Izabella królowa Hiszpanii/XXXVIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Izabella królowa Hiszpanii
Podtytuł Powieść historyczna
Wydawca Wydaw. "Powieść Zeszytowa"
Data wyd. 1939
Druk Drukarnia "Feniks"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Isabella, Spaniens verjagte Königin oder Die Geheimnisse des Hofes von Madrid
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział XXXVIII.
ARESZTOWANIE KRÓLA.

Niech łaskawy czytelnik nie raczy mniemać, że w opowiadaniu naszem tu i owdzie dopuszczamy się urojenia — wypadki i intrygi owych lat na dworze Madrytu i w dalszych kółkach, były tak awanturnicze i rażące, że nawet księgi historyczne dostatecznie ich określić nie zdołały!
Rozdział niniejszy nietylko przedstawiony jest zupełnie historycznie, ale nadto dziwne postępki królowej, zboczenia króla, komedje zakonnicy Patrocinji i zaraz potem idący rozdział „Sztylet Mnicha“, tudzież Stowarzyszenie „Latającej Pętlicy“, oparte są na najściślejszej prawdzie!
Mniemaliśmy, że aby zasłużyć na wiarę, należało nam zamieścić te kilka słów objaśniających wprzód nim przystąpimy do dalszego ciągu opowiadania.
Franciszek z Assyżu, małżonek królowej, przy najpierwszej sposobności uczynił zadosyć prośbie biednej Henryki — poufnym uśmiechem oświadczył księciu de la Torre, że piękna, blada signora jeszcze żyje i przebywa w domu pani Delacour.
— Zaprawdę, pochwalić należy wasz gust, mości książę! — żartował król, jeszcze z wieikiem upodobaniem myślący o Henryce i spodziewający się wkrótce ją znowu odwiedzić.
Serrano zadrżał na tę wiadomość — powstały w nim i silnie wstrząsały nim tysiączne kwestje i kłopoty! Jakim sposobem Henryka została ocalona? Gdzie przez tyle lat od owej straszliwej nocy miała schronienie? Wiadomość całą uważał za mistyfikację, za skutek jakiejś omyłki — potem znowu obawiał się, bo przypuszczał, że Henryka pozostaje w towarzystwie osławionej pani Delacour.
Dla tego w kilka godzin po otrzymaniu tak udręczającej wiadomości, Franciszek pojechał do willi przy ulicy Aranjuez — po raz pierwszy zwiedzał salony osławionej damy — że śmiertelną trwogą szukał czy się pomiędzy niemi nie znajduje Henryka! Ta myśl była mu tak straszna, że truchlał! Szukał nadaremnie. Pani Delacour nie mogła mu udzielić żadnej innej wiadomości o bladej signorze, prócz tej, że po krótkim pobycie, pędzona jakąś dziwną niespokojnością, jej dom opuściła. Dokąd się zaś udała, tego pani Delacour z wielkim żalem powiedzieć nie umiała i w ogólności o niczem stanowczo nie objaśniła, bo nauczona ostrożnie postępować z dworem, każdą rzecz dobrze obejść umiała.
Lecz pani Delacour, która, jak twierdziła, poczytywała sobie za najwyższy zaszczyt widzieć u siebie marszałka Serrano, zręczną mową zwróciła jego uwagę na piękną Olidję i na dziką Józefę...
Ale Franciszek szybko opuścił salony i wrócił do swojego mieszkania — pragnął spokój, potrzebował pomyśleć, jakim sposobem trafi na ślad wprawdzie ocalonej) ale od niego oddzielonej Henryki.
Tymczasem Mateusz i Fulgenty nie próżnowali u dworu. Pomiędzy nimi a księciem Walencji wybuchała Walka, wprawdzie niezupełnie jawna, bo spotkania nie odbywały się ostro, ale obie strony czuły, że stoją sobie na zawadzie, że się nienawidzą i że za jakąbądź cenę jedna z nich ustąpić musi — obie bowiem dążyły do jednego celu, do nieograniczonej władzy.
Narvaez na swoją obronę miał tylko żelazną wolę i wpływ na królowę Izabellę. Ale Mateusz miał po swojej stronie królową matkę i jej małżonka, a Fulgenty króla.
Narvaez bez wypowiedzenia wojny znał doskonale swojego nieprzyjaciela. Ten srogi, poważny mąż z przeszywającem spojrzeniem, nie obawiał się czarnego towarzystwa, pozwolił mu intrygować wedle upodobania, i czekał aż go tak blisko dotknie, iż od jednego zamachu zgnębi! Bo właśnie Narvaez, jakkolwiek bez serca, ale uczciwy, sądził, że na to posiada władzę; gardził zawziętością i zręcznym wpływym inkwizytorów, i bez troski szedł swoją drogą, która jakkolwiek służyć mu miała do zaspokojenia ambicji, zawsze jednak lepszą była aniżeli ta, na którą ojcowie z Santa-Madre dwór wprowadzić chcieli.
Królowa od owej nocy na ulicy Aranjuez przez kilka dni była niewidzialna — bolesne uczucie dwojakiego rodzaju mocno i potajemnie dręczyło Izabellę, wcale go zrozumieć nie mogła, a jednak gorąco jej duszę paliło.
Nakoniec postanowiła znowu ukazać się w dworskiem towarzystwie, lecz nie dla tego, aby z prezesem ministrów Narvaezem mówić o sprawach kraju, ani też aby się widzieć z mężem lub z matką — ale jedynie, aby się dowiedzieć, czy Franciszek Serrano zna już tajemnicę, która dręczy jej serce. Izabella kochała go teraz jeszcze namiętniej, im więcej nastręczało się powodów do wzajemnej między nimi oziębłości.
Na żądanie królowej w salonach zamku zebrało się dobrane towarzystwo, w któreni nie brakowało nawet samego króla, bo jak utrzymywano, pragnął przez to okazać małżonce, że się raduje z jej widzenia.
Zobaczymy jednak, że zupełnie inna przyczyna skłoniła Franciszka z Assyżu do ukazania się u dworu.
W wielkiej zwierciadlanej sali Filipa, oświetlonej a jour, znajdujemy Narvaeza, oraz ministrów Sartosiusa i Olozagę, marszałka Serrano, generałów Conchę i Prima, O‘Donnela i Bravo-Murillę, admirała Topetego i wielu orderowych oficerów. Około północy ukazują się także Marja Krystyna i książę Rianzares z bogatym orszakiem, a nakoniec i królowa, i Franciszek z Assyżu. Mały pan wygląda rozdrażniony, bo jego zawsze mdłe oczy niezwykle dzisiaj świecą, jakby zajęty był jakimś zamiarem czy postanowieniem, i ma przedsiębiorczą minę, której się nigdy po tym słabowitym królu nie spodziewano.
Rozmowa idzie kulawo i nie chce płynąć jak rzeka — jakieś ciążące przeczucia wyłącznych zawikłań, jakaś zmora dręczy całe towarzystwo, a nikt nie może odgadnąć tego przyczyny! Dziwne to usposobienie może wywołały rozmaite stronictwa, które się potworzyły na dworze, a nawet między narodem.
Wtem w wysokich otwartych podwojach ukazuje się królowa.
Izabella wygląda blada i wzruszona — po marząco zagłębionych powiekach i strudzonem spojrzeniu poznać można, że spędziła kilka bezsennych nocy — ale nagle oczy królowej uważniej przebiegają po sali, jakby czegoś szukały. Ma ona na sobie białą atłasową suknię i z przodu zapiętą mantyllę, bogato koronkami oszytą. W pięknych, bujnych włosach błyszczy brylantowa korona, a gładką, białą szyję zdobi naszyjnik z różnobarwnych drogich kamieni, który włożyła na nią markiza dla większego wrażenia przy ukazaniu się.
Izabella spostrzegła, że ją małżonek wita. Odpowiada na jego słowa urzędownie i z zimnym uśmiechem — również dla formy wita się z Marją Krystyną i przelotnie mówi z nią o swojej siostrze Ludwice, księżnie de Montpensier, która wraz z mężem mieszka w Sewilli.
Potem królowa bardzo łaskawie mówi z Narvaezem, który nie zmieniając miny, zawsze poważnie i zimno odpowiada. Ale Izabella mimowoli spogląda w stronę, w której siedzi marszałek Serrano — ciekawa pragnie wyczytać z jego rysów, czy znalazł Henrykę — niepewność dręczy ją straszliwie!
Z galerji osłonionej bogatemi kobiercami brzmią odgłosy muzyki, a lokaje roznoszą wszelkiego rodzaju owoce i chłodniki, poddają bogate złote tacki, tudzież ozdobne talerze z chińskiemi malowidłami.
Królowa i Marja Krystyna zajmują przeznaczone sobie miejsca; Izabella margrabinie daje rozkaz, aby przyniesiono szampana; jedyny miły jej trunek, ponieważ przyjemnie rozgrzewa i rozmowę dowcipniejszą czyni.
Usłużni lokaje przynoszą iskrzące się wino.
Król, pomimo iż w wielu razach lubił z wyrachowanem brzmieniem głosu nazywać się pierwszym poddanym królowej, od czasu jak się powszechnie dał poznać i jak go naród zaczął radośnie przyjmować, powziąwszy wiadomość, że Izabella zostaje w błogosławionym stanie, zyskał więcej wpływu aniżeli dotąd, a jezuici z Santa-Madre wpływu tego skutecznie używali na swój korzyść.
Już kilka razy Franciszek z Assyżu przedstawiał królowej żądania o utrzymanie jedności w zamku, na którą królowa niechętnie zezwalała — otworzono znowu przeszło pięćdziesiąt klasztorów, a przy wyborach do Kortezów użyto machinacyj i działań korzystnych dla jezuickiego gospodarstwa, na które jednak większa część ludu z niedowierzaniem patrzyła; owszem nawet królowa odważyła się na zakazanie tchnących niezadowoleniem gazeciarskich artykułów, bo redaktora „Herolda“ Sartoriusa (później hrabiego San Louis), mianowała ministrem spraw wewnętrznych aby ująć największego napastnika na te manewry.
Ale Franciszek z Assyżu miał teraz nowe żądanie, i pragnąc je wynurzyć, zbliżył się do krzesła królowej, a panowie i damy dworskie, po dostąpieniu zaszczytu przedstawienia się i rozmawiania z królową, potworzyli drobne grupy.
Jedno spojrzenie przekonało króla, że Narvaez w znacznem oddaleniu rozmawia z ministrem Olozagą o nowem postanowieniu.
— Moja dostojna małżonka raczy mi dozwolić, — mówił do królowej Franciszek z Assyżu, zbliżywszy się z napełnionym do połowy kielichem, abym wychylił ten toast za jej zdrowie i na cześć szczęśliwego rozwiązania najbliższej przyszłości! Ciągle się o nią niezmiernie lękam, bo pojmuje zapewne królowa, jak dalece to mi leży na sercu.
— Dziękuję wam, mój małżonku, — z cicha wymówiła Izabella, niosąc swój kieliszek do ust. Na twarzy jej osiadł jakiś melancholijny wyraz, a niebieskie oczy były zamglone.
— Jedna tylko okoliczność zasępia uśmiechające się do nas szczęście, mówił dalej król, siadając na krześle, które mu Izabella obok siebie wskazała: — okoliczność dająca nam wiele do myślenia, ponieważ szkodząca spokojowi kraju!
Zdziwiona królowa spojrzała na małżonka.
— Przerażacie mnie i przejmujecie ciekawością dowiedzenia się co to za okoliczność? — rzekła półgłosem.
— Najdostojniejsza małżonko, czuje, że dłużej przemilczeć nie mogę! Nikt nas nie słucha, niech więc wolno mi będzie, wynurzyć wam prośbę, którą przezemnie zanosi do was większa część poddanych! Książę Walencji, człowiek obozowy, nadużywa zaufania i wysokiego stanowiska, jakieście mu w swej łasce powierzyli!
— Jak to, mój małżonku! — nie mam najmniejszego powodu niedowierzać prezesowi ministrów Narvaezowi! Któż jeżeli nie on wspierał nas w największych kłopotach silnem ramieniem? Któż umie utrzymać karność w wojsku i porządek pomiędzy generałami? Nie, nie mój małżonku, fałszywe masz wiadomości! to ktoś usiłuje mu szkodzić w twojej opinji!
— Mową twoją dajesz mi uczuć Izabello, że jestem poddanym; ale pomimo to, skoro noszę imię króla, obowiązkiem moim jest, abym, chętnie na wszystko się narażając, zwrócił uwagę małżonki mojej na niebezpieczeństwo, które ci grozi ze strony tego ulubieńca! — dodał król, wymowniejszy dzisiaj niż kiedykolwiek.
— Sądzę, że mnogich wiernych usług, tudzież dowodów poświęcenia, nie umiem wcale księciu wynagrodzić! Nazywacie go moim ulubieńcem, — zgoda, mój panie małżonku, tytuł ten dla księcia potwierdzam w całem jego znaczeniu!
— Mówią w istocie pomiędzy narodem, że z pomiędzy licznych ulubieńców on jeden ma najwięcej prawa do tego odznaczenia!
— Kto na tronie zasiada, winien być wyższy nad wieści podszeptywane narodowi! — dumnie odpowiedziała królowa, jawnie niezadowolona z wyrażeń małżonka.
— Mimo to jednak, Izabello, zważać należy i na to co mówią, bo we wszystkiem znajdzie się nieco prawdy.
— Chcecież mi dawać przepisy, a nawet czynić wyrzuty, mój panie małżonku? Książę Walencji jest potrzebą mojego tronu!
— Jest to człowiek ambitny, dążący jedynie do nieograniczonej władzy — ale zarazem zły dozorca, bo zimno wyrachowane samolubstwo wszystkie czyny jego dyskredytuje! — powiedział rozdrażniony król.
— Sąd o tem mnie pozostawcie. Czy mniemacie, iż jestem tak krótko widząca, iż nie umiem poznać ani przejrzeć do głębi najbliższego mojego otoczenia? Ja od wszelkich intryg trzymam się z daleka, mój panie małżonku, co zaś wam pozostaje do czynienia, o tem powinniście byli mieć sposobność przekonać się dostatecznie przez kilka lat poprzednich, — cierpko mówiła królowa. Powtarzam: tak z daleka, iż byłoby to dla mnie niemożliwe, gdyby serce moje w tem udział miało. Natomiast proszę was pozostawić mi wszelką swobodę — ofiaruję wam bardzo słuszne warunki zgody!
Izabella powstała — niezmiernie rozdrażniona — gorące rumieńce okrasiły nienaturalnie jej twarz dotąd białą — krótkiemi słowy pożegnała Marję Krystynę — chłodno i dumnie skłoniła się królowi, potem oświadczając, że się czuje osłabioną, znikła z sali Filipa.
Franciszek z Assyżu, mały drażliwy panek z cienkim głosem, jeszcze się mocniej rozdrażnił ostatniemi słowy małżonki, gdyż Fulgenty zręcznie mu dał do zrozumienia, że królowa bynajmniej na słowa jego nie zważa i rad jego słuchać nie chce — a skrycie i uszczypliwie wyrachowany zastosował to do chwilowego wpływu króla, o którym tenże nie nadaremnie sobie teraz przypomniał.
Franciszek z Assyżu, chciał raz stanowczo powiedzieć królowej: „strzeż się!“
Śmiejąc się, jakby nigdy nic nie zaszło, wyprowadził królowę z sali — z uśmiechem także przystąpił do panów dworu — swobodnie rozmawiał z królową matką, na której poparcie zawsze z pewnością liczył. Książę Rianzares, który zauważył cośkolwiek z małej sceny jaka zaszła między królem a jego małżonką, a nadto za wpływem ojca Mateusza zazdrościł jeszcze bardziej władzy księciu Walencji i szkodzić mu usiłował, wychodząc z Marją Krystyną z sali Filipa, żartując przemówił cicho do króla:
— Tylko śmiało, Najjaśniejszy Panie — powinniśmy wiedzieć, żeśmy mężczyźni!
Małżonek królowej, uśmiechnął się potwierdzająco — potem na chwilę zatrzymał się i rozmyślał.
— Rianzares ma słuszność! powinniśmy wiedzieć, żeśmy mężczyźni, — szepnął; — powinienem raz wolę moją przeprowadzić, bo ojcom zawdzięczam niejedną przysługę! Nigdy może już nie będę miał takiej władzy jak w tej chwili, muszę więc z niej korzystać!
Przeszedł więc przez salony i udał się do mieszkania małżonki — jeszcze tej nocy zapragnął widzieć się z nią i zamiar swój do skutku doprowadzić. Śmiało mały rozdrażniony pan przyszedł na przedpokoje, krótko i gwałtownie polecił służbowemu adjutantowi, aby go niezwłocznie zameldował królowej. Nie chciał aby jego właśni adiutanci polecenie to spełnili, jak tego etykieta wymagała, a było mu tak spieszno i pilno, iż nie starczyło czasu na te formalności.
W kilka minut później wszedł do gabinetu królowej, która z razu chciała odmówić żądaniu swojego małżonka, ale potem przyjęła go, ponieważ wzruszenie i ją doprowadziło do tego, że postanowiła teraz wyraźnie oświadczyć królowi, iż ona sama tylko rządzi; również zatem zdziwiona, zapragnęła usłyszeć, co jeszcze po niedawnej rozmowie małżonek jej oświadczy.
Franciszek z Assyżu ceremonjalnie powitał królowe.
— Pilny interes sprawia, że o tej jeszcze porze przeszkadzam pani, — rzekł mały rozdrażniony pan, — i nigdy sobie tego natręctwa nie przebaczę, jeżeli przez nie sprawiam pani nieprzyjemność.
I z uprzejmością wskazał fotel, z którego Izabella powstała.
— Więc proszę, chciej również zająć miejsce mój panie małżonku, jestem nadzwyczaj wzruszona!
— Mocno mnie boli, że to słyszę — niech mi wolno będzie krótko się wytłumaczyć, abym pani nie utrudzał!
Król mówił po francusku, co zawsze czynił, gdy był rozdrażniony i prędko rozmówić się pragnął.
— Przychodzę oświadczyć pani, — ciągnął dalej, że postanowiłem dzisiejszej jeszcze nocy przenieść moją rezydencję do Aranjuezu — pragniemy bowiem dopiero z dala od Madrytu, od waszej rezydencji, przyzwyczaić się do tego, że wpływ nasz nie ma żadnego znaczenia!
Izabella powstała na równe nogi — najmocniej przerażona a nawet przelękła, spojrzała na króla uradowanego skutkiem swojej pogróżki.
— Jakto! — chcecie...
— Chcemy przenieść naszą rezydencję do Aranjuezu, pani; takie jest nasze niezmienne postanowienie! Sprzykrzyło się nam być uważanymi za piąte koło u wozu, bo jakkolwiek sami mało co sobie robimy z intryg pałacowych, owszem cieszymy się, że naród nas z nich wyłącza, jednak przywiązanie nasze do ciebie, pani, nakazuje nam mówić wam prawdę! Jeżeli zaś i to jest nam cierpkiemi słowy odmówione, jeżeli po zamku rozgłaszają, że król otrzymał od was ostre napomnienie — to, moja pani, pozostaje jedynie do wyboru krok jakkolwiek ciężki, ale stanowczy! Przychodzę więc ośwadczyć to pani!
To postanowienie małżonka zbyt nieprzyjemnie dotknęło Izabellę — musiała się zastanowić, musiała pierw poznać całą jego wagę. Ta nagła wiadomość nie tylko dotknęła jej serce, ale i rozum.
— 1 cóż to skłania was do obstawania przy dziwnym waszym zamiarze? — spytała nakoniec.
— Nic, jeżeli ten zamiar za dziwny uważacie!
— Pragnę dowiedzieć się, co was skłania do oddzielenia waszej rezydencji od mojej?
— Pozwól mi pani mówić otwarcie! Z mojej strony przebaczenie wtedy tylko nastąpią gdy pani Narvaeza od dworu usuniesz!
Izabella słysząc te ostre i wyzywające słowa małżonka, nagle z całą dumą powstała.
— To nigdy nie nastąpi, Franciszku z Assyżu! My tylko przebaczać możemy, ale nie wy!
— Skoro tak, to pozostaje mi tylko polecić się względom pani. Jeszcze dzisiejszej nocy przenoszę moją rezydencję do Aranjuezu!
Król ukłonił się. — Więc Narvaez pozostaje — szepnął pytająco.
— Pozostaje, Franciszku z Assyżu! Nas groźby nie straszą!
— Za godzinę będziemy daleko od Madrytu!
I król znikł poza portjerą.
Izabella spojrzała za nim widocznie rozgniewana; nieznany książę, którego królem zrobija, nagle ośmielił się wystąpić przeciw niej w sposób, którego się bynajmniej nie spodziewała. Miała do wyboru pomiędzy Narveazem, który był bez zaprzeczenia podporą jej tronu, a owym Franciszkiem z Assyżu, który byt zerem.
Prócz tego jawnie widziała Izabella, że w tej chwili przeniesienie rezydencji króla do Aranjuezu, nagle rozdzielenie dworu jego od jej, głębokie sprawi wrażenie. Wiedziała, iż krążą wieści, rzucające dwuznaczne światło na stosunki jej z królem. Cóż będzie, jeżeli teraz, kiedy błogosławiony stan królowej wszystkim wiadomy, król nagle rezydencję swoją oddzieli i do Aranjuezu przeniesie?
Tak nienaturalne rozłączenie koniecznie dolałoby oliwy do ognia i jeszcze bardziej owe pogłoski utwierdziło.
Strapiona Izabella powiodła ręką po czole. „On nie wyjedzie, choćbym nawet siłą wyjazdowi jego przeszkodzić miała! — rzekła — Muszę mówić z Narvaezem, niech rozstrzygnie, co należy teraz poczynić.“
I królowa przyłożyła rękę do taśmy od dzwonka.
— Prosić tu natychmiast pana prezesa ministrów! — zawołała niezmiernie rozdrażniona.
Narvaez, żelazny człowiek, który sypiał zwykle najwyżej pięć godzin i zawsze był gotów na usługi królowej, w kilka minut później ukazał się w buduarze Izabelli, do którego wszedł po raz pierwszy. Domyślał się, że musi chodzić o coś szczególniej ważnego, kiedy go królowa wzywa wśród nocy i tak nagle.
— Mości książę, — rzekła niezmiernie wzruszona Izabella: za kilka minut może zajść w naszym zamku następujące zdarzenie, jeżeli nie przedsięweźmiemy środków do zapobieżenia mu. Król ma zamiar rezydencję swoją oddzielić od naszej i przenieść do Aranjuezu!
Narvaez porwał się jakby go żmija ukąsiła.
— Król chce się udać do Aranjuezu? — powtórzył niedowierzająco — to niepodobieństwo!
— A jednak przed chwilą mi to tutaj oświadczył!
— To pod żadnym względem stać się nie może! Racz mnie Wasza Królweska Mość upoważnić, a przeszkodzę temu!
— Żądacie nieograniczonego pełnomocnictwa? — z obawą rzekła królowa. — Czyńcie co się wam podoba!
— Proszę o rozkaz na piśmie, Najjaśniejsza Pani, bo bez pełnomocnictwa na piśmie z waszej strony, to co się za kilka chwil stać musi, będzie zbrodnią stanu.
Izabella przystąpiła do stolika i własną ręką przygotowała dla prezesa ministrów pismo nadające mu nieograniczoną moc działania.
Narvaez po niemym ukłonie wyszedł.
W kilka minut później w skrzydle zamku zajętem przez króla, odezwały się wymierzone kroki halabardników księcia Walencji. Doświadczone wojsko nie pytało dokąd je prowadzą i kogo uwięzić mają, lecz niezwłocznie wykonywało rozkazy swojego oficera, a tym oficerem był Olano, którego przed laty widzieliśmy w wojsku karlistów; przeszedł on do królewskiego wojska, przekonawszy się, że wojska don Karlosa rozwiązały się i był poufnym księcia Walencji, któremu tenże dał do spełnienia tak delikatne polecenie.
Olano z halabardnikami zbliżył się do apartamentów króla, i ze wszystkich stron je obstawił; potem bez zameldowania wszedł do pokoju króla, w którym tenże właśnie ze swoim intendentem rozmawiał o natychmiastowym wyjeździe do Aranjuezu.
Franciszek z Assyzu zdziwiony i gniewny spojrzał na natręta, który śmiał najść jego mieszkanie.
— Kto pan jesteś i czego chcesz? — dumnie zapytał Olana.
— Mam rozkaz aresztować Waszą Królewską Mość! — z imponującym spokojem odpowiedział wysoki, brodaty oficer, którego cała powierzchowność zachowała jeszcze ślady dzikiego, przez długie lata w obozach strawionego życia.
— Jesteś pan szaleńcem! — w najwyższem uniesieniu zawołał król, a intendent jego również zdziwiony spojrzał na śmiałego oficera, którego spokoju bynajmniej nie zachwiała gwałtowność małego króla.
— Rozkaż strażom, by tego zuchwałego oficera zawlokły do więzienia stanu, aby nie mniemano, że się z królem podobnych rzeczy dopuszczać można. Kto pan jesteś? Jak się nazywasz?
— Jestem generał Ros de Olano, Najjaśniejszy Panie — kłaniając się odpowiedział oficer.
Franciszek z Assyżu przy tak niespodzianej dumie, z gniewu i przerażenia nie wiedział co począć i jak postąpić; sądził, że się tego dopuszczać zwykli. Gwałtownie zatem często się tego dopuszczać zwykli. Gwałtownie zatem szarpnął za taśmę od dzwonka przywołującego adjutantów.
Nikt nie słyszał i nikt się nie zjawił.
Król zbladł — pośpieszył ku drzwiom, gwałtownie rozsunął portjerę i otworzył drzwi, chcąc sam przywołać znajdujące się na korytarzu straże...
Ale z rozszerzonem okiem cofnął się napowrót do pokoju.
Korytarze i drzwi obsadzone były dzielnymi halabardnikami księcia Walencji!
— To obraza majestatu! — zgrzytając zębami zawołał król. — Pan jesteś buntownikiem! Na rusztowanie z nim! Kto panu kazał tu wchodzić?
— W imieniu królowej mam uwięzić Waszą Królewską Mość! — kłaniając się odpowiedział Olano, — a oto własnoręczny rozkaz Najjaśniejszej monarchini!
Franciszek z Assyżu poznał teraz, że tę przygodę z dobrą maną przyjąć musi; przekonał się, że Izabella chce tak gwałtownym czynem przeszkodzić wyjazdowi jego do Aranjuezu, bo podobna przemiana rezydencji teraz rzuciłaby ciężki cień na królewską małżonkę i jej stan.
Chłodny uśmiech ukazał się na twarzy Franciszka z Assyżu.
— Na wyraźny rozkaz Jej Królewskiej Mości! — powiedział jakby szło o żart. Rozumiemy teraz panie generale, i poddajemy się jako pierwszy poddany królowej, jej najwyższej woli. Król jest aresztowany, donieście o tem Najjaśniejszej Pani! Król pozwolił się uwięzić!
Olano ukłonił się i polecił adjutantowi swojemu wykonać powyższe żądanie, sam zaś nie pytając, pozostał w mieszkaniu króla, którego aresztował.
Jeszcze tej samej nocy, za pośrednictwem królowej matki, odwołana została ta dziwna i nigdy na żadnym innym dworze nie słyszana przygoda. Król zmuszony, ale uśmiechający się, zaniechał swoich zamiarów — owszem nawet zapewne z prawdziwie rzeźwem uczucifem uściskał księcia Walencji, który mu tak gorzko dał uczuć swą władzę! — W duszy obaj sobie niedowierzali bardziej niż przedtem, i oczekiwali tylko sposobności do nowych na siebie napaści.
Wkrótce potem nastąpiło rozwiązanie królowej, wcześniej niż się spodziewano — z wielkim smutkiem i żałobą całego kraju urodziła nieżywego syna!
Przepowiednia mniszki Patrocinji sprawdziła się w sposób straszliwy — tajemnica jej wydała swoje owoce! Nadzieje karlistów i linji Montpensjerów wzrosły na nowo, a wpływ księcia Walencji z każdym dniem w istocie upadać zaczął.
Za to w Santa-Madre życzono sobie szczęścia.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: George Füllborn i tłumacza: anonimowy.