Kamienica w Długim Rynku/XXXIX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kamienica w Długim Rynku |
Wydawca | Michał Glücksberg |
Data wyd. | 1868 |
Druk | J. Unger |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Można sobie wyobrazić jakie na panu Jakubie przerażające wrażenie zrobiła wiadomość udzielona mu przez Wiktora o owym przybyłym dalekim krewnym, i o... spodziéwanym spadku! Pułkownik już na ten rachunek marzył, Jakub całéj siły rozumu użyć musiał aby się od tego powstrzymać, i nie puścić zbytnie wodzów wyobraźni i nadziei. Przypomniał on i bratu, że spadek będący pod procesem, jednę tylko najjaśniéj przedstawia ewentualność: kosztów, które za sobą pociągnąć może...
Oczekiwano wszakże z niecierpliwością
zjawienia się pana Jana Alberta, i postanowiono przyjąć go tym razem na piérwszém piętrze, aby mu pokazać że Paparonowie gdańscy, mieli przynajmniéj siedzibę godną ich staroszlacheckiego imienia.
Niepokoiło to nieco obu braci, że Paparona ów miał się widziéć z panem Wudtke... który naturalnie nie mógł omieszkać złego wyobrażenia dać o rodzinie krewniakowi.
Nad wieczorem zjawił się wreszcie szlachcic, a pułkownik zobaczywszy go, zszedł aż na dół dla wprowadzenia... Jan Albert uderzył Klarę i samego nawet Jakuba niesłychaném podobieństwem twarzy do niego; byłoto może najlepsze świadectwo jednego pochodzenia.
— Mieszkacie państwo w pysznym pałacu, — ozwał się wchodząc szlachcic — czyjże to dom?
— Nasz, rzekł Wiktor, nasz, a chociażeśmy zubożeli, dla pamiątki pozbywać się go nie myślémy...
Na piérwszém piętrze szlachcic osłupiał, w sali weneckiéj nie znalazł wyrazów dla okazania podziwienia, a zobaczywszy Klarę, głęboko zamyślony, widocznie okazywał zmieszanie. Ubóstwo to w połączeniu z przepychem domu było dlań nie do pojęcia.
— Byłżeś szanowny kuzynie u Wudtkego? spytał Wiktor.
— Byłem, byłem i zrazu na moje nazwisko swoje wielkie oczy otworzył... Mieliśmy interes zbożowy... Zagadywał mnie o familią, ale nie czuć w tém aby wam bardzo sprzyjał...
Wiktor się uśmiéchnął. — Cóż robić! rzekł obojętnie.
— Teraz słucham powieści o losach waszych — dodał przybyły, wszystko co widzę obudza we mnie ciekawość niezmierną...
Pułkownik podjął się historyi domu, którą znał szczegółowo, poświęciwszy jéj dość pracy od powrotu swojego do Gdańska, Jakub i Klara pomagali mu; przyszła z kolei historya skarbu, którą pułkownik z całą gorącością swych przekonań, długo i obszernie rozpowiedział. Szlachcic słuchał niedowierzająco, potém z zajęciem, naostatek widocznie zaciekawiony i ujęty... ale zdania swojego w tym przedmiocie nie objawił.
Z kolei Jakub począł go badać o tę jakąś sukcesyą po Opalińskich, o domniemaną wysokość sumy któraby na nich przypaść mogła, trudności odzyskania i t. p.
— Jadąc tu dla moich własnych interesów, odparł żywo — i spodziéwając się znaléść jakąś gałązkę rodu Paparonów... Zasięgnąłem wiadomości od prawników w tym przedmiocie...
Otóż sprawa jest na tym stopniu, że grosza nie wydając, samą poparłszy się genealogią waszą, możecie wziąć spadek. Familia bowiem broniąca się od procesu, składa się niemożnością uregulowania pretensyj dlatego, że się wy nie stawiacie... rodziny mające prawo do spadku szukają was ażeby swój interes przyśpieszyć, one więc same zrobią wszystko, byle z waszą raz się to skończyło. — Co się tyczy sumy jaką otrzymać możecie, to wcale tak wielką nie jest, jakby się z rozgłosu imion i upłynionego czasu spodziéwać można. Głów na które się w różnych częściach dzieli sukcesya jest kilkadziesiąt, na was więc dwóch... vidiculus mus, ale zawsze... z dziesięć tysięcy talarów...
— Rzecz jest zapewnie małą, odparł Jakub, ale gdyby bez kosztów wypaść nam mogła... nie byłaby wcale do odrzucenia. Odstąpilibyśmy — przynajmniéj ja — rzekł spoglądając na brata... komukolwiek sumy, gdyby ją chciał nabyć.
— I ja... dodał Wiktor...
— Może się nabywca znajdzie — rzekł szlachcic, ale w każdym razie nie ja... bom jak żyję nie nabywał procesu... i spokój cenię nad wszystko. Dzieci nie mam, żonaty już nie jestem, bo mnie odumarła moja poczciwa żona... zdrowia nie nadto, a piéniędzy nie pragnę tak bardzo — cobym z niemi robił?