<<< Dane tekstu >>>
Autor Jack London
Tytuł John Barleycorn
Wydawca E. Wende i Spółka
Data wyd. 1926
Druk Drukarnia L. Wolnickiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Antonina Sokolicz
Tytuł orygin. „John Barleycorn“
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ I

Wszystko to się zdarzyło pewnego dnia podczas wyborów. W ciepłe kalifornijskie popołudnie jechałem konno wdół Doliny Księżycowej z fermy, znanej z wzorowej hodowli stadnin, do małej wioski, aby głosować tak, lub nie, na mnóstwo projektowanych reform konstytucyjnych w stanie Kalifornja. Z powodu gorącego dnia kilka razy piłem przed głosowaniem, piłem również po głosowaniu. Przejeżdżałem przez wzgórze pokryte winem, oraz przez falujące pastwiska wzorowej fermy i przybyłem do domu, aby jeszcze raz wypić podczas kolacji.
„Jakże głosowałeś w sprawie reformy wyborczej?“ zapytała Charmian.
„Głosowałem za reformą.“
Charmian wyraziła zdumienie, ponieważ wiadomem było, że za młodych lat, pomimo moich gorących uczuć demokratycznych, oponowałem zawsze przeciw równouprawnieniu kobiet. W późniejszym i bardziej już tolerancyjnym wieku godziłem się, coprawda bez entuzjazmu, na równouprawnienie, jako na nieuniknione zło socjalne.
„A dlaczego jednak głosowałeś za reformą?“ zapytała Charmian.
Odpowiedziałem. Odpowiedziałem wyczerpująco. Odpowiedziałem z oburzeniem. Im dłużej odpowiadałem, tem więcej byłem oburzony. (Nie, bynajmniej nie byłem pijany. Koń, na którym jechałem, nazywał się odpowiednio: „Bandyta”. Chciałbym widzieć pijanego jadącego na nim.) Ale jak to powiedzieć? — Byłem podniecony. Czułem się znakomicie. Byłem żartobliwie wesoły.
„Kiedy kobiety staną u urny wyborczej, będą głosowały za prohibicją” powiedziałem „Przecież to właśnie żony, siostry, matki, i tylko one, wbiją ostatni gwóźdź w trumnę John’a Barleycorn.
„Ja zaś myślałam, że jesteś przyjacielem John’a Barleycorn” wtrąciła Charmian.
„Jestem nim. Byłem nim. Nie jestem nim. Nie byłem nim nigdy. Wtedy najmniej jestem jego przyjacielem, kiedy przebywam z nim i kiedy się zdaje, że jestem najbardziej z nim zaprzyjaźniony. On jest królem kłamców. On jest najszczerszym prawdomówcą. Jest też dostojnym towarzyszem, z którym się obcuje, jak z bogami. On jest również w lidze z Kostuchą. Jego drogi prowadzą do nagiej prawdy i do śmierci. On daje jasną wyobraźnię i mętne sny. On jest wrogiem życia i nauczycielem mądrości, poza życiową mądrością. On jest mordercą o czerwonych rękach i on zabija młodość”.
Charmian patrzyła na mnie i wiedziałem, że dziwi się, skąd przyszły mi podobne myśli do głowy.
Mówiłem dalej. Jak powiedziałem, byłem podniecony. W moim mózgu każda myśl była wykończona. Każda myśl w maleńkiej swej celi była gotowa rozbijać drzwi, jak więźniowie o północy, oczekujący na wyłamanie zamków, i każda myśl była wizją wyrazistą, ostro zarysowaną, nieomylną. Mózg mój był przeniknięty jasnością białego światła alkoholu. John Barleycorn gubił się w chaosie prawdomówności, zdradzając najskrytsze tajemnice. A ja byłem jego wyrazicielem. Mnóstwo wspomnień z przeszłości cisnęło mi się do głowy, wszystkie uszeregowane jak żołnierze podczas wielkiej rewji. Dobierałem je i rozważałem, niektóre szczegółowo. Byłem panem swych myśli, mistrzem wymowy, jak również mistrzem w uogólnianiu doświadczeń, zdolnym nieomylnie ustanawiać daty i konkretyzować swoje wnioski. Gdyż w ten sposób John Barleycorn nęcił i łudził, płodząc mikroby pożerające inteligencję, podszeptując swoje fatalne poglądy na prawdę, wnosząc jasne błyski w monotonję dnia powszedniego.
W ogólnych zarysach opowiadałem nieraz Charmian’ie o mej przeszłości i tłumaczyłem jej moją psychologję. Nie byłem dziedzicznym alkoholikiem. Nie urodziłem się z organiczną predyspozycją do alkoholu. Pod tym względem jestem zupełnie normalny. Alkoholizm mój był nabyty. I nabyty z wielkim trudem. Alkohol był dla mnie rzeczą wstrętną, gorszą od wszelkich innych obrzydliwości. Nawet obecnie nie znoszę smaku wódki. Piłem tylko dla „rozmachu”. I od piątego roku życia, aż do dwudziestego piątego nie nauczyłem się dość cenić owych „rozmachów”. Dwadzieścia lat przykrego praktykowania na alkoholika sprawiło, że ten nabyty nałóg stale kazał memu organizmowi buntowniczo tolerować alkohol, i skończyło się na tem, że w rezultacie pożądałem go coraz więcej.
Skreśliłem moje pierwsze zetknięcie się z John’em Barleycorn, opowiedziałem o mojem pierwszem oburzeniu, jak również o walkach stoczonych z samym sobą i wskazywałem stale na ten szczegół, który pokonywał mój opór — mianowicie — łatwy dostęp do alkoholu. I nietylko to, ale i to również, że każdy ciekawszy moment w mem życiu popychał mię do pijaństwa. Każde spotkanie nowego towarzysza, marynarza, górnika, czy też wędrowca z dalekich krajów, zawsze, gdzie tylko mężczyźni znajdą się razem, aby podzielić się swemi myślami, ideami, swą chwałą, czy śmiałością, aby wytchnąć, zapomnieć o ciężarze przepracowanych dni i nocy — wszystko to odbywa się przy kieliszku. Szynk jest miejscem zebrań. Mężczyźni skupiają się tam, jak ludzie pierwotni skupiali się około ognisk, albo około wejścia do jaskiń.
Przypomniałam Charmian’ie domy na łodziach, do których nie miała dostępu na Południowym Pacific’u, gdzie kędzierzawi ludożercy chronili się przed swemi kobietami, ucztowali i spijali się w tych uświęconych miejscach, zakazanych dla kobiet pod karą śmierci, opowiedziałem, jak w młodości za pośrednictwem szynków uchroniłem się przed ciasnotą kobiecego wpływu dla szerokiego wolnego świata mężczyzny. Wszystkie drogi wiodą do szynku. Tysiące romantycznych przygód i dróg życia krzyżują się w szynku, a stamtąd prowadzą wokół całego świata.
„Faktem jest” konkluduję moją spowiedź, „że łatwy dostęp do alkoholu spowodował mój nałóg. Mniejsza zresztą o to. Miałem zwyczaj śmiać się z pijaków. Dziś — jestem ostatecznie zdecydowanym alkoholikiem. Trzeba było dwudziestu lat, aby ten nałóg zakorzenił się we mnie, a dziesięciu na to, aby się utrwalił ostatecznie. W rezultacie zaspokajanie mego nałogu nie było niczem dobrem. Z natury jestem wesoły, serdeczny. W chwilach, kiedy towarzyszy mi John Barleycorn, cierpię potępieńczo i opanowuje mię całkowicie pesymizm intelektualny.
„Lecz, spieszę dodać, (muszę zawsze coś dodać,) John Barleycorn, trzeba mu to przyznać, mówi prawdę. To jest właśnie przekleństwo pijaństwa. Tak zwana prawda nie jest prawdziwa. Są kłamstwa życiowe któremi żyje życie, a John Barleycorn je demaskuje.”
„Jednakże to zwraca się przeciw życiu“ powiedziała Charmian.
„Bardzo słusznie”, odrzekłem. „To jest właśnie szatańskie wyrafinowanie. John Barleycorn pracuje dla śmierci. Dlatego głosowałem dziś za reformą. Czytam w księdze mego życia, że łatwy dostęp do alkoholu spowodował mój nałóg. Widzisz, stosunkowo niewielu rodzi się alkoholików dziecinnych. Oczywiście, uważam za alkoholika człowieka, którego chemiczne części składowe domagają się alkoholu i ciągną go nieprzeparcie do kieliszka. Większa część alkoholików rodzi się nietylko bez specjalnego pociągu do alkoholu, lecz wprost przeciwnie, z prawdziwym wstrętem. I nie pierwszy, ani dwudziesty, ani nawet setny kieliszek sprowadza nałóg, lecz nawyknienie wzmaga się stopniowo, tak sam o jak nałóg palenia, chociaż jest daleko łatwiej wpaść w nałóg palenia, aniżeli w nałóg pijaństwa. Ludzie przyzwyczajają się pić, ponieważ alkohol jest tak dostępny. Kobiety rozumieją to dobrze. One za to płacą, owe żony, siostry i matki. I kiedy będą miały prawo głosu — przeforsują zakaz handlu alkoholem. A najważniejsze, że to będzie ich ciężka praca dla przyszłych pokoleń. Gdy alkohol nie będzie tak dostępny i nie będzie takich okazyj do pijaństwa — okaże się, że nie jest wcale tak potrzebny. To znaczy, że życie będzie o wiele bardziej owocne dla ludzkości, dla młodych chłopców i dojrzałych mężczyzn, a życie młodych dziewcząt i dojrzałych kobiet dorówna szczęśliwością życiu mężczyzn.“
„Dlaczego nie napiszesz tego wszystkiego przez wzgląd na młode pokolenia?“ zapytała Charmian.
„Dlaczego nie napiszesz tego, aby pomóc żonom, siostrom i matkom jak mają zużytkować reformę wyborczą?“
„Pamiętnik Alkoholika“ drwiłem, a raczej drwił John Barleycorn, bo przecież on jest tu przy stole, obecny i w moich żartach przebija się jego szyderstwo, — to jest właśnie gra John’a Barleycorn — żart i wesołość obracać nieznacznie w drwiny.
„Nie“ odpowiedziała Charmian, ignorując gburowatość John’a Barleycorna, tak jak to umie zrobić wiele kobiet.
„Scharakteryzowałeś tak dobrze nie alkoholika, nie degenerata, ale zwyczajnego pijaka, który zawarł znajomość z John’em Barleycorn w przeciągu długich lat ocierając się o niego ramieniem. Opisz to i nazwij: „Pamiętniki alkoholiczne“.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: John Griffith Chaney i tłumacza: Antonina Sokolicz.