Jezuici w Polsce (1908)/Rozdział 39

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Wydawca W. L. Anczyc i Sp.
Data wyd. 1908
Druk W. L. Anczyc i Sp.
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


§. 39. Stosunek do panów i szlachty, do miast i poddanego ludu. 1608—48.

U wielowładnych »królików« i zamożnej szlachty, cieszyli się Jezuici poważaniem wielkiem; raz, że wiele pańskich rodów i osób im zawdzięczało nawrócenie swoje; powtóre, że wielu Jezuitów pochodziło z senatorskich i zamożnych domów i skoligaconych było z połową Polski, co w XVII i XVIII wieku ceniono bardzo; a wreszcie, że imponowała im nauka Jezuitów, przykładne życie, i wytężona praca w szkołach, kościołach i na misyach. Więc też jedni zakładali kolegia i domy, drudzy założono już domy uposażali hojniej, inni powierzali im swe sumienie, inni jeszcze swe syny oddawali na wychowanie; wielom zachciało się mieć na wzór króla »nadwornych« Jezuitów, nietylko w domu, ale w podróżach i obozach, jako spowiedników i kapelanów. Nazywało się to misya dworską, missio aulica. Dopraszały się też o nie zacne matrony, fundatorki lub dobrodziejki zakonu. Przełożeni niechętni byli onym »misyom dworskim«, chociaż zawsze po dwóch księży lub księdza z bratem towarzyszem na nie przeznaczano, bo oprócz hartownej cnoty, potrzebna była znajomość świata i ludzi i roztropność wielka. Więc tylko po długich prośbach i naleganiach i na czas krótki pozwalali zrazu prowincyałowie, potem sam tylko jenerał na misye dworskie. Łatwiej je dawano biskupom, jak: Wołucki, Opaliński, Tyszkiewicz, sufragan płocki Starczewski, Maciej Łubieński. Ale otrzymywali je w latach 1623—48 i magnaci, jak: Albrycht, Aleksander i Zygmunt Radziwiłłowie; kanclerz i hetman Lew Sapieha; wda witebski Szymon Sanguszko; wda malborski Melchior Wejher; hetman Koniecpolski; podskarbi koronny Jan Daniłowicz; wda wołyński Mikołaj Czartoryski; wda krakowski Jan Tęczyński; wda braciawski i hetman Mikołaj Potocki; wda poznański Krzysztof Opaliński; marszałek w. k. Łukasz Opaliński; kasztelan kijowski Aleksander Piaseczyński; wda ruski książę Konstanty Wiśniowiecki. Z matron polskich, fundatorek kolegiów i kościołów, miały dworską misyę: Zofia Sieniawska, Anna księżna Ostrogska, wojewodzina pozn Opalińska, księżna Katarzyna z Korniaktów Wiśniowiecka, marszałkowa nadw. Anna Przyjemska, starościna czerwonogrodzka Marya Daniłowiczowa, hetmanowa wdowa Zofia Koniecpolska, wojewodzina pomorska wdowa Marya Działyńska.
Mniej robiono trudności, gdy proszono o kapelana poselstwa. Tak n. p. bisk. Woluckiemu, posłowi do Pawła V r. 1612 towarzyszy teolog Kasper Sawicki; Mikołajowi Wolskiemu, posłowi do cesarza Macieja, kapelan Wojciech Fabrycy; Krzysztofowi Opalińskiemu do Paryża po Ludwikę Maryę 1645 r., krewny jego kapelan Wapowski. Z większą jeszcze gotowością ofiarowano kapelanów obozowych, missio castrensis, hetmanom i rotmistrzom na potrzebę wojenną. W obozie pod Smoleńskiem kapelanowało 5 Jezuitów. Dla załogi smoleńskiej od 1611—54 r. pracowało dwóch lub trzech misyonarzy obozowych. W wyprawie królewicza Władysława na Moskwę 1616—17 r., widzimy 3 Jezuitów litewskich i 2 koronnych. Hetmani Zamojski i Chodkiewicz, w wojnie inflanckiej 1601—5 nie mieli prawie innych kapelanów tylko Jezuitów. Pod Cecorą 1619 r., dwaj kapelani hetmana Żółkiewskiego zabrani do niewoli tatarskiej. W obozie pod Chocimem 1621 r., przy zaciężnych Niemcach 10 Jezuitów, dwóch przy chorągwi kaszt, kalis. Jana Opalińskiego. W wojnie moskiewskiej króla Władysława 1633—4 r. pięciu kapelanów Jezuitów; przy hetmanie Chodkiewiczu dwóch. W regimencie pułkownika Buttlera 1613—17 i 1634 r. kapelanują litewscy Jezuici. Kresowe także wojska, pod hetmanami Zamojskim, Żółkiewskim, Koniecpolskim i Potockim i pod rotmistrzami hufców nadwornych, otrzymywały podczas wojny lub leżenia obozem w polu missionurios castrenses z kolegiów w Kamieńcu, Łucku, Kijowie, z domów misyjnych w Barze, Szarogrodzie i Koniecpolu.
A kapelan obozowy w owe czasy to pierwsza po hetmanie lub rotmistrzu osobistość. W marszach jechał konno lub w kolasie obok niego, w obozach każdej chwili miał wstęp do namiotu hetmańskiego, wolno mu było wstawiać się za winnymi, łagodzić karę. W wilię ważniejszej bitwy, kapelani całą noc słuchali spowiedzi, nad ranem po mszy św. rozdawali komunię i błogosławili rycerstwu na taniec śmiertelny z pohańcem. Nieraz hetman czy rotmistrz powierzał kapelanowi ważną a pilną wiadomość do króla lub rozkaz do podkomendnych wodzów. Niektórzy, jak O. Piotr Kulesza, posiwieli na misyach obozowych. Z innych także zakonów księży zapraszano do tej posługi. Dominikanin sławny ks. Birkowski, dzielnym był kapelanem królewicza Władysława pod Chocimem.
Z bracią szlachtą bywało różnie. W połowie XVII w. jeszcze dość znaczny procent Jezuitów, rekrutował się z rodzin mieszczańskich w Prusach i w królewskich miastach osiadłych; większość jednak pochodziła z dobrej szlachty, była z nią skoligaconą i ojcowiznę swą, całą albo w części, oddawała zakonowi. Jezuita Wojciech Męciński, miasteczko i wsi 17 podarował krakowskiemu kolegium. Zazwyczaj więc sąsiedzkie stosunki z szlachtą były dobre, psuły je czasem spory i procesa o granice i kopce i o legaty, których spadkobiercy nie mieli ochoty spłacić. Było zwyczajem, że Jezuici zapraszali szlachtę na uroczystości kościelne, na popisy i teatra szkolne, odwiedzali ją też, acz rzadko, po dworach, podtrzymując przez to życie sąsiedzkie, towarzyskie. Nie stronili też od szlachty dyssydenckiej tej zwłaszcza, która synów do ich szkół oddawała.
Dla miast polskich, które za Władysława dla przewagi żywiołu szlacheckiego, chyliły się do upadku, kolegia jezuickie z liczną młodzieżą szkolną, były prawdziwem dobrodziejstwem, bo nietylko podnosiły ich poziom umysłowym i stan ekonomiczny, ale okazałością świątyń, gmachów, i wił z ogrodami, przyczyniały się do ich ozdoby. W jezuickiem kolegium skupiało się naukowe i towarzyskie życie okolicy, powiatu czy województwa całego. Rozumiały te korzyści rady i magistraty miejskie i sprzyjały Jezuitom. Tylko w miastach królewskich, jak we Lwowie, Krakowie, Poznaniu, Krośnie, Przemyślu, ścieśnionych murami i wałem, dochodziło przy zakładaniu lub rozszerzaniu kolegiów, do sporów niekiedy ostrych, o place, ulice, mury i rowy miejskie. Wtenczas Jezuici za pośrednictwem biskupa, którego z senatorów, najczęściej samego króla, wchodzili z miastem w »komplanacyę«.
W kilku większych miastach, dawały powód do zatargów apteki, czyli składy ziół, leków i narzędzi leczniczych, które kupcy kolonialni obok innych towarów utrzymywali, ale znalazłeś tam likiery i kordyały, marcypany, cukry i ciasta a nawet książki. Jezuici idąc za przykładem dawnych Benedyktynów, zakładali w większych kolegiach apteki (1773 r. mieli ich 36), pod zarządem brata zakonnego, który zwykle był infirmarzem, nie rzadko słynął na całą okolicę jako wyborny lekarz. Podczas zarazy 1591 r. sławne były w Polsce swą mocą cudowną »pigułki jezuickie«, wynalazku brata Wilhelma Anglika, infirmarza u św. Barbary w Krakowie. Lubo apteki te służyć miały tylko do użytku domowego, dla dobrodziejów zakonu i ubogich, to powszechnie miano do nich większe zaufanie, jak do aptek kupieckich, zwłaszcza, że Jezuici od swoich misyonarzy zagranicznych, otrzymywali nieznane a nadzwyczajne leki jak np. chinina, którą jeszcze 1643 r. nazywano w Rzymie i indziej pulvis jesuiticus. Zmniejszała się przez to klientela aptek miejskich. Aptekarze z skargami do prowincyała, czasem, jak we Lwowie, do sądu biskupiego, ale ponieważ i inne zakony, jak Bernardyni lwowscy, pootwierali domowe apteki, z których korzystała publiczność, więc kupcy kolonialni dali za wygrane i kontentowali się mniejszym zyskiem, albo pozamykali swe składy apteczne. Dopiero koło 1750 r. powstała w Warszawie pierwsza publiczna apteka, godna tej nazwy.
Znaczenia i wpływu swego w miastach, użyli Jezuici na wyrugowanie dyssydentów z rady i magistratu a powoli i z miasta. Dlaczego? bo protestanckie miasta Gdańsk, Toruń, Elbląg, Ryga, Mitawa, rugowały katolików z rady i magistratu, z cechów nawet, i odmawiały im wiele praw obywatelskich. Bo powtóre, w innych polskich miastach, gdzie dyssydenci, do tego Niemcy, stali u władzy, upośledzali polską katolicką ludność, wypierając ją z śródmieścia, odmawiając koncesyi na przemysł i handel drobny i t. d. Bo wreszcie w XVII wieku, w całej Europie, zwłaszcza ze strony protestanckiej, wyznaniowość państwową pojmowano w ten sposób, iż ludziom innej wiary odmawiano praw obywatelskich. O tem zapomina wielu historyków polskich, i mierząc wyznaniowy wiek XVII, bezwyznaniowością XIX i XX wieku, zarzuca Jezuitom fanatyzm najniesłuszniej.
Na srogą niewolę »robaczków ziemi«, poddanego ludu wiejskiego powstawali, z ks. Skargą, wszyscy wybitniejsi kaznodzieje jezuiccy na ambonie, często w pismach. Jakże jednak obchodzili się z poddanym ludem w obszernych swych dobrach? Poddaństwa ludu, które wchodziło ściśle w ówczesny ustrój ekonomiczny, nie znieśli, bo nie było to w ich mocy, ale je łagodzili. Już 1591 r. wizytator Ludwik Masello wydał »instrukcyę« w 14 punktach, jak się obchodzić z poddanymi. Jenerał Akwawiwa 1596 r. upomniał przełożonych, »aby się z poddanymi po ludzku obchodzono«. Prowincyałowie, wizytując kolegia, kontrolowali gospodarskie księgi i sposób obchodzenia się z poddanymi; prowincyał litewski Łęczycki, wydał 1633 r. bardzo surowy okólnik, normujący obowiązki względem poddanych i kary. Kmieć otrzymywał chatę, rolę, bydło robocze, odrabiał przez 2—3 dni pańszczyznę, dostarczał podwód i żywności dla wojska, płacił podatki uchwalone na sejmiku lub sejmie, i pewne daniny do dworu (folwarku). Ale gdy dla zarazy, dla klęsk elementarnych lub wojennych, nie był w stanie tym ciężarom podołać, zastępowało go kolegium, a często żywiło go z rodziną i dobytkiem całymi miesiącami.
Plagami karać mógł tylko świecki włodarz, sędzia zarazem i to nie wyżej 30 plag, za wiedzą jednak i jakby zatwierdzeniem ks. prokuratora. Jeżeli przewinienie było ciężkie, rektor z konsultorami decydował o karze, i tę wykonywał włodarz świecki. Kary pieniężne obracano na ubogich albo oddawano rodzinie ukaranego. Nie były te kary częste, bo dla umoralnienia ludu, budowano po folwarkach kościoły i kaplice, w których księża prokuratorowie nauczali katechizmu, spowiadali i odprawiali nabożeństwa, od czasu do czasu dawano w nich misye ludowe. Szkoda nieodżałowana, że obok kościołów nie stawiali szkółek czytania i rachunku. Na Rusi i Litwie przyprowadzili swych ruskich poddanych do unii, zostawiając im dawny obrządek i księży, sami też miewali dla nich katechizacye i kazania ruskie. Także dla poddanych Litwinów, Żmudzinów, Łotyszów, prowincyałowie przeznaczali księży mówiących ich językiem; ci układali pieśni nabożne i katechizmy w wierszach, których nauczyli śpiewać dziatwę, od dzieci uczyli się starsi.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.