W młodzieńczym wieku, w daleką stronę,
Wichrami losu będąc zagnany,
Obce mi było słowo pieszczone
Najdroższej matki, matki kochanej.
Ni uścisk ojca, ani rodziny
Głos mię nie doszedł rzewnej pociechy —
Na poniewierkę, Boże jedyny!
Byłem rzucony z ojczystej strzechy! —
Kiedy widziałem na łonie matki
Pieszczone dziecię, tom rozszalały
Rwał się do niego, jakbym ostatki
Pieszczot, dziecinie chciał wydrzeć małej!

..........Matko jedyna!
Tylko pamięcią żyłem ja twoją,
Tylko wspomnieniem twojej pieszczoty!
W rozpaczy — dziecku ty byłaś zbroją,
Świecącą jasno jak promień złoty.

A gdym powrócił do ojcowizny,
Kędy zastałem zamknięte wrota,
Nowe mi serce okryły blizny,
I znów poznałem — żem ja sierota!

Stęsknionem sercem szukałem kogo,
Co by mógł odczuć tętna mej duszy,
Co by mi przyszłość pokazał błogą,
I w raj zamienił piekło katuszy.

I na mej drodze stanął młodzieniec,
Jasne miał oczy, pogodne czoło;
Na licu malin kwitł mu rumieniec
I na sierotę skinął wesoło.

Jam się ku niemu rzucił w nadziei,
Że ciernie życia zmieni mi w róże;
On mi dłoń druha podał z kolei,
Co miała przykre zażegnać burze —
Do jego serca sercem zbolałem,
Tulę się całem mojem istnieniem!

O! Panie, Panie! czyż ja wiedziałem,
Że serce jego było kamieniem!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Bełza.