Jasnowidząca (de Montépin, 1889)/Tom III/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jasnowidząca |
Wydawca | J. Czaiński |
Data wyd. | 1889 |
Druk | J. Czaiński |
Miejsce wyd. | Gródek |
Tłumacz | Helena Wilczyńska |
Tytuł orygin. | La Voyante |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wszyscy nasi współcześni, którzy przed dwudziestu laty Paryż widzieli, przypominają sobie zapewne nędzne, na pół zwalone domki, stanowiące otoczenie najpiękniejszego pałacu na świecie. Było to w tem miejscu, gdzie dziś cudowna budowa nowego Luwru wznosi się. Znajdywały się tam zakłady przemysłowe najrozmaitszego rodzaju: tandety, kramy z książkami i obrazami, kancelarye pokątnych pisarzy i sklepy z żelaziwem i rozmaitemi innemi materyałami.
Obcy człowiek, który tu przybył bądź ze wspaniałego Palais-Royal, bądź z ulicy Rivoli, musiał się zdziwić i uczuć odrazę na widok brudnej gmatwaniny, jaka tu panowała.
Prosimy czytelników naszych, aby raczyli wejść z nami do jednego z tych domów, tworzącego róg ulicy muzealnej. Dom ten jest wąski a wysoki o powierzchowności wcale ponurej. Były w nim dwa wchody: jeden od ulicy muzealnej a drugi od placu, na którym stał karuzel. Jednym z nich można było wejść do winiarni, cały parter zajmującej, drugi zaś służył lokatorom.
Wąskim, ciemnym i wilgotnym korytarzem można się było dostać do kamiennych wschodów, prowadzących na górę. Obok bramy przybita była drewniana tablica, na której można było wyczytać następujące ogłoszenia:
Na pierwszem piątrze:
Bióro do rozmaitych interesów. — Pośrednictwo w zawieraniu małżeństw. — Eskont weksli. — Ściąganie długów. — Układ pism wszelkiego rodzaju. — Zawieranie ugód z wierzycielami. — Biegły w prawie bierze na się zastępstwo we wszelkich sprawach bankructwa i spadków. — Ręczy się za pośpiech i dyskrecyą.
Uwaga: Poszukuje się osób czynnych i uzdolnionych za dobrem wynagrodzeniem. Kaucyi nie wymaga się żadnej.
Chodźmy korytarzem, a potem wschodami na górę i otwórzmy drzwi oznaczone napisem:
Bióro do rozmaitych interesów.
Znajdujemy się w pokoju, którego widok przypomina prowincyą. Ściany zastawione są wysokie mi aż pod powałę sięgającemi szafami, w których są widocznie foljały zasłonięte kartonami. Na kartonach dają się czytać najrozmaitsze napisy. W pokoju widać najmniej sześć stolików, a przy każdym z nich siedzi pisarz licho ubrany, wychudły i bądź porządkuje stosy stemplowanych papierów, bądź pisze.
Opuśćmy ten pokój i wejdźmy drzwiami do właściwej świątyni, to jest do pokoju biegłego w prawie człowieka. Pokój ten jest o wiele mniejszy od pierwszego i o wiele lepiej, ba nawet z pewną wytwornością umeblowany.
Na kominku stoi zegar bronzowy z czasów cesarstwa i dwa duże ramienne lichtarze. Na tapetowanych ścianach rozwieszono obrazy w dużych, szerokich, złocistych ramach, na oknach wiszą kotary z wełnianej materyi. Meble pokryte są utrechckim aksamitem. Między oknami umieszczono biórko do pisania a obok biórka widoczna jest żelazna, ciężka skrzynia, zdradzająca swą ważność czterema zamkami.
Gdy widok tego pokoju zastanowił nas, to jeszcze bardziej zdziwimy się wszedłszy do dalszego.
Tu już prawdziwy przepych panuje. Pokój ten jakkolwiek bez smaku, lecz bogato przybrany. Drogocenne dywany i kotary, pokrycie mebli, malowidła w pysznych ramach nadawały tej komnacie pozór kobiecego budoaru. Zaledwie po biórku do pisania można się było domyśleć, że pokój ten zamieszkuje mężczyzna. W tym pokoju było dwoje drzwi, tak że można było ztąd wyjść nie przechodząc przez kancelarye, któreśmy dopiero co opisali.
Poznawszy urządzenie tego mieszkania, w którem zaszły najważniejsze zdarzenia w naszej powieści opowiedziane, zapoznamy się teraz z osobistościami, które tu przed naszemi stają oczyma.
W gabinecie biegłego w prawie człowieka zdybujemy dwu dawnych naszych znajomych, z którymiśmy się od lat dwunastu wcale nie widzieli. Tyle to już minęło czasu od uwięzienia Vaubarona.
Tymi znajomymi są zbrodniczy ludzie Rodille i Laridon.
Laridon jest jak najstaranniej w czarne suknie przybrany. Człowiek ten siedzący w wygodnym fotelu przy biórku do pisania, wcale imponująco wygląda. Dawniej sędzia, potem tandeciarz nadął się dziś jak powietrzem napełniony pęcherz. Orli nos jego zakrzywiony i ostro kończysty nie był jak dawniej czerwony, lecz prawie niebieski i przedstawiał na bladej twarzy tego człowieka widok osobliwszy. Laridon przykrył łysą głowę niską czapeczką, z pod której skąpe kosmyki żółtych włosów wyglądały. Tylko glos jego nie zmienił się dotąd i był jak dawniej nieprzyjemny i chrypliwy.
Laridon obojętnie spoglądał na akty, które na stoliku leżały. Podczas tego Rodille przechadzał się po gabinecie wielkiemi krokami głęboko w myślach pogrążony. Rodille zmienił się w ostatnich czasach nie do poznania, schudł, postarzał się i prawie wyłysiał. Oczy jego głęboko zapadnięte otoczone były niebieskawemi kręgami, lecz połyskiwały się jeszcze zawsze tajemniczo jak dawniej. Usta jego były zaciśnięte a czoło pomarszczone. Był on podobnie jak Laridon w czarnem ubraniu, które przecież z daleko gorszej materyi zrobione było. Bielizna jego zaledwie białą, mogła być nazwana, a cała jego istota podobna była do pisarza, który pięćdziesiąt franków miesięcznej płacy pobiera.