Ja nie jestem poetą
Ja nie jestem poetą poeta ma wiarę
W siebie, w sztukę i ludzkość — ja jej nie mam wcale,
Poeta z swego życia rad zrobić ofiarę
Ideałom swej myśli, i marzeń swych chwale;
Poeta wszystko barwi duszy swej kolorem,
Światłem swego geniuszu, myśli swej odbiciem,
I rzecz zimną dla gminu robi arcywzorem.
I rzecz martwą dla drugich udaruje życiem.
Moje oko nie takie, i myśli nie wieszcze,
W sobie znam niedołężne i słabe stworzenie,
W sztuce widzę myśl wielką nieskończoną jeszcze,
A za ludzkość dziękuję panom nieskończenie;
Nigdy ona nie będzie niczem doskonalszem
Jak dziś, — jest pierwszą cyfrą w długim zwierząt rzędzie
I połączona z sobą cementem najtrwalszym
Spólności interesu — kupcem jest — i będzie.
Poetę kiedy rozwój ludzkości zapala,
To z uwielbieniem wielkie powtarza imiona:
Alexandra Wielkiego, albo Annibala
Cezara, Fryderyka i Napoleona;
Ja przyznaję się szczerze, że tyle poważać
Nie umiem owych sławnych świata wojowników
I nie mogę się wstrzymać, żeby nie uważać
Ich za nadzwyczaj wielkich, ale.. rozbójników.
Gdy poetę zachwyca, rozrzewnia i cieszy
Cudowny postęp nauk, sztuk i wynalazków,
Gdy widzi jako piorun na głos ludzi spieszy,
Pełzając ukorzony po dnie mórz i piasków,
Widzi oba tej ziemi skute z sobą końce
Żelazem, które para w skrzydła dziś zamienia,
Jak człek zawładał wszystkiem, kiedy nawet słońce
Użycza mu za pędzel swojego promienia —
Ja widzę rzeczy wielkie, i piękne i śmiałe,
Która ludzkość mizerna, rachityczna, chora,
Chwyta z obrzydliwością w swoje ręce małe
I przerabia na rubla, gwineę, luidora!
I przyznając, że wielka jest geniuszu siła,
Nie wątpię, (tak użyty bywa ten dar Boży),
Że ludzkość by telegraf i tunel zrobiła
Do piekła, żeby smołę diabłu przedać drożej.
W szlachcie widzi poeta potężne tradycye
Narodu, co tą szlachtą rządził się i wspierał,
W niej widzi bohaterskie zapałem milicye
Na które świat chrześciański z wdzięcznością spozierał,
Ja widzę panów A. B, C. D. i tam daléj
Co już między Turkami nie wzniecą popłochu,
Z których mało uczciwie Pana Boga chwali
I ani jeden pewnie nie wymyślił prochu.
Poeta kiedy patrzy w obraz jaki dawny
Widzi, oprócz zawartych w tem płótnie piękności,
Cały okres tych czasów, w których żył mistrz sławny
I myślą sięga dziejów tej wielkiej przeszłości —
Ja znowu kiedy patrzę na obraz Rubensa
Wspomnienie sławy mistrza w pamięci mi ginie,
Bo przedewszystkiem widzę te kaskady mięsa,
Któremi wszystkie jego zdobne są boginie.
I w dalszym mej spowiedzi z kretynizmu ciągu
Wyznaję na mą hańbę, bo nie na zaletę,
Że od najsławniejszego greckiego posągu
Wolą młodą i ładną, żyjącą kobietę;
I nad wszystkie, co geniusz człowieka wyniosły
Wzniósł z marmuru, granitu, lub spiżu pomniki,
Milszy mi piękny strumień olszyną porosły,
Piękniejszy dąb stuletni w puszczy naszej dzikiéj.
Bo to tylko jest piękne, i wielkie i śmiałe
Co Bóg wszechmocną wolą stworzył i dziś tworzy,
To tylko niezrównane, i to doskonałe
W czem widny niepojęty niczem palec Boży.
I tylko ta natura, z tem pięknem sklepieniem,
W którem miliardy światów z harmoniją tak zgodną
Krążą, rzucone w przestrzeń jednem Stwórcy tchnieniem,
Podziwu jest, uwielbień, i wdzięczności godną.
To mówię do tych panów, którzy pedantycznie
Zarzucają mi pogląd zbyt lekki na rzeczy,
Ale ja wolę lepiej uśmiać się logicznie,
Jak serio, doktoralnie, bredzić nie do rzeczy.
Nie każdemu jest danem tworzyć epopeje,
Albo pisać gruntownie, i w poważnym tonie,
Dlatego mi pozwólcie, niech ja się pośmieję,
Kiedy ja być poważnym nikomu nie bronię.
Poezya rzecz duchowa, to fantazyi dziecię
Nie znosi analizy, lecz buja i śpiewa,
Bo jej godłem jest lutnia, co cicha, a przecie
Zarówno koi ducha, drażni i zagrzewa —
Poezya zaszczyt czyni, lecz nie rządzi światem,
Nie jest kodeksem ludów, tylko cnót podnietą;
I ja uwielbiam cnotę, lecz nie kończę na tem:
Przedewszystkiem chcąc sensu — nie jestem poetą.