Jezuici w Polsce (1908)/Rozdział 40
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jezuici w Polsce |
Wydawca | W. L. Anczyc i Sp. |
Data wyd. | 1908 |
Druk | W. L. Anczyc i Sp. |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Sto lat mijało od pierwszego zatwierdzenia zakonu Jezuitów przez Pawła III. Zakon rozrósł się na obojej półkuli do tyla, że podzielić go trzeba było na 5 asystencyi, 30 prowincyi, liczył 700 kolegiów i domów, w nich 15.000 członków, nauczał w kilkunastu akademiach, 550 szkołach, 120 konwiktach i seminaryach, dostarczył Kościołowi pięciu Świętych i Błogosławionych, 97 męczenników, 2 kardynałów, kilku biskupów misyonarzy, wielu znakomitych teologów i uczonych, a pracą swą i poświęceniem objął wszystko i wszystkich, bo i dwór królewski i kurye biskupie, i zamki, i dworce pańskie, miasta i wioski, obozy i szpitale, więzienia i rusztowania, katolików, różnowierców i pogan, a przytem nauczał z katedr szkolnych, ogłaszał co roku uczone dzieła i pobożne książki. Protegowany przez papieży i biskupów, królów i możnych świata, nic dziwnego, że pierwszy swój jubileusz obchodził po całym świecie dziękczynnem Te Deum, poprzedzonem misyami ludowemi, przy zjeździe przyjaciół i dawnych uczniów, przy udziale młodzieży szkolnej i uwiecznił go zbiorowem, illustrowanem stalorytami dziełem: Imago primi Saeculi Societatis Jesu 1640, Antverpiae.
W olbrzymim tym ruchu nie byli ostatni Jezuici polscy. Do dawnych 21 domów, przybyły 24 nowe kolegia i domy: w Bydgoszczy, Chojnicach, Wałczu, Płocku, Łomży, Rawie, Krożach, Orszy, Smoleńsku, Pińsku, Grodnie, Brześciu litewskim, Dynaburgu, Reszlu, Gdańsku, Krośnie, Przemyślu, Winnicy, Ostrogu, Barze, Szarogrodzie, Koniecpolu, Kijowie i Perejesławiu. Fundowali je królowie: Zygmunt i Władysław; biskupi: Wołucki, Pac, Kuczborski, Sieciński, Giedrojć; senatorowie i pany: Żółkiewski, Koniecpolski, Chodkiewicz, Gosiewski, Działyńscy, Sapiehowie, Radziwiłły, Ossoliński, Gostomski, Tuczyński, Bal, Szadurski; zacne matrony: Sieniawska, Ostrogska; sami wreszcie Jezuici: Męciński, trzej Kojałowicze, Jelec. Dzięki tej ofiarności Jezuici polscy w tej dobie nauczali w jednej akademii i 35 szkołach w Koronie i Litwie, zanieśli światło nauki w puszcze litewskie i żmudzkie i na kresy rzpltej.
Zanieśli oni tam już pierwej wiarę i obyczaje katolickie.
Uskromiwszy różnowierców, swobodniej oddać się mogli na usługę katolików. Pracowali zaś na ambonie i w konfesyonale, podtrzymując ducha katolickiego bractwami i wystawnem nabożeństwem, nietylko w własnych kościołach, lub zaproszeni do innych, nietylko w szpitalach, więzieniach miejskich, ale każde ich kolegium, zwłaszcza kresowe, rozsadnikiem było misyonarzy ludowych po wsiach i miasteczkach okolicznych. Krakowscy Jezuici apostołowali w Sądeczyźnie, na Spiżu i Podkarpaciu. Z Jarosławia i Lwowa, z Łucka i Kamieńca szli misyonarze na Ruś i Pokucie, Wołyń i Polesie, do Mołdawii i Krymu. Z Baru, Szarogrodu i Kijowa, rozchodzili się po obojej Ukrainie. Za Dnieprem, w braku kościołów, pobudowali na prędce drewniane kaplice. Ryga a potem Wenden, dostarczały misyonarzy Inflantom. Z Wilna, Nieświeża i Kroż, szła misyjna praca w zakątki Litwy i Żmudzi. Z Gdańska i Torunia dobierali się do Kurlandyi i Prus książęcych. A dopieroż gdy srożyła się zaraza, towarzyszka w owe czasy każdej wojny, rozpuszczano wprawdzie szkoły, księża i klerycy chronili się po wilach i folwarkach, ale zawsze zostawało w kolegium kilku księży i braci dla duchownej pomocy i posługi chorych. Gdy ci poumierali, przychodzili na ich miejsce drudzy. W dobie, o której piszemy, grasowała zaraza 1609 r. w obozie pod Smoleńskiem (umarł na nią spowiednik pary królewskiej, kapelan dywizyi zaciężnych Niemców, O. Barcz), przeniosła się do Warmii i Mazowsza. Po wojnie chocimskiej 1621 r. i najeździe Szwedów na Inflanty, morowe powietrze przez 4 lata trapiło raz te, raz inne województwa Polski i Litwy. Wzmogło się znowu z powodu wojny szwedzkiej 1626 r. i zabierało ofiary do 1630 r. Na tych posługach zarażonym utraciło życie 60 kilku księży i braci; w jednym tylko 1625 r. aż 30-tu.
Gorliwości apostolskiej polskich Jezuitów nie wystarczała Polska. Gęstymi listami do jenerałów, dopraszali się o misye w akatolickich krajach, gdzie wrzało prześladowanie: do Holandyi, Danii, Moskwy i do pogańskich krajów, do Chin, Japonii, gdzie wyszukanemi mękami gubiono chrześcijan, a zwłaszcza misyonarzy, i do Persyi, Turcyi i Krymu. Tylko trzej uprosili sobie misyę chińską: O. Andrzej Rudomina, Litwin, który po dwóch latach umarł na piersiową chorobę 1631 r. i pochowany w Foci; O. Michał Boym, Lwowianin, kapelan poselstwa chińskiego do Innocentego X 1651 r.; O. Mikołaj Smogulecki, sterany pracami zakończył życie w Kiansi. Czwarty, O. Wojciech Męciński puścił się na misyę do Japonii, w chwili, kiedy długie a potworne katusze, stosy i miecze wytępiły już prawie misyonarzy. Przy wylądowaniu na japońską wyspę Satruna, zdradzony przez szpiegów, zawieziony do Nangasaku, przez 7 długich miesięcy, 105 razy męczony był »pojeniem i wydeptywaniem z wnętrzności wody«, a 7 dni ostatnich przebył, zawieszony głową na dół, w cuchnącej zaraźliwymi wyziewami jamie, gdzie też bohaterską duszę, męczennik za wiarę, oddał Bogu 23 marca 1643 r.
Słusznie więc z resztą zakonu, obchodzili polscy Jezuici pierwszy swój jubileusz najwspanialej. W większych kolegiach, uroczystość jubileuszowa zamieniła się w wielką misyę ludową, która trwała 8 dni, w mniejszych domach, 3 dni. W Warszawie, dla ozdoby kościoła jezuickiego Matki Boskiej, przysłali król, królewicze i senatorzy, z skarbców swoich i komnat złote i srebrne naczynia, kosztowne obicia i makaty, cenione na 50.000 złp. Codziennie inni biskupi celebrowali sumę, inni kaznodzieje głosili kazania. Po nabożeństwie król JM. oczekiwał przedniejszych gości w kolegium i obiadował z nimi, tymczasem u furty, 500 ubogich, kosztem kolegium, otrzymywało posiłek, usługiwali im Jezuici. W Wilnie illuminacye, salwy z dział, celebry, kazania misyjne. Ozdobą kościoła św. Jana zajęli się studenci humaniści i gramatycy; filozofowie zaś i teolodzy w oracyach, głoszonych w kościele, sławili papieży i królów polskich, jako opiekunów, biskupa Protaszewicza jako fundatora akademii. U furty wszystkich trzech kolegiów wileńskich goszczono ubogich.
W podobnie świetny sposób obchodziły jubileusz inne domy. Szerokie koło duchownych i świeckich dygnitarzy, przyjaciół zakonu i ludzi wszystkich stanów, wciągnięte do obchodu, składało niejako hołd zakonowi, potęgując urok i wzięcie, jakiem cieszył się w Polsce, pomimo przykrości ze strony dyssydentów i pewnej frakcyi katolickiej.
Nie brakło i na dziełach łacińskich i polskich, wierszem i prozą, uwieczniających ten obchód jubileuszowy; znamy ich ośm.