Jako imć panna Barbara widmo obaczyć chciała
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jako imć panna Barbara widmo obaczyć chciała |
Pochodzenie | Monologi i deklamacye staroświeckie III |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1902 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W WIGILIĄ ŚWIĘTEGO ANDRZEJA.
widmo obarczyć chciała
i jaki był ciekawości onej skutek.
Gaśnie pod borem krąg czerwony,
Mróz owy zachód przepowiada,
Na sennych drzewach kraczą wrony,
I seymikują wróbli stada,
W mrok się osnuwa dworzec stary
Z gankiem na słupach i facyatą,
Ale już wschodzą gwiazd talary,
Melancholijną mżąc poświatą.
Miesiąc wysunie z chmur oblicze,
Ciekawie pojrzy do alkowy,
Jakieś praktyki tajemnicze,
Wesołe czynią białogłowy.
Figluje to to co niemiara,
Wykrzyka, śpiewa i chichota
A kawalerstwu wnijść tu, wara!
Kto zaś do sadła puszcza kota!
Stos na kominie dziarsko płonie,
Bucha zeń jasność krwawo-złota,
Srogie bierwiono po bierwionie
Służebna dziewka w ogień miota.
Gorą z uciechy cudne oczy,
Falują szybciej śnieżne łona,
I gęba nowiu dziwy zoczy
Po oba uszy rozdziawiona.
Jedne kurowi czynią gody,
Złote ma ziarno hojnie sieją,
Insze na misy pełne wody
Wosk leją żółty, cynę leją;
Owe chodakiem izbę mierzą,
Psa dwójka owych mięsem pasie,
A tamte pędem na dwór bieżą,
By zkąd wiatr wieje wiedzieć zasie.
— Posłyszę „chmiela“ oj! posłyszę,
Już w te zapusty czepiec włożę!
— Mnie — widzę — wróżba nie dopisze,
Ja będę rutkę siać, mój Boże!
Między się „młódki“ mieszać raczy
Doletnia panna Domicela:
Zawiłe kwestye w mig tłomaczy —
I nieświadomym rad udziela.
I tylko jedna kwiat — pannica
Do onych praktyk nie należy,
To iej, by lilia zbledną lica,
To znowu na nie żar uderzy,
Czy swego serca słucha szmeru?
Czy ją żałości krwawi kosa?
Pierwsza to gwiazda fraucymeru
Urocza Baśka złotowłosa.
Już jak zabity śpi dwór owy,
Rychło na północ kury wrzasną,
Bije z facyatki blask różowy,
W izdebce Baśki jeszcze jasno.
Jakoś imćpannie nie do spania,
Choć się rozzuła i rozdziała;
Biała koszulka pierś odsłania,
Zalotnie miga nóżka biała.
Dwie się jarzące palą świéce,
Stoi zwierciadło między niemi,
Odbite w tafli Baśki lice
Oczyma błyska lękliwemi,
Przejmuyą dreszcze ciało hoże,
Szczękają ząbki: perły prawe,
Ale, dygocąc, trwa nieboże
Takie ciekawe, ach! ciekawe!
Bo gdy obwieści dzwonka bicie,
Że właśnie północ na zegarze,
Ten, co ją kocha ponad życie,
Nikłem się widmem tu ukaże,
Dla kogóż wianek ona straci?
Komu da serca upominek?
Imćpan Walenty? Imćpan Maciéj?
Gdybyż Marcinek! och, Marcinek!
O tem dumała dzionek cały
Przy kołowrotku i przy igle;
Zamiar to śmiały, ba! zuchwały!
Nie tam dziecinne jakieś figle!
A nuż znienacka za nią stanie
Upior, nie przebit kołem w grobie,
Albo (zmiłuj się, Chryste Panie!)
Sam bies we własnej swej osobie!
Owo się zbliża groźna chwila,
Dyn!... dyn!... dyn!... gdański zegar dzwoni,
Cicho ktoś, cicho drzwi uchyla,
I w oka mgnieniu skoczy do niéj.
Pisnęła panna ledwo żywa,
W błękitnych ślepkach iej się mroczy,
A duch w uściski ją porywa,
Całuje usta, włosy, oczy!...
O! srogie dziwy, do kaduka!
Dotąd na świecie ich nie było!
Baśce haniebnie serce puka,
Lecz jej nie straszno, nawet miło!
A czyje też to uściśnienia,
Czyj duch to, taki zapalczywy?
I rzuci oczkiem od niechcenia,
Aż tu Marcinek, jakby żywy?...
Wołać na pomoc — nie wypada!
Śpią wszyscy dawno... noc już głucha!
Ano! cóż robić? Trudna rada! —
I Baśka w zamian ściska „ducha.“
O całym świecie zapomniała,
Nic już nie widzi i nie słyszy
I ieno liczko ogniem pała,
I jeno pierś się wznosi... dyszy...
A w tem ktoś wrzaśnie im nad uchem —
— Ha? tuście ptaszki! tu kochanki!
I kropiąc kijem jak obuchem,
Przerywa ducha zalecanki.
Jak oparzona Baśka skoczy,
Duch się haniebnie onieśmiela,
Aż mu zaświeci prosto w oczy,
Okrutna panna Domicela.
Dziewka, by lilii blednie kwiecie,
Ze sromu zmysły prawie traci:
Boć to nie duch był żaden przecie,
Ale Marcinek w swej postaci.
A zaś nazaiutrz na podłodze,
Kładą pachołki szmat kobierca,
I pan Marcinek, cierpiąc srodze,
Sto odlewanych wziął od serca!
A gdy się z bólu ledwo rucha,
Siekąc go woła staruch krewki:
— A nie udawaj waszmość ducha!
A nie kuś dziewki! nie kuś dziewki!
A Domicela pannę Basię
Zabrała także „na rozmowy.“
Nic mi dopatrzeć nie dało się,
Z tej pogawędki pannicowéj
Zamknęła alkierz i alkowę.
Jenom posłyszał słówek kilka:
— A nie wywołuj wilka z lasu!
A nie nęć wilka! nie nęć wilka!...
..................
Tak się k’uciesze nam niemałéj
Trefne zdarzenie to skończyło,
I jej i jemu tydzień cały
Jakoś nie dobrze siedzieć było...
Już się zerwała ich zażyłość,
Już wywietrzało im kochanie:
Najskuteczniejszy lek na miłość:
Sto „odlewańców,“ mościpanie!