Raz, Jeleń zasłabł; więc przyjaciół rzesza Bieży odwiedzić chorego, Każdy chce leczyć, każdy go pociesza, A doktór Daniel, z Łosiem, swym kolegą,
Przez przyjaźń, więc bezpłatnie, z jeleniej apteki Przepisali różne leki: Dyetę, zimne okłady, I tam dalej i tam dalej. Jeleń ze łzami się żali:
«Dajcie mi umrzeć, dziękuję za rady; Pozwólcie tylko, niech w ciszy Wyzionę ducha». Ale ciżba towarzyszy Prośby nie słucha; Płaczą nad chorym, a wpośród lamentu, Pełniąc pociechy smutne obowiązki, Skubali trawę, listki i gałązki, Aż zjedli wszystko do szczętu. Wyzdrowiał Jeleń, ale drugiej doby Zmarł biedak z innej choroby:
Pościł bowiem od świtu do słońca zachodu,
I, dzięki przyjaciołom, musiał skonać z głodu.
O czasy! o zwyczaje! bez pełnej kalety,
Niesposób żyć na świecie. Kędy stąpisz nogą, Wszystko potrzeba opłacać zbyt drogo, Nawet przyjaciół, niestety!