<<< Dane tekstu >>>
Autor Thomas Mayne Reid
Tytuł Jeździec bez głowy
Wydawca Stowarzyszenie Pracowników Księgarskich
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia Społeczna Stow. Robotników Chrz.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XXVI.  Podszepty zazdrości.

Pierwszy raz w życiu Luiza doświadczała goryczy zawodu. Czuła, że jest ogromnie nieszczęśliwą i miała zarazem nadzieję, że czas przytępi wszystkie ostrza, godzące w jej serce, że siła jej woli i zdrowy rozsądek zwycięży wszystko. Lecz czas upływał, a widok człowieka, który zakłócił jej spokój, prześladował ją ciągle. Niekiedy miała wrażenie, że nienawidzi go, że mogłoby go zabić z zimną krwią, lub patrzeć, jak go zabija ktoś inny i nie przeszkodzić. Lecz było to uczucie szybko przemijające, chwilowe i znowu Luiza mówiła sobie, że pokochałaby Geralda, gdyby nawet był jej wrogiem, lub wrogiem wszystkich ludzi na świecie, uosobionym szatanem. Wogóle kobiety zdolne są kochać człowieka, którego nienawidzą i dla którego żywią pogardę. Luiza nie mogła ani nienawidzieć Geralda, ani pogardzać nim, chciała być tylko obojętną. Jednak nie udawało jej się to. Całemi godzinami przesiadywała na tarasie i patrzała na drogę, którędy mógł jechać Gerald. Chociaż dała sobie słowo, że będzie unikać spotkań z Mauricem, to jednak codzień wyruszała konno w step, do wsi, z zamiarem spotkania go.
Tymczasem meksykanka przestała jeździć do twierdzy. Luiza wywnioskowała stąd, że Mauriceowi jest lepiej. Pewnego razu, jak zwykle patrzała w step i nagle ku swemu zdumieniu ujrzała Geralda. Jechał powoli, siedząc na koniu z zachowaniem największej ostrożności. Jedną rękę miał przewiązaną i był bardzo blady. Ujrzawszy go, kreolka krzyknęła ze wzruszenia i opadła na krzesło. Jednak nie wygląd Geralda przestraszył ją. Sercem targnęła znowu zazdrość, gdyż pomyślała, że Gerald jedzie z wizytą do Isadory. Tymczasem łowca mustangów zatrzymał się naprzeciwko hacjendy i długo, długo nie odrywał oczu od domu Pointdeksterów, Słaba jakaś nadzieja zabłysła w duszy dzieweczki: a może on teraz myśli o niej? Lecz było to tylko chwilowe przypuszczenie, gdyż Maurice ruszył znowu w dół rzeki i zniknął za krzewami. Wrócił dopiero po upływie godziny, jednak dość było tego czasu na złożenie wizyty i miłe spotkanie. Mijając dom Pointdeksterów, Gerald znowu zatrzymał konia i długo patrzał w tę stronę. Ach, jakaż ironja! Dlaczegóż on taki okrutny? Czy nie lepiej byłoby, gdyby minął ten dom obojętnie i pojechał dalej jedynie ze słodkim widokiem Isadory w duszy.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Thomas Mayne Reid i tłumacza: anonimowy.