zbrodniarze w habitach uknuli pospołu w Santa-Madre.
Ojciec pośpieszył na umówione miejsce. Zakonnica patrzała za nim z takiem zadowoleniem i z taką straszliwą obojętnością na piekielnem obliczu, że przelękłaby się sama siebie, gdyby nagle spojrzała w zwierciadło, podobnie jak bazyliszek, który według podania pada nieżywy 2 obrzydzenia i zgrozy, ujrzawszy siebie w lustrze.
Skoro Fulgenty wszedł na korytarz, zbliżyła się do niego królowa, starannie otulona ciemną zasłoną. Milcząc zeszli oboje na dziedziniec zamkowy do małego ekwipażu, czekającego już na spóźnionych gości. Podobnych ekwipażów używały bardzo często damy honorowe do wycieczek. Otulonemu płaszczem woźnicy ani przez głowę nie przeszło, że to królowa wsiadła do powozu.
— Na ulicę Aranjusz! rozkazał ojciec i wskoczył do powozu.
Ogniste konie stajni królewskiej szybko poniosły lekki powóz przez dziedziniec zamkowy, przez ulice Prado i Kolizeum.
Zbliżała się groźna burza. Czarne chmury tak dalece zakryły niebiosa, że stangret z trudnością mógł pilnować się środka drogi wysadzonej kasztanowemi drzewami. Błyskawice tylko od czasu do czasu oświecały krajobraz.
Fulgenty korzystając z nagłego światła błyskawic, rozglądał się również po drodze, ażeby w danym razie zawczasu wstrzymać powóz. Nakoniec zapytawszy Izabelli o pozwolenie, dał znak woźnicy, że już znadują się u celu. Królowa i jej towarzysz mieli jeszcze paręset kroków do furtki w murze, ale woleli dojść do niej pieszo, ażeby się tam zjawić niespodzianie. Pierwsze krople deszczu zaczęły spadać gwałtownie na wierzchołki drzew kasztanowych, które w małych odstępach stały wzdłuż drogi. Izabelli wszakże nie wstrzymałby ani czas jeszcze bardziej przerażający, ani nawet samotniejsza w pośród takiej nocy, najeżona niebezpieczeństwami droga.
W tej chwili jeszcze bardziej się ściemniło, błyskawice i pioruny rozpoczęły taką straszliwą gonitwę, że zdawało się, że niebo chce przeszkodzić zamiarom tych dwojga, tak różnemi uczuciami pędzonych ludzi i przywieść im przed oczy jak były marne i znikome ich dążenia.
Zrozumiałaź to ostrzeżenie pędzona palącemi namiętnościami i zazdrością Izabella? Albo zrozumiałże je obłudny jezuita, który z okropnym zamiarem tuż za królową kroczył?
W chwili kiedy oboje doszli do muru i zbliżyli się do drzwi, które kilka niskich schodków wskazywało, zdało się ojcu, że słyszy mimo grzmotu piorunów, zbliżające się kroki.
— Ktoś nadchodzi najjaśniejsza pani! szepnął.
Izabella stanęła jak wryta. Zapewne to goście pani Delacour albo wielbiciele jej syren, którzy królowej nie powinni tutaj spostrzec. Stała nieporuszona w gorączkowem oczekiwaniu, patrząc szeroko rozwartemi oczyma na otwór murze, w którym nagle zjawiły się dwie zakryte postaci. Były to kobiety, Izabella nie mogła o tem wątpić!
Fulgenty, który pomimo panującej dokoła ciemności, również dostrzegł te niewyraźne postacie, spojrzał znacząco na królową.
Nagle błyskawica rozdarła ciemności. Izabella wydała okrzyk zgrozy poznała Henrykę, gotującą się z Nepardową do ucieczki.
— To ona! zawołała niezmiernie wzburzona królowa. Ja się nie łudzę — to ona!
W tej chwili, kiedy Henryka, poznawszy również królową, a myśląc, że jest otoczona przez jej siepaczów, wydała straszny okrzyk przerażenia, furtka zamknęła się ze zgrzytem.
Izabella zapominając o wszystkim, chciała doścignąć uciekającą, chciała się oko w oko przekonać, że ta, którą miała za umarłą, żyje — i dać wolny bieg straszliwej nienawiści!
Henryka byłaby zgubioną, gdyby raz jeszcze wpadła w ręce królowej! Stara jednooka złapała ją za rękę i pociągnęła za sobą w ciemnościach.
Już Izabella zbliża się do Henryki podnoszącej z błaganiem w Niebo dłonie — już przebywa schody i mają pochwycić — gdy nagle błysnęło tak jaskrawo i olśniewająco, jak gdyby błyskawica wpadła między królową i uciekającą Henrykę.
Henryka i jednooka, pędzone śmiertelnym strachem, korzystając z chwili rzuciły się spiesznie w ulicę Aranjuez, zewsząd będąc otoczone czarną nocą. Izabella przerażona i oślepiona błyskawicą zamknęła mimo woli oczy, a gdy je otworzyła po chwili, nie dojrzała nigdzie znienawidzonej Henryki. Chciała się puścić za nią w pogoń i już przebiegła schody — wtem nagle uczuła, że jej mała, obuta w jedwabny trzewiczek noga, zaplątała się o jakiś przedmiot leżący na stopniach. Chciała się powstrzymać — jej ręce chwytały powietrze — ojciec Fulgenty nie mógł tak prędko nadlecieć...
Izabella krzyknęła, upadła gwałtownie i ciężko ze schodów na ziemię, otoczona zewsząd nieprzeniknioną ciemnością.
Straszliwy uśmiech zaigrał na obliczu ojca.
Przedmiotem, o który się królowa tak nieszczęśliwie potknęła, był habit, który pobożny ojciec rzucił tam przed kilku sekundami, zapewne dla tego, żeby mu nie przeszkadzał podążać za królową!
Schylił się potem z największą troskliwością ku leżącej i boleśnie jęczącej Izabelli, ażeby jej dopomóc wstać i odprowadzić do powozu — wszak nikogo prócz niego nie było przy królowej. Pioruny i nawałnica, które w tej chwili wyły z podwójną siłą, zdawały się ze zgrozą przypatrywać zbrodni, która w tej chwili przez nikogo niedostrzeżona, spełniała się na ulicy Aranjuez.
— Uciekła! były pierwsze słowa królowej, która wspierając się na ramieniu Fulgentego z trudnością doszła do powozu i z przestrachem pomyślała o wszystkiemu co jej zaledwie przed godziną przepowiedziała zakonnica Patrocinia!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: George Füllborn i tłumacza: anonimowy.