Jednostka i ogół/Nietzsche i Nietzscheanizm
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jednostka i ogół |
Podtytuł | Szkice i krytyki psycho-społeczne. |
Data wyd. | 1904 |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Postarajmy się zrozumieć duszę Nietzschego, a stąd i genezę jego idei; a w następstwie — ocenić jej teoretyczną prawowitość i praktyczną wartość.
Nietzsche to indywidualność wybitna i nawskroś uczuciowa, niezmiernie wysubtelniona, przeduchowiona, a wskutek tego, oraz wskutek miękkiego kobiecego wychowania i gorącego przejęcia się początkowego ideami chrystianizmu, — wydelikacona fizycznie, o ciele, uginąjącem się pod brzemionami uczuć i myśli, pod pętami antyfizycznego wychowania. Wobec grozy tego brzemienia i tych pęt, instynkt zachowawczy organizmu rodzi ideę i pragnienie reakcyi biologicznej, zwrotu do fizyczności, ku życiu; reakcya ta, w tak potężnej jak Nietzsche indywidualności przyjmuje potężne rozmiary, olbrzymie natężenie; wyraża się ona we wściekłej nienawiści ku pętom lat młodzieńczych, ku „wzgardzicielom ciała i kaznodziejom śmierci“, i naodwrót — w szalonem pragnieniu potężnej, „twardej“ fizyczności, cielesności, którą uosobił w swym „nadczłowieku“. Tym sposobem „nadczłowiek“ Nietzschego to w zasadniczych rysach psychiczna antyteza jego samego. — „Znużenie i niemoc, mówi Nietzsche, stworzyły bogów i zaświaty“ i ma zupełną racyę, ale nie spostrzegł się, że one to również stworzyły i jego „nadczłowieka“.
Dowód takiego procesu psychicznego u Nietzschego, takiej psychicznej genezy nietzscheanizmu, można znaleść nie tylko w jego biografii, ale i we własnych jego słowach: „jako rzecz najświętszą kochał on niegdyś „Powinieneś“, a później: „dziesięciokrotne przezwyciężenie“ (dekalog) nazywa — „makiem duszy“ (snem) i mówi z pogardą: „ubodzy w duchu sprzyjają snowi“, a odwrotnie: „coraz uczciwiej uczy się mówić owo — ja; a im więcej się uczy, tym więcej się znajduje słów i czci dla ciała i ziemi“. „Nowej dumy nauczyło mnie moje ja, tej uczę ludzi: nie kłaść więcej głowy w piasek rzeczy niebieskich, ale nosić ją swobodnie, tę głowę ziemską, która stwarza treść ziemi“. — „Niegdyś dusza patrzyła na ciało z pogardą i wówczas pogarda ta była rzeczą najwyższą: dusza chciała mieć ciało chude, brzydkie i zgłodniałe“. „Teraz najstraszniejszą jest rzeczą dopuszczać się zbrodni przeciwko ziemi“ i t. d.
Poznawszy nietzscheanizm, jako wybuch, jako bunt istoty przeduchowionej przeciw pokrzywdzeniu ciała, poznawszy jednem słowem uczuciowo-psychiczną genezę nietzscheanizmu, zastanówmy się nad jego genezą logiczną. Proces myślowy Nietzschego był tu bez wątpienia mniej więcej taki: ponieważ uczuciowość, subtelność, miękkość czynią człowieka nieszczęśliwym, nie pozwalają mu zdążać ku swym indywidualnym celom, czynią go niewolnikiem, igraszką w rękach ludzi silnych, bezwzględnych, brutalnych, „twardych“ (dodajmy: przy dotychczasowym ustroju społecznym), a więc: „bądźcie twardzi“. Otóż logika taka nie wytrzymuje krytyki; jest ona taką samą, jak logika człowieka, którzy, przekonawszy się, iż w pewnym kraju grasuje zwycięzka banda rozbójników, radzi mieszkańcom, aby sami dla pomyślności swej i swego kraju, stali się rozbójnikami; tymczasem powinien im poradzić, aby starali się usunąć rozbójników, a głównie, by starali się zmienić grunt, na którym oni wyrastają i tym sposobem zapewnić pomyślność spokojnym pracownikom.
Przypominam sobie, iż w latach młodszych sam kierowałem się tą błędną logiką Nietzschego, jeszcze nic o nim nie słysząc. Zacząłem więc nowicyat „przezwyciężań“: przejść około złamanego cierpieniem kaleki, nie wspomagając go niczem; zastrzelić biednego ptaszka, radującego się życiem śród zieleni; przypatrywać się bez wzruszenia umierającym i t. d. — Oto były pierwsze, łatwiejsze zagadnienia, które należało rozwiązać, by pokonać uczucie, stać się „twardym“. Ale ta nauka była bardzo kosztowna i wątpliwe dawała rezultaty: „natura ciągnęła wilka do lasu“; zresztą zrozumiałem wkrótce, że choćby nawet nauka ta dawała chwilowo pewne korzyści śród twardych również warunków, nie może być jednak ideałem rozwoju ludzkości, lecz tylko chwilową, instynktową reakcyą biologiczną.
Rzecz ciekawa, iż Tołstoj, choć antyteza Nietzschego pod względem biegu życia (Nietzsche od negacyi życia ku życiu, Tołstoj — od życia ku jego negacyi) i pod względem wynikającej stąd teoryi społecznej, popełnia jednak formalnie ten sam błąd logiczny, co Nietzsche. Proces myślowy Tołstoja jest mniej więcej taki: ponieważ najwyższemi zdobyczami kultury, np. sztuką, mogą się napawać tylko próżniaki i wyzyskiwacze (dodajmy: przy dotychczasowym ustroju), więc usuńmy sztukę (prócz chyba jarmarcznej), wogóle stłumijmy kulturę, zniżmy tętno życia do minimum, chłopiejmy — zamiast powiedzieć: podnieśmy ton życia do najwyższej potęgi, czyniąc go zarazem dostępnym dla największej liczby ludzi.
Pod względem praktyczno-społecznym idea Nietzschego, jest usprawiedliwieniem gwałtu, i urzeczywistniona, cofnęłaby ludzkość w czasy barbarzyństwa (tak jak idea Tołstoja — w czasy rajskiego dzieciństwa). Dzisiejszy rozwój społeczny, dążący w kierunku urzeczywistnienia idei sprawiedliwości, idzie w kierunku wprost przeciwnym idei Nietzschego.
Jeżeli dodamy do tego, że i filozoficzne stanowisko Nietzschego, skłaniające się ku grubemu materyalizmowi („jestem ciałem całkowicie i niczem po za tem“), nie da się dziś już utrzymać, to wydawałoby się napozór, że ci, co lekceważą sobie Nietzschego, mają słuszność, — iż nad jego spuścizną przejśćby już należało do porządku dziennego. Nic mylniejszego: Nietzsche długo jeszcze panować będzie nad duszami ludzi wyższych i długo będzie przedmiotem głębokich studyów i komentarzy: nie logika jego, która jest wadliwa i co chwila pryska pod parciem uczucia; nie socyologia, któa jest wsteczna; nie filozofia, która została obalona — lecz głębia psychologiczna i poetyczna potęga — oto co czyni Nietzschego jednym z najwyższych duchów naszej epoki — duchów czczonych i miłowanych przez duchy pokrewne, niezrozumiałych, niedoścignionych przez miernoty; i nie dziw: „kroczy on, jak sam powiada, od szczytu do szczytu, a na to trzeba mieć długie nogi“ — „pisze on krwią“, a na to, by krew odczuć, trzeba samemu mieć krew.
Ale i pod względem praktycznym nie jest nietzscheanizm tak zupełnie pozbawiony wartości: jeżeli tym brutalom, którzyby chcieli przy jego pomocy uzasadniać i usprawiedliwiać swe egoistyczne czyny gwałtów, można roześmiać się z pogardą i zamknąć ich za kratę, to z drugiej strony dla nieuświadomionych dusz subtelnych i ofiarnych potrzebne jest, jako instynkt zachowawczy, pewne minimum „twardości“ i „cielesności“; otóż dusze takie, dowiedzą się od Nietzschego, że są ludzie, którym „podawać należy nie rękę, lecz łapę“ — miękką łapę wam zgruchoczą, lecz gdy im podacie twardą łapę z mocnemi pazurami, wnet nabiorą dla was szacunku. Dusze ofiarne dowiedzą się dalej, że należy się opierać wyzyskowi „najnatrętniejszych żebraków“. Dowiedzą się, jednem słowem, że nie należy zejść aż do roli fakira, karmiącego swą krwią robactwo. Takim duszom miękkim i subtelnym radzimy czytać Nietzschego; niech on, o bracia, będzie dla was biblią, w której znajdziecie pokrzepienie; przy jej pomocy strząśniecie z siebie niejedno gniotące was brzemię, odtrącicie niejednego wampira, co przyłożył swe chciwe ssawki do waszego krwawiącego się ciała.