[69]KŁAMSTWO
Nieprawda, raz już wreszcie powiedzieć trzeba,
To nieprawda, że poeci mają nad głową więcej furkocącego nieba.
Wplątani w dnie, jak w szklane, ostre i słodkie korytarze,
Nocami przesypują skwarne piaski marzeń.
Gdy każde miasto woła, niema podróży.
Codziennie dusimy w piersi zacięty płomień krzyku,
Że niema bananów, okrętów, archipelagów i przygód.
Okrągłe poniedziałki i drwiące czarne piątki mijają nas, niestety!
W tygodniu i sine święta odpowiadamy wielkiem milczeniem: powszednią mową poety.
To wszystko jedno, czy w wiosnę jesteśmy wpatrzeni, czy zaplątani w jesienie,
Ludzie zupełnie zwykli, znaczeni my, potępieni.
[70]
Wszystkim zmrużeniom oczu, gestom, cienistym uśmiechom,
Ktoś się w ogromnej dali, biały, jak obłok, odśmiecha.
O, rozbić pusty balon niebios, tłoczący dynie głów,
O, rozbić wzniosłe kłamstwo słów.
Podejść do prostej dziewczyny, co chłodnej wody dzban dźwiga,
Powiedzieć, jak dziecinny Henri Rousseau: „O, śliczna panno Jadwigo!“
Zwolna, zwolna zasypiać, jak słodki kłamca, Verlaine,
I bez oporu się oddać w rzeczywistości zniewalający sen.
Aż w dzień ów, w dzień pierwszy lepszy, w ostatnim opuchłym bełkocie,
Ktoś powie za nas to słowo jedyne, wyczekiwane: o życiu i śmiertelnej tęsknocie.