[20]JACEK KARWASZ, BIBLJOPOLA.
I.
Ten się z łokcia przednio pasie,
A owemu płuży rola,
Zysk okwity z ksiąg ma zasie
Imćpan Karwasz, bibljopola.
Z dzieł, wydanych jego sumptem,
Jużby spora była sterta:
Zakasował Jacek Karwasz
Rossowskiego i Elerta!
Dziś, gdy mało cenią sztuki,
Gdy drukują coraz marniéj,
Najpiękniejsze gockie druki
Z Karwaszowej szły księgarniéj.
Trwałe, mądre, piękne księgi:
Takie księgi wnuk zachowa!
Tedy słynie na Warszawę
Oficyna Karwaszowa.
[21]II.
Wielki walor ma pan Jacek
I u mieszczan, i u panów,
Srogą cieszy się wziętością
I szacunkiem wszystkich stanów.
Jakie zyski ciągnie z tego,
Czytelnikom wnet okażem:
Jest burmistrzem na ratuszu
I królewskim sekretarzem!
Mąż wspaniały i rozumny
Ma staturę personata:
Wąs sumiasty, pas złocisty
I bławatna droga szata.
Leżą kiesy z dukatami
W kutej srebrem gdańskiej skrzyni,
Sławny z Jacka alchimista:
Nawet z książek złoto czyni!
III.
Imćpan Karwasz ma pacholę
W osiemnastej cości wiośnie:
Kiedy pojrzy na synaczka,
Aż ojcowe serce rośnie.
Chłopię dobre i układne
I nie w ciemię zgoła bite:
Wszystkich wielkich zna autorów,
Zna łacinę expedite!
[22]
Będzie z niego miał wyrękę
Siwowłosy bibljopola:
Mikołajek, mościpanie,
Nie zależy nigdy pola!
On podniesie kunszt drukarski,
Zyska w świecie aplauz szczery,
Jako niegdyś Szarffenbergi,
Piotrkowczyki i Hallery!
IV.
Na nieszczęsny ród człowieczy
Idą troski nieustanne:
Ujrzał kiedyś młody Karwasz
Francuzicę, dworską pannę.
Jak bestyjka mrugnie oczkiem,
Jak uśmiechnie się zdradliwie —
Tak niebożę Mikołajek
Z miłowania ledwo żywie.
Już mu księgi nie smakują,
Już się w kramie nie ukaże:
Żałośliwie i tęskliwie
Gra pod wieczór na gitarze.
W jego izbie długo, długo,
Płonie lampa w nocną ciszę:
Rzecz okropna! crimen! zgroza!
Syn burmistrza rytmy pisze!
[23]V.
Stary ojciec nic nie gada,
Jedno skrycie cierpi srogo,
Aż nareszcie rzeknie kiedyś:
„Złą ty, synu, idziesz drogą!
Złą ty, synu, idziesz drogą —
Na nasz honor chcesz nastawać:
Co inszego wiersze pisać —
Co inszego je przedawać!
Pierwsze: śmieszne, ba! i głupie,
Drugie: zacne i szanowne,
Kiep wybierze laur poety,
Gdy rzemiosło ma zyskowne!
Pluń na gładką marmuzelę,
Bo inaczej — głód i baty!
Ma wójt Łukasz tęgą córę:
Jutro do niej poślem swaty!”
VI.
Już nie grywa na gitarze
Mikołajek uleczony...
Dwa dni palił na kominie
Rymowane swe androny.
Próżno mruga Francuzica,
Próżno nawet wzdycha zasie:
Młody Karwasz całą duszą
Umiłował gładką Basię.
[24]
Kiedy zamknie kram księgarski,
Wali do niej na Podwale,
I dyskursem ją zabawia
I ukradkiem: „cmok!” zuchwale!
A pan Jacek siwe wąsy
W pełnym miodu macza dzbanie
I do wójta rad się chyli:
„Będą wnuki, mościpanie!..”