Jezuici w Polsce (1908)/Rozdział 145
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jezuici w Polsce |
Wydawca | W. L. Anczyc i Sp. |
Data wyd. | 1908 |
Druk | W. L. Anczyc i Sp. |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
1820—1833.
Reforma na polu kościelnem, wprowadzona przez Józefa II, cesarza zakrystyana jak go pruski Fryderyk II, a za nim Francuzi nazwali, była w istocie wskrzeszeniem bizantynizmu na Zachodzie. Kościół czyniła służebnicą państwa, władzę papieża poddała pod placetum regium, iż tylko za wiedzą i zezwoleniem rządu znosić się mógł papież z katolikami Austryi, a oni z nim; biskupów i księży wychowała na »urzędników duchownych«, wzięła w kuratelę rządową dobra i majątki duchowne, wprowadziła biurokratyzm do administracyi kościelnej, mieszała się szeregiem drobiazgowych przepisów do mszy św., do chrztów, ślubów, pogrzebów, do kazań i wszelkich nabożeństw. W podobny sposób urządziła zakony; zniósłszy nad nimi władzę jenerałów, poddała je biskupom i rządowi, skoślawiła nowicyaty i wychowanie zakonne, i nie bacząc na cel i ducha reguły, kazała wszystkim zająć się duszpasterstwem albo szkołami. Zakony, które się do tego nie nadały, męzkie i żeńskie, zostały rozwiązane i zniesione, fundacye ich zabrane na t. z. fundusz religijny.
Pierwszym, widocznym wynikiem józefińskiej reformy był wielki brak kleru, w Galicyi może większy jak indziej. Szlachta bowiem, z patryotyzmu polskiego nie chciała oddawać synów na księży, austryackich urzędników duchownych, mieszczaństwo ubogie, nie miało za co posyłać ich do szkół, tembardziej utrapiony pańszczyzną lud wiejski. I do zakonów coraz mniej było powołań, bo reguła upadła, a rząd zubożył je, iż większej liczby wyżywić nie były w stanie.
Dość powiedzieć, że w chwili przybycia Jezuitów 1820 r., w samej archidyecezyi lwowskiej wakowało 70 kilka probostw i kapelanii, tyleż w dyecezyi przemyskiej, nie wiele mniej w tarnowskiej, erygowanej kanonicznie 1826 r.
I dlatego to głównie braku księży, arcybiskup Ankwicz, starał się u rządu i cesarza o zatrzymanie Jezuitów w Galicyi; on chciał z nich mieć kler parafialny i pod swoją poddać władzę, i nie kontent był, gdy mu tych Jezuitów zabierano na profesorów tarnopolskich, więc im dokuczał przy egzaminach, odmawiał aprobaty do słuchania spowiedzi, a nawet do kazań, i nękał różnymi sposoby przez lat kilka.
Tymczasem instytut zabrania Jezuitom zajmowania się duszpasterstwem, bo ich parafią to nie miasto lub wsi kilka, ale świat cały. Nie chcieli jednak odmową zrażać arcybiskupa, więc prowincyał Świętochowski, prosił jenerała zakonu Fortis, o wyjednanie dyspensy papiezkiej i otrzymawszy ją na lat 7, przeznaczył 1821 r. po dwóch księży na parafie w Rossowie, Jabłonowie, Jakobenach i Zastawnej na Bukowinie, do Krzywcza, Lipska, Markowej, Nadwornej, Rohatyna, Sidorowa i Tłustego w Galicyi. Przybyły do nich 1824 r. ubogie górskie parafie na Bukowinie, z ludnością przeważnie niemiecką: Fürstenthal, Gurahumora, Karlsberg, Kocmań, Luisenthal. A dalej 1826 r. Pieniaki, Radziechów, Witków, Pistyń, Narol, Założce, tam byli kapelanami szpitalu Panien miłosiernych.
Przemyski biskup Antoni Gołaszewski, który znał jeszcze dawnych Jezuitów i ich instytut, prosił prowincyała o teologa nadwornego dla siebie O. Rószczyca, dwóch spowiedników dla seminaryum kleryków i o »czasowych pomocników«, bez pasterskiej jurysdykcyi i odpowiedzialności, po dwóch do Tuchowa, Brzozowa i Żurowic, trzech do Kalwaryi Zebrzydowskiej, czterech do Mościsk, dwóch do spalonego Łańcuta, na prośbę hr. Potockiego, tyluż do Przeworska dla posługi w szpitalu Panien miłosiernych, i do Jarosławia, gdzie prepozytem był znany z uprzedzeń do Jezuitów ks. Siarczyński, nieco później do Polany i Mrzygłodu, a 1827 r. do Golcowej.
W tynieckiej, od 1826 r. tarnowskiej dyecezyi, objęli Jezuici pobenedyktyński kościół N. M. P. w Tuchowie za rzeką Białą, posługę duchowną w Mielcu, Myślenicach, Pilznie, Sułkowicach; r. 1824 Mielec i Myślenice zamieniono na Bochnię i Zalasową.
Gdy się skończyło siedmiolecie dyspensy papiezkiej, wystarał się nowy prowincyał Loeffler, przy pomocy życzliwego zakonowi gubernatora Galicyi księcia Lobkowica, o dekret cesarski 24 stycznia 1826 r., pozwalający Jezuitom pracować na parafiach w formie misyi, według instytutu swego. Urządził więc na Bukowinie 3 domy czyli stacye misyjne po 2—5 księży, w Gurahumora, Jakobenach i Kocmaniu. W Galicyi 5 domów: w Nadwornej, Liczkowcach, Markowej, Pieniakach i Borszczowie, z których to domów obsługiwali misyonarze jeszcze 8 innych parafii, tak jednak, że księgi parafialne i jura stolae oddawali świeckim tychże parafii, nominalnym raczej, jak rzeczywistym administratorom. Dopiero 1838 roku jenerał Roothaan, uwolnił misyonarzy od tej zależności.
Prowincyał Loeffler pragnął przy tej sposobności wskrzesić zapomniane od 1773 r. wielkie misye ludowe, znalazł poparcie u gubernatora, ale sprzeciwił się arcybiskup Ankwicz, uważając takie misye za niepotrzebne, pomimo, że 1826 r. tytułem »przygotowania do jubileuszu« Leona XII, pozwolił na kilka misyi ludowych w obwodzie złoczowskim. Niezrażony tem nowy prowincyał Jakób Pierling, udał się 1832 r. wprost do cesarza, o pozwolenie dawania misyi ludowych »na żądanie jednak ordynaryatów«, t. j. biskupów. Niestety, arcybiskup Ankwicz podał 5 warunków niemożliwych do przyjęcia, przemyski biskup Potoczky, uznał misye za niepotrzebne, a zdanie jego poparła rada gubernialna. Tylko tarnowski biskup Pisztek, oświadczył się gorąco za misyami, bo w jego dyecezyi na 2.306 dusz przypada jeden kapłan, a szkół normalnych (miejskich) tylko 7, ignorancya więc rzeczy boskich i ludzkich wielka, powszechna, i sprawił tyle, że większość nadwornej komisyi przychyliła się do jego zdania, a cesarz dnia 27 września 1833 r., pozwolił na misye ludowe, na żądanie lub za wiedza biskupów i pod ich dozorem i po uprzedniem »zawiadomieniu« gubernium, gdyż polityczne władze przestrzegać będą tylko porządku policyjnego. Był to trzeci walny wyłom w józefinizmie.