Ach, jak mi smutno być, jak fala drżąca,
Która w namiętnych uniesień zapędzie
Srebrną pierś swoją o ziemię roztrąca I łamie skrzydła łabędzie...
W każdym porywie czuć całą istotą,
Jak szklane kręgi powietrza mnie gniotą,
I tkwić w materji władzami wszystkiemi,
Jak niewolnica spętana łańcuchem,
I wiecznie ciężyć i spadać ku ziemi... Ach! jak mi smutno, że nie jestem duchem!
Skrzydłami z tobą spleciona a cicha,
Leciećbym chciała w dalekie błękity
I pić wieczyście rzeźwiące zachwyty Z lilji kielicha...
I na żądz ziemię ze smutkiem poglądać
I nic nie pragnąć, niczego nie żądać
I być dla ciebie, mój tęskny i biały,
Bliźnim aniołem i bratem i druhem...
I w słońce lecieć, jak dwie srebrne strzały... Ach! jak mi smutno, że nie jestem duchem!...
W powietrzu słychać szum gwiazdy, co spada...
Morze się łamie do dna z nawałnicą...
W przepaść się rzuca dysząca kaskada Srebrną mgławicą...
Anioły białe, w noc wieczną strącone,
Gubią z nad czoła promienną koronę...
Całej ludzkości pragnienia i winy
Wrą naokoło straszliwym wybuchem...
Ach! weź mnie z sobą i unieś w wyżyny!... Jakże mi smutno, że nie jestem duchem!
Pójdź, na twych piersiach utul moje skronie
I mów mi słowa anielskie, najcichsze...
Cóż nam do ziemi?... Niech wre i niech płonie W żądz skwarnym wichrze!
Ja — niech tak z tobą na zawsze zostanę
I niech nad nami gwiazdy zadumane
Mgliste zasłony rozpostrą w milczeniu,
Nieskończoności unosząc nas ruchem...
Pójdź!... Czemu bledniesz i drżysz, mój promieniu?... Ach! jak mi smutno, że nie jestem duchem!
O ziemio, praw swych mścicielko! O ziemio,
Która na duchach kładziesz swoje piętno
I szorstką dłonią budzisz tych, co drzemią W noc cichą i beznamiętną...
I do ust, choćby je najświętsze słowo
Zwarło pieczęcią swoją rubinową,
Podajesz czarę ognia i płomieni
I sen odpędzasz jakiemś wrzeniem głuchem...
O ziemio, puść mnie do światła z twych cieni!... Ach! jak mi smutno, że nie jestem duchem!