Jednostka i ogół/Warszawski Hegel czyli czarna niewdzięczność

<<< Dane tekstu >>>
Autor Wacław Nałkowski
Tytuł Jednostka i ogół
Podtytuł Szkice i krytyki psycho-społeczne.
Data wyd. 1904
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
Warszawski Hegel czyli czarna niewdzięczność.


Pan Jeleński, ten jedyny w dziejach idealista, idejowiec, który potrafi z idei budować kamienice (choć taki Hegel nie zdołał zbudować z idei nawet jednego kamienia!); ten niezmordowany maszynista „Roli“, która, niby najdoskonalsza maszyna Bergera, bezustanie pompuje w kółko „powrotną falę“ na posiłek swym łaknącym prenumeratorom; ten rycerz bez skazy i lęku, ten nieugięty „kamienny“ wódz jedynego u nas pisma „niezależnego“, w którego każdym numerze całuje każdego „szanownego ks. Dobrodzieja“ w obie pulchne rączki, a ma nawet, skromnie ukrywaną, ochotę pocałować w oba pulchne — półgębki; ten pan Jeleński, mówimy, doczekał się czarnej niewdzięczności: oto znalazł się ksiądz (Charszewski), który, za zbliżeniem się doń „nieugiętego“ pana Jeleńskiego z pomienionym zamiarem, stawia mu się hardo frontem i nie chce mu pozwolić tej drobnej, a „niezależnej“ przyjemności[1].

Ks. Charszewski i wogóle niewdzięczni konserwatywni przeciwnicy p. Jeleńskiego nie występują przeciw programowi „Roli“, lecz przeciw sposobowi jego eksploatacyi. Jedni konserwatyści, jak pan Jeleński, prowadzą gospodarstwo rabunkowe: chodzi o wyciągnięcie z tego gruntu w krótkim czasie żywota jaknajwiększej ilości dóbr doczesnych dla siebie, a potem niech co chce będzie, aprés nous le deluge; drudzy prowadzą gospodarstwo racyonalne, rachują na dalszą metę: pojmują, że grunt może się wyjałowić, chcą zachować pastwisko na długo dla całej klasy — dla tych pan Jeleński jest niewygodny; inni wreszcie, uczciwszy i naiwni, sądzą, że na gruncie tym da się wyhodować szczęście ludzkości — dla tych pan Jeleński ze swem geszefciarstwem i hipokryzyą jest wstrętny.
Prócz tych różnic ogólnych, co do kwestyi antysemityzmu w szczególności też nie ma zupełnej zgody w obozie konserwatywnym. Antysemityzm natrafia na różne szkopuły: jest on z jednej strony dla konserwatystów dobry, bo budzi w masach fanatyzm i zwracając uwagę na wyzyskiwaczy żydowskich, odwraca ją od — katolickich. Ale ma i złe strony: pomijam już to, że żadne akrobatyczne koziołki pp. Jeleńskich nie zdołają go uchronić od rażącej sprzeczności z nauką Chrystusa; pomijam to, bo strona teoretyczna, brak logiki, nie przeszkadzają zbytnio w obełgiwaniu ciemnych mas; ważniejszą rzeczą jest tu wzgląd praktyczny, że antysemityzm, odwracając chwilowo uwagę od wyzyskiwaczy katolickich, z czasem zaprawia masy do walki z wyzyskiem wogóle, staje się „Socialismus für dumme Köpfe“. To też bezczelniejsi ze wsteczników ubolewają wyraźnie: „antysemityzm, doskonale! lecz to nieszczęście, że często schodzi ze stanowiska rasowego na kapitalistyczne“. Niektórzy wielcy kapitaliści, jako dobrzy chrześcijanie, nawet całkiem odrzucają antysemityzm w imię miłości bliźniego; naturalnie, po co się drzeć, lepiej zgodnie, wspólnie — obdzierać.
Musimy zauważyć, że walki, prowadzone z „Rolą“ przez niewdzięczników konserwatystów na gruncie „zdrowego“ postępu lub na gruncie religii, niewiele szkody wyrządziły panu Jeleńskiemu: on, jako skrajniejszy, zajmuje w walce tej korzystniejsze stanowisko i jest bardzo konsekwentny w dążeniu do swego celu. Postawił on sobie mianowicie bardzo racyonalną zasadę: trzeba zrobić pieniądze; a najwięcej pieniędzy da się wyciągnąć z głupoty ludzkiej. I rzeczywiście: większość tak skołatanego społeczeństwa, jak nasze, składa się z głupców i geszefciarzy, którzy żyją z głupoty i w których interesie leży jej utrzymanie i rozwijanie. Gdy bowiem człeka ogłupi się dostatecznie, gdy mu się wytłomaczy, że zbawienie zależy od rozwartości jego worka, to będzie on w końcu błagał swych opiekunów o przyjęcie grzesznej mamony. Z tak racyonalnej zasady wychodząc, pan Jeleński stara się wszelkimi możliwymi środkami rozkrzewiać głupotę, a prześladować wszelki objaw myśli ludzkiej, wszelkie osobistości, które są jej przedstawicielami; w tem prześladowaniu pan Jeleński nie cofa się przed żadnym środkiem. Zarówno sam on, nie posiadający żadnego naukwego wykształcenia, jak i różni jego pismacy: Werytusy, Sodalisy, Katoliccy hrabiowie X., księża Y. i t. d., wstydzący się nawet podpisać swego prawdziwego nazwiska, napadają brutalnie na największe potęgi umysłowe świata, ufni i słusznie, że znajdą posłuch śród głupców. Stanowisko więc pana Jeleńskiego jest silne, jak silną jest głupota ludzka: p. Jeleński to wielki grzyb trujący, wyrosły na naszem zatęchłem bagnisku społecznem; grzyby takie, wciągając w siebie zbyt wiele błotnych soków i rozrastając się nadmiernie, czasami same pękają, w przeciwnym razie usunąć je może tylko zdrenowanie bagniska.






  1. Ob. broszurę: „Ślepi wodzowie“. Warszawa 1901.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wacław Nałkowski.