Kamienica w Długim Rynku/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kamienica w Długim Rynku |
Wydawca | Michał Glücksberg |
Data wyd. | 1868 |
Druk | J. Unger |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Cały ten wstęp (może trochę nudny...?) moglibyśmy zastąpić kilką wyrazami, oświadczając, że do powieści naszéj życie dostarczyło wątku... ale chcieliśmy się trochę wywnętrzyć i trochę pogawędzić. Nie jest to grzéch tak wielki, by przebaczonym być nie mógł. A za wyznaniem piérwszém idzie téż drugie znowu, iż w osobach wchodzących do opowiadania nie należy szukać i odgadywać... po imieniu żywych albo zmarłych... Warunkiem jest dla nas byśmy wziętą z życia prawdę tak pięknie ubrać potrafili i przestroić, aby w niéj nikt ani siebie, ani bliźniego nie poznał. Smutną byłoby rzeczą żywić się tak surowém mięsem, lub co gorzéj... zwłokami nieboszczyków.
Starożytni mistrzowie malując śmierć człowieka, wyobrazili ją bardzo kunsztownie. Z ust umiérającego wymykała się duszyczka zwierzęca, a z ust téj dopiéro... duch ludzki. Ten malutéczki człowieczek... jest właśnie tem co sztuka z rzeczywistości chwycić ma prawo... Nic skostniałego ona maluje trupa, ale tę skrzydlatą jego duszyczkę, taką jaką ją życie uczyniło... brzydką lub anielsko piękną.
Na tém koniec spowiedzi i gawędzie — wracamy do Gdańska...