Ja nie jestem poetą Miłość ojczyzny • z tomu Piosnki i satyry • Artur Bartels Warjaci
Ja nie jestem poetą Miłość ojczyzny
z tomu Piosnki i satyry
Artur Bartels
Warjaci

MIŁOŚĆ OJCZYZNY.


Ma być u nas sens jaki, ma być jedność jaka,
Każdy grywać chce rolę dobrego polaka,
Każden kocha ojczyznę, każden o niej gada,
Kaźden lepiej jej życzy od swego sąsiada,
Wszyscy zdolni do czynu, do ofiar gotowi,
Majątkiem, krwią i życiem chcą służyć krajowi;
Każden zna jego dzieje, i zna jego prawa,
Pilnuje ściśle granic króla Bolesława
Z jednej strony, a z drugiej ma zawsze gotowe
Dowody na zabory jeszcze Witołdowe;
Słowem, choć zbyt zajadle i niezgrabnie trocha,
Ale, nie ma co mówić, każden Polskę kocha.
Tymczasem proszę bliżej posłuchać każdego:
— Pan lubisz Koroniarzy? Nie lubię... — Dlaczego?
— Bo to ślepe Mazury, rej im wodzić chce się,
A jak stare przysłowie dobrze o nich niesie,
Mądre tylko po szkodzie; gołe, gryzą rzepę
A piórkiem zęby kolą, — ślepe, panie, ślepe...
— Ale Wielkopolanie? — At, Wielkopolanie
Tak między nami mówiąc, czort wie co z nich panie,
Więcej już pachną Niemcem, niźli Słowianinem,
Gdzietam im, dobrodzieju, równać się z Litwinem..
— A Galicyanie? — Franty, nic jak tylko franty,
Galante golec każdy, puste eleganty;
Póki młody to osioł, jak stary to świnia,
Godni pod każdym względem sąsiedztwa Wołynia....
— Zatem i na Wołyniu? — Ostatnie łajdaki,
Odłużone po uszy, szachraje, pijaki,
Jarmarkowe szachraje, kręciele, karciarze

I pierwsze na świat cały jak Pan widzisz łgarze..
— Jednakże Ukraińcy? — Ukrainiec panie
Wołyniak i Podolak, to jedno nasłanie.
Wszystko gorsze od żydów: szlachta i panowie:
Jak pustki nie w kieszeni, to w sercu i głowie;
A od czasu jak wszyscy bez żadnej różnicy
Zaczęli siać buraki na miejsce pszenicy,
Tyle tam i pieniędzy po kasach być musi
Co podatków wniesionych z całej Białej Rusi.
— Więc i Białorusini? — Nie gadaj pan wcale, —
Tam już ani źdźbła Polski, czyściutkie Moskale —
A gołeż, Boże, gołe! Szóstką wprawdzie jedzie
A w banku Dobrodzieju wyżej uszu siedzi;
Ostatnie panie buty wypuści na fanty,
Nie wyłączając nawet chwalone Inflanty.
— Więc niema jak uważam, (zaszczyt to nam czyni,)
Jak Litwa i Żmudź nasza... — Co, panie? Żmudzini?
A toż ostatnie bydło, co się Panu widzi?
Toż Litwin ze Żmudzina całe życie szydzi,
Bo ciemniejszego w świecie nie znaleźć narodu —
Odbierz im Pan czarnoziem, pozdychają z głodu...
— A więc zostaje tylko Litwa nasza droga,
Kraina wypieszczona przez ludzi i Boga.
Prawda! jakich to ludzi ja znałem w Wileńskiem,
W okolicach Trok, Lidy i w całem Grodzieńskiem..
— Tak, tak, są i tam ludzie; jednakże Lidzianie,
W większej części kłótniki i pijawki panie;
W Trockiem mieszkać nikomu ja bardzo nie życzę,
A w Święciańskiem hołysze i procesowicze;
W Grodzieńskiem fanfarony, a koło Oszmiany,
Z bardzo małym wyjątkiem szalone kapcany.
I nie darmo przysłowie o nich stare głosi,
Ze szlachtą jeden łapeć, a jeden but nosi.
Wilenczuki, choć bardzo tłumaczą się górnie,
A między nami mówiąc nabite to durnie
I gapimuchy straszne, jak zwykle próżniaki
Miejskie, co tylko wiedzą gdzie porter i flaki.
— Więc któreż są najlepsze strony? pewnie Mińskie?
— Jużciż, wyjąwszy tylko Mozyrskie i Pińskie
Gdzie żyć jest niepodobna za temi błotami

A przejścia nawet niema, za Poleszukami,
To panie nasza Mińska Gubernia nie żartem,
Może się nazwać krajem nad wszystkie coś wartem..
— Naprzykład Borysowskie, albo Ihumeńskie?
— Daj pan pokój, te wszystkie Wilejskie, Dziśnieńskie,
Psu na budę się zdały, strona leśna, głucha
Zimno, rok cały prawie nie zdejmuj kożucha
Piaski, rodzajność słaba, przemysłu żadnego...
— A ludzie? — Tacyż ludzie, mało co dobrego.
Takież same Bobrujskie, a w Rzeczyckiem panie,
Toć pan chyba zamieszkasz na swoje skaranie.
— Jednak słyszałem Słuckie? — Oho, ho, ho, Słuckie
I te co od Nieświeża jeszcze Nowogródzkie.
No, to panie kraj piękny, nie ma co powiedzieć,
Proszę pana przyjechać i u nas posiedzieć.
Co to panie za ludzie, jaki pogląd zdrowy,
Jakie serca porządne, jakie panie głowy,
Jakie to gospodarstwa, nad ludem opieka,
Jak pięknie zrozumiana jest godność człowieka,
Jak wyrobione wszędzie publiczne jest zdanie,
Jaka cywilizacya, jakie wychowanie,
Jakie cnoty domowe, patryotyzm jaki,
Jakie na każdym kroku ludzkości oznaki
Słowem panie, ta strona to perła jest kraju,
Siądź pan, popatrz i poznaj! pomyślisz żeś w raju...
— Tak — ma być to kraina jak słyszałem, święta
Pan zna zapewne dobrze pana prezydenta?
— Prezydenta, któż nie zna, to sąsiad mój bliski,
Ale to człowiek, powiem pod sekretem, niski,
Nieczysty w interesie, ciemięzca dla ludu,
I pełno na sumieniu różnego ma brudu;
Nie warto mówić o nim — A półkownik panie?
— Półkownik, no półkownik za dziesięciu stanie.
Wiadome jego czyny w całem naszem kółku:
Powstał z tego, że okradł kasę swego pułku...
— Czy podobna? — Tak panie. — A marszałek przecie?
— Takiego rozbójnika nie znaleść na świecie.
Głośna na całą Litwę jest jego karyera

Że do jakiegoś skryptu dopisał dwa zera...
— Doprawdy! a kapitan? — Co ja słyszę panie,
Pan o naszym jak widzę coś wie kapitanie?
O to panie facyata; prawda, że bogaty,
Ależ za to już dmie się za wszystkie magnaty,
A egoistaż, Chryste, niech wymrze świat cały,
Byle tylko u niego owce nie zdychały.
On, a jeszcze deputat, to gagatki panie,
A miej z nimi interes, na życie ci stanie.


∗             ∗

Toż samo o prezesie, o sędzim, majorze,
Nie lepiej o regencie, podsędku, doktorze,
I o panu Michale, i panu Ignacym
I o Pietrze, i Pawle, i o Bonifacym;
Słowem, że wysłuchawszy każdego z tych panów,
Dowiesz się, po rozbiorze wszystkich klas i stanów,
I wszystkich charakterów i wszyściutkich ludzi,
Że w Polsce, Wielkopolsce, na Litwie i Żmudzi,
Na Wołyniu, Podolu i na Ukrainie,
Jeden jest tylko człowiek, co istotnie słynie
Z rozumu i nauki, z cnót swych, z swego zdania,
Z wyższości wyobrażeń, oraz wychowania,
Z dojrzałego poglądu na sprawy krajowe,
Człowiek mający serce ogromne i głowę,
Człowiek rzadki, cudowny, dziwny, niewidziany,
Przy którym wszyscy inni są kpy i kapcany,
Człowiek którego uśmiech wart milionów kilko..
A tym wielkim człowiekiem jest.. jeden on tylko...
Tak że miłość ojczyzny w ostatecznej treści,
Znaczy miłość wszystkiego, co się tylko mieści
W nim samym, jego domu, dwóch składach, spiżarni,
W gumnie, spichrzu, oborze, chlewach i owczarni,
A nienawiść i wzgardę bez granic wszystkiego
Co nie jest nim, u niego, z niego, i dla niego;
Tak że pojąć nie można dla jakiej przyczyny
Pragnie zawsze Ojczyzny od Odry do Dźwiny,
Kiedy jego ojczyzna kończy się tymczasem
O dwanaście wiorst drogi pod sąsiada lasem,
Który, według krążącej na około wieści,
Jako już nie-Ojczyznę, kradnie co się zmieści.

∗             ∗

I z takiem to pojęciem o kraju miłości,
Marzymy o szczęśliwszej dla niego przyszłości.
Nie sercem przepełnionem podłą nienawiścią,
Płaską miłością własną, i własną korzyścią,
Dojdziemy kiedykolwiek, byśmy, chociaż w dali,
Nietylko że narodem, lecz ludźmi się stali.
Patrjotyzm, co wczora był prowincjonalnym,
Dzisiaj zrana gubernskim, w wieczór parafialnym
Niema jutra przed sobą i zrobi najlepiéj
Jak się w smrodliwych ścianach gorzelni zasklepi
I nie wychodząc na świat, nie jawi przed nikiem,
Pięknym sprawy krajowej odziany płaszczykiem,
Bo weń jak w szatę błazna (mówię to najszczerzéj)
Głupiec chyba uwierzy, — mądry nie uwierzy.

1859.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Artur Bartels.