Jednostka i ogół/Z powodu odczytów o życiu

<<< Dane tekstu >>>
Autor Wacław Nałkowski
Tytuł Jednostka i ogół
Podtytuł Szkice i krytyki psycho-społeczne.
Data wyd. 1904
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
Z powodu odczytów o życiu.


W poprzedniej naszej pracy wspomnieliśmy nawiasowo o kolizyi dra Fabiana z naszymi filantropami, urządzającymi odczyty; czytelnicy pism przypominają sobie zapewne wymowny protest prelegenta przeciw tym panom, którzy pozwalali sobie odczyty jego, już ulegalizowane, jeszcze ze swej strony cenzurować: wydały się im one jeszcze za mało legalnemi! Panowie ci powinniby na prelegentów naukowych powoływać jedynie reporterów: tylko stanowisko naukowe tych ostatnich odpowiadałoby doskonale wymaganiom i zakresowi umysłowemu tych panów.

Dr. Fabian zebrał swe odczyty w osobną książkę p. t. „Z nauki o życiu“, w której barwnym językiem traktuje objawy życia ze stanowiska ewolucyjnego.
W pierwszym z czterech odczytów omawianego zbioru, zatytułowanym: „U schyłku wieku“, autor omawia ziemię, człowieka i społeczeństwo z ewolucyjnego punktu widzenia: w ich rozwoju.
Człowiek dzisiejszy jest na tej podstawie tylko „przyczynowo warunkowanym wytworem nieskończonej i całe lat szeregi trwającej rozwojowej przemiany — na podobieństwo owej lśniącej kropli wody, którą potok czasu na mgnienie oka wyrzucił ku słońcu, by w przyszłej zaraz chwili znowu zapadła w olbrzymie łożysko i tam zniknęła na zawsze“.
W drugim („dziedziczność“) przedstawia zjawisko dziedziczności i jej teorye: Darwina i Weissmanna. Wielką szlachetnością i podniosłością uczuć nacechowany jest tutaj ostatni ustęp: autor odczuwa tu okrucieństwo przyrody, która wskutek praw dziedziczności, „dziedzicznej doli“ — jednych darzy zadatkami zdrowia, talentu i siły, innych znaczy piętnem niemocy, zwyrodnienia lub zniedołężnienia“ i t. d.; ale z drugiej strony wskazuje autor punkt jasny: „dobrotliwą rękę kultury“, która „pod światłem wiedzy i ciepłem miłości“ potrafi skutecznie przeciwdziałać strasznemu fatalizmowi dziedziczności.
W trzecim („życie i śmierć“) wykazuje brak ostrej granicy między przyrodą martwą a ożywioną, na zasadzie idei ewolucyjnej przemawia za powstaniem życia przez samorodztwo, zastanawia się nad warunkami długości życia i przyczyną śmierci; przytacza mianowicie niezmiernie ciekawy pogląd Weissmanna na istotę śmierci: według tego uczonego śmierć jest jedynie zjawiskiem przystosowania; życie nie dlatego nie przekracza pewnej granicy, iż z natury swojej nie może być wiecznem, lecz dlatego, że nieograniczone trwanie osobnika byłoby bezużytecznym zbytkiem dla gatunku. Dodamy tu od siebie, że teorya ta, o ile jest prawdziwą, wydaje nam się niezmiernie ważną dla rozwoju ludzkości, albowiem z biegiem czasu, w miarę zmniejszania się rozrodczych zdolności jednostki, a zwiększania się jej zdolności gromadzenia zapasów umysłowych, śmierć jednostki stawać się będzie coraz mniej pożyteczną dla gatunku, owszem szkodliwą dlań; a w takim razie przystosowanie wpływać musi w kierunku, jeżeli nie wieczności, to przynajmniej wielkiej długości życia.
W odczycie czwartym („mechanizm i witalizm“) autor rozpatruje stosunek mechaniki do biologii, prawowitość zasad mechaniki w objaśnianiu zjawisk życia. W walce między mechanizmem i witalizmem o objaśnianie zjawisk życia zajmuje stanowisko pojednawcze: przyznaje witalizmowi zasługę krytyki wobec krańcowości grubo-mechanistycznych poglądów na życie; zresztą ostrzega przed wyłącznością jednego lub drugiego „wyznania wiary“ i widzi drogę do celu raczej w ciągłych spostrzeżeniach i doświadczeniach, ciągłem doskonaleniu metod badawczych. Szczególniej występuje autor przeciw przecenieniu stosowania matematyki do rozwiązywania zadań biologicznych i przytacza w tym cel wspaniałą ideę Fechnera, który uważał za możliwe przedstawienie różnych twarzy ludzkich, a nawet różnych wyrazów twarzy po różnych uczuciach, za pomocą formuł matematycznych zamiast portretów. Autor, przypuszczając nawet możliwość, stara się wykazać bezpożyteczność takiego przedstawienia wobec istnienia portretów. Na sąd ten trudno się zgodzić: portret, artyzm swoją drogą, a formuła, matematyka swoją: formuła twarzy, pozwalająca do badań fizyolognomicznych wprowadzić pomiar, ująć zjawiska ilościowo, miałaby obok portretu równie pożyteczne znaczenie, jak obok pięknie namalowanego krajobrazu ma znaczenie mapa, owa matematyczna formuła pejzażu, wyrażona graficznie. Formuły twarzy kombinowane pozwoliłyby konstruować a priori różne wyrazy twarzy, a ich analiza mogłaby nas wiele pouczyć, tak iż, napotykając rzeczywistą twarz, odpowiadającą skombinowanej, nie stawalibyśmy już wobec zagadki, lecz wobec czegoś znanego, podobnie jak stawaliśmy np. wobec Leverierowskiego Neptuna.
Zresztą przy końcu swej pracy sam autor wyraża zadowolenie, że w sprawie zagadkowej czynności komórek, tak zwanego przyciągania z wyboru, „na miejsce zupełnej pojęciowej szczerby stworzono przynajmniej jakiś wzór, jakiś symbol matematyczny, z którym się już przecie rachować można“; autor przytacza tu mianowicie odkrytą przez Hofmeitera i Spirę „selekcyę fizyczną“ t. j. przyciąganie pewnych barwników przez otoczkę klejową sztucznej komórki, i wyraża nadzieję, że to odkrycie wyjaśni wiele zagadek „selekcyi fizyologicznej“ komórek żywych, których zdolność właśnie wybierania sobie materyału odżywczego, dla nich właściwego, uważano dawniej za coś „jakoby mistycznego“. Podzielając w zupełności tę nadzieję, trzeba jednak zauważyć, że nawet całkowite wyjaśnienie zachowania się komórek żywych za pomocą zachowania się martwych (sztucznych), wogóle sprowadzenie objawów życia do mechaniki, wyrażenie ich we wzorach matematycznych, nie odjęłoby jeszcze całej sprawie charakteru „mistycznego“; cofnęłoby jedynie tajemniczość o jeden szczebel głębiej.
Książka dr. Fabiana, obok strony naukowej, stanowiska ściśle ewolucyjnego, posiada jeszcze dwie zalety uboczne: barwność stylu i pewien szlachetny, oparty na ewolucyi, optymizm w poglądzie na życie. W niewielu tylko miejscach zalety te stają się może nieco nadmierne. Tak np. autor, traktując dzieje naszej planety w sposób metaforyczny, porownywając jej życie do życia człowieka, wyjaśnia powstawanie „niebotycznych gór łańcuchów“ młodzieńczemi ognistemi wybuchami (t. j. wulkanizmem); tymczasem wielkie górskie łańcuchy są genetycznie górami tektonicznemi, głównie fałdowemi; są objawem kruszenia się ziemi, objawem nie „młodzieńczych wybuchów“, lecz starzenia się naszej planety, co zresztą sam autor dalej przy omawianiu fałd zaznacza.
Zbytni znów optymizm występuje tam, gdzie autor omawia stosunek moralności do kar: w myśl Lombrosa uważa on przestępców za „zapóźnionych, zacofanych“, niejako za „wykopaliska minionej epoki“, którzy „śród obecnego społeczeństwa stanowią materyał spraw skandalicznych, rozpraw sądowych i zakładów karnych“. Otóż należy zauważyć, że obok przestępców urodzonych, biologicznych, są przestępcy społeczni, nie mający nic wspólnego z jakimś niedorozwojem, atawizmem; ludzie najprawidłowsi, nieraz najszlachetniejsi i których karząc społeczeństwo, wydaje wyrok na siebie, na wadliwość swego ustroju. Powtóre do „rozpraw sądowych“ kwalifikuje się właściwie każde silne odstąpienie od normy, zarówno wstecz, jak i naprzód; a nawet to ostatnie bardziej, bo instytucye są zawsze bardziej zacofane, niż prąd życiowy: przedmiotami „rozpraw“ są nietylko „Kuby Rozpruwacze“, ale i Emmetowie.
Książkę dra Fabiana polecamy czytelnikom jak najgoręcej; już wyżej zaznaczona jego kolizya z „filantropami“ dowodzi wartości ideowej jego odczytów: sąd ciemnoty jest wybornym reaktywem na wykazanie siły światła.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wacław Nałkowski.