Ból, tak mówili, straszna rzecz,
Bóg ją wybawił z mąk.
I tu złożono ją w ten dół,
A pokąd lato trwa,
Myśmy bawili tu się współ,
Janek, mój brat, i ja.
Lecz kiedy przyszły zimne dnie,
Gdy biały upadł śnieg,
I mój braciszek rzucił mnie
I tu przy siostrze legł».
«Więc jeśli dwoje w niebie już,
Ileż was? dziewczę, mów!»
«Cóż się pytacie, panie, cóż?
Jest nas siedmioro głów!»
«Za niebios próg już wziął ich Bóg!
No, co? to samo znów?»
Darmo tłómaczę, wchodzę w targ,
Jedno wciąż brzmiało z dziecka warg:
«Jest nas siedmioro głów!»