<<< Dane tekstu >>>
Autor Thomas Mayne Reid
Tytuł Jeździec bez głowy
Wydawca Stowarzyszenie Pracowników Księgarskich
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia Społeczna Stow. Robotników Chrz.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XLIII.  Tajemnica kobiety.

Wiadomość o pojawieniu się w pobliżu band czerwonoskórych była nieścisłą, gdyż plemię Komanczów grasowało faktycznie w odległości pięćdziesięciu mil na wschód. Ponieważ zdarzały się tam na porządku dziennym wypadki masowych morderstw i rabunków, przeto komendant twierdzy Inge musiał zaniechać dalszych poszukiwań Henryka i z oddziałem kilkudziesięciu żołnierzy wyruszyć na pomoc nieszczęsnej ludności, napadniętej przez dzikich łupieżców. Pozostał tylko do rozporządzenia Pointdekstera przewodnik i dwunastu ludzi z załogi oraz kilku młodych plantatorów, którzy zgłosili się na ochotnika, zaintrygowani tajemniczem morderstwem.
Podejrzenia, padające na Mauricea Geralda, jakoby on był sprawcą zbrodni, stwarzały konieczność wyszukania nasamprzód łowcy mustangów i wzięcia go na badanie. Wszyscy wiedzieli, że Maurice przebywa gdzieś w okolicy Alamo, ale nikt nie widział ani jego osiedla, ani nie umiał wskazać dokładnej drogi. Luiza milczała, nie chcąc wyjawić tajemnicy i dobić tym do reszty zrozpaczonego ojca. Zeb Stamp zaś, który mógłby udzielić niezbędnych wskazówek, przepadł jak kamień w wodę, a rozesłani gońce nie mogli go odszukać.
Gdy wrócił ostatni goniec, nie znalazłszy starego myśliwego, zebrani w domu Pointdekstera wyruszyli jedynie z przewodnikiem, na ponowne poszukiwania. Ale zanim upłynęło kilka chwil po ich odjeździe, gdy na dziedzińcu przed domem plantatora zjawił się ni stąd ni zowąd poszukiwany tak długo i daremnie stary Zeb Stamp. Polował w poblizkich lasach na dzikie ptactwo i jak zwykle przyniósł swą zdobycz na sprzedaż. Zdziwiło go bardzo, że bramę od podwórza zastał zamkniętą, lecz bardziej się przeraził, gdy otworzył mu furtkę służący Pluton, ukazując twarz przygnębioną i oczy, pełne żałości.
— Co się tu stało, Plutonie? — zapytał Stamp. — Dlaczego zamknęliście bramę za dnia? Czy może miss Luizę dotknęło jakie nieszczęście?
— Oh, tegoby jeszcze brakowało! Proszę, mister Stamp, panienka wszystko panu opowie.
— A czy mister Pointdekstera zastałem również?
— Pan nasz wyjechał z domu przed pół godziną.
— A to po co? Z kim?
— Z mister Calchunem i mnóstwem sąsiadów, którzy tu zjechali umyślnie.
— Czy mister Henryk pojechał z nimi?
— Niestety! Od wyjazdu jego upłynęło już z górą doba... Koń wrócił do domu sam jeden i cały we krwi, a mister Henryk zginął.
— Żartujesz sobie, Plutonie. Oto zanieś tę dzicz do kuchni i powiedz mi, gdzie jest miss Luiza.
— Jestem tutaj, mister Stamp — rozległ się znajomy głosik z werandy i po chwili stary myśliwy witał piękną kreolkę serdecznem uściśnieniem dłoni.
— Widzę, — rzekł Zeb Stamp, patrząc w zamglone łzami jej oczy, — że Pluton powiedział mi prawdę. Nie chciałbym powiększać cierpienia pani, ale jednocześnie pragnąc pomóc państwu w odszukaniu Henryka, proszę o szczegóły tej bolesnej sprawy.
Luiza opowiedziała wszystko od początku, przemilczając tylko spotkanie swe w ogrodzie i wynikłe potem nieporozumienie pomiędzy Henrykiem a Geraldem. Nadmieniła przytem, że podejrzanym o dokonanie zabójstwa Henryka jest Maurice Gerald.
— To kłamstwo nikczemne! — krzyknął Stamp oburzony do głębi. — Gerald nie mógł popełnić czegoś tak potwornego. Sam byłem świadkiem, jakie miał zawsze uznanie dla brata pani. Nie lubił tylko, nie wiadomo za co, Kasjusza Calchun, ale Henryka nie mógł zabić. Chyba, gdyby wynikło pomiędzy nimi jakie nieporozumienie...
— O nie, nie! — zaprzeczyła Luiza, zdradzając bezwiednie swą tajemnicę. — Henryk szybko pogodził się z Mauricem...
— Więc zaszło coś pomiędzy nimi? — ze zdziwieniem spojrzał Stamp na Luizę. — Nadmieniła pani o zgodzie, więc musieli mieć jakąś awanturę?
— Mister Stamp, — rzekła kreolka, rumieniąc się — proszę mi dać słowo jak przyjaciel i jak człowiek honoru, że nikomu pan nic nie powie.
Zeb położył potężną swą rękę na sercu na znak, iż przyrzeka utrzymać tajemnicę, i po chwili dowiedział się wszystkiego, co mogłoby być powierzone jedynie spowiednikowi, lub osobie, godnej bezwzględnego zaufania. Stamp nie wyraził najmniejszego zdziwienia.
— Nie znajduję w tem nic złego, że serduszko swe oddała pani w posiadanie łowcy mustangów. Wybór pani był znakomity. Gerald nie należy do przeciętnych prostaków z Irlandji, gdyż ma dobrą rodzinę i przeszłość nieskazitelną. Tymbardziej więc, jeśli chodzi o zabójstwo Henryka, to nie mógł on brać w tej sprawie najmniejszego nawet udziału. Być może, że mister Henryk nie został wcale zabitym, bo zakrwawione siodło na jego koniu nie jest żadnym dowodem. A cóż mówi Gerald?
— Mauricea również nie mogą odnaleźć. A gdyby i on był zamordowany? O, Boże, Boże!
— Nie trzeba gnębić serduszka zawczasu. Jeżeli Maurice żyje, znaleźć go można w jego własnem domku w Alamo. Dlaczego nie udano się tam natychmiast? Ach, prawda, nikt nie zna drogi.
— Dziś wszyscy wyruszyli na poszukiwania nietylko Henryka, ale i domu Geralda.
— No, to ja zdążę ich uprzedzić.
— Proszę bardzo, mister Stamp! Niech pan pomyśli tylko, że tutaj mówi się ciągle o zemście, o sądzie Lyncha! Na gorąco, nie rozpatrzywszy sprawy, tłum może rozszarpać niewinnego Geralda. Kuzyn Kasjusz trzyma ich stronę. Pan rozumie? O, na miłość Boską, niech pan uprzedzi Mauricea, że grozi mu takie niebezpieczeństwo! Może dać panu innego konia?
— Nie, dziękuję, — odrzekł Stamp, i pożegnawszy się z Luizą, wyruszył bezzwłocznie w drogę.
Luiza odeszła do swego pokoju, upadła na kolana i zalana łzami zaczęła się modlić.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Thomas Mayne Reid i tłumacza: anonimowy.