[174]KARA AUDŻEMU.
Odpowiedź na „Odpowiedź“.
Nie! ja nie mam dla Cię szczutków!
Strzelcze anatolskich lasów,
I Jobowych piewco smutków!
My się znamy z dawnych czasów!
Znam Twe serce szczero złote,
Twe zasady twarde — jare,
I żywota Twego cnotę,
I niezłomną Twoją wiarę,
I gołębią Twą prostotę!
Za górami — za sinemi,
Hen za morzem — za szerokiem,
Po wertepach obcej ziemi,
Jam Cię śledził krok za krokiem,
Przez natolskie uroczyska,
Przez spienione fale morza,
[175]
Przez skał cyple i urwiska,
Przez libijskich puszcz bezdroża,
Po szerokim bożym świecie,
Twe nauki łowiąc słuchem,
Jak za matką kroczy dziecię
Duch mój szedł za Twoim duchem!
Tam gdzie Bul-bul[1] w myrtów cieniu
Wielbi Ałłę swym namazem[2]
My siadali z sobą razem,
Zadumani, — i w milczeniu
Zapatrzeni w dziejów nędzę
Snuli myślą szałów przędzę.
Gdy mi oddech marł w tęsknicy,
Brałeś duszę mą za rękę,
I otarłszy łzę z źrenicy,
Wieszczą nucąc jej piosenkę,
Nad powodzią mętną zdarzeń,
Wiodłeś ją w krainę marzeń.
Świadom powinności szlaków,
Tyś szedł, Kara Audżi, przodem,
Stroniąc pilnie tych majaków,
Co świeciły przed narodem.
Zapatrzeni w świt przebudzeń,
Szliśmy — tam, gdzie ideały,
A Twa pieśń jak anioł biały,
[176]
Strzegła duszę mą od złudzeń,
Że mi serca nie zabrały!
Czemuż, czemu Strzelcze Czarny
Porzuciłeś Twoje jary,
Twe jelenie, dziki, sarny,
Twoją knieję i ogary?
Czemuś z swego mateczniku
Zstąpił w jar nasz zgniły, głuchy,
Gdzie w sprośności tyją duchy,
Tak jak tyje — wieprz w karmniku?
Jeszcze więcej! Zabłąkany,
Gdy złudziła Cię tęsknota,
Schodzisz jasny i świetlany
Z twardych Twego dróg żywota,
W gmin Horacych dworskich zimny,
By weselne śpiewać hymny.
I nasz Audżi pudło strzela,
I pieśń ulicznikiem śwista,
— A to czysta kuratela![3]
To rzeź pragska oczywista!
Ho! ja wiem żeś niepoprawion,
Zawsze jeden i jednaki,
I Twój duch tęsknotą trawion,
[177]
Mógł jedynie zajść w te szlaki,
Oszukany przez majaki,
I zamroczon łez kurzawą;
Jać nie winię, boś człowiekiem,
Ale przestrzedz Cię mam prawo,
— Bom Twej pieśni karmion mlekiem!
Wracaj! wracaj Strzelcze Czarny,
W anatolskie Twoje jary,
Między dziki Twe i sarny,
I jelenie i ogary!
Milsza ziemia ta zbójecka,
Niż gościnność gdzieś niemiecka!
I pewniejsze puszczy szlaki
Od tej sprośnej białowieży,
Kędy zwodne lśnią majaki,
I kwiat zdobi sieć obieży!
Na posłaniu z myrtów, z róży,
Nucąc nam Jobowe smutki,
Choć źrenicę łza Ci zmróży
Śmierci czekaj — nie pobudki!
Ho! daleki świt wyzwoleń
A nasz żywot jeno chwilką,
I dla przyszłych my pokoleń
Och! nawozem bracie tylko!
[178]
Kiedyś — świt się rozpłomieni
Złotą łuną nad Warszawą,
Wtedy kraj rzuciwszy cieni,
Z piersią bolem już nie krwawą
Jadąc sobie chmurnym wózkiem,
Duchy nasze hukną żwawo:
— Pod miasteczkiem — pod Pułtuskiem!