Katorżnik/Rozdział XI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Katorżnik |
Podtytuł | czyli Pamiętniki Sybiraka |
Wydawca | Spółka Wydawnicza Polska |
Data wyd. | 1905 |
Druk | Drukarnia „Czasu“ |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Mało jest miejscowości na tym Bożym świecie, które by były świadkami tylu łez wylanych, tylu westchnień, tylu rozdzierających serce i dusze scen okropnych, desperackich zawodzeń i lamentów jednych — a uciechy, szczęścia i radości — drugich! Tu dwa przeciwieństwa, tu dwa światy panują: świat boleści i świat rozkoszy, świat smutków i świat radości, świat nadziei i świat zwątpienia — życia lub śmierci — zmartwychwstania lub grobu!
Tu jest granica Europy i Azyi.
Tu są owe dwa słupy murowane, owe martwe świadki ludzkich westchnień, łez i boleści! Tu każdy a każdy Europejczyk klęka przy słupie europejskim i żegna się — żegna się na długo, żegna się na wieki! Ten słup jest personifikacyą i kraju i ziemi rodzinnej, przyjaciół i kochanek. Tu się każdy spowiada ze swego życia i odpuszcza nieprzyjaciołom swoim; tu odczuwa ów fatalizm i przeznaczenie i tę konieczność nieubłaganą i tę siłę wyższej woli — tu odczuwa Boga!
Ile ludzi tu łzy wylewało — wie to tylko Bóg!
Nie ma już miejsca na owym słupie, bo cały zapisany jest imionami i nazwiskami tych, którzy się tu żegnali, opuszczając Europę ucywilizowaną, a wjeżdżali do Azyi dzikiej, barbarzyńskiej. Moskale sami będąc zabobonni i fanatyczni, tutaj z całym pietyzmem żegnają się i modlą — i niema chyba ludzkiej istoty, ani w Europie, ani w Azyi, któraby tu nie uklękła i nie pomodliła się gorąco.
To samo działo się i z nami.
Gdyśmy się tutaj wymodlili i wypłakali, pożegnaliśmy i ucałowali po raz może ostatni ziemię Europejską i ów słup graniczny, mówiąc do niego: bywaj zdrów! gdyż oko nasze może ciebie już nie zobaczy!
Tak tedy z rozdartem sercem, przygnębieni na duszy, sponiewierani na ciele, rozbici, roztrzęsieni, niewyspani, zmarznięci i głodni, ruszyliśmy w dalszy pochód, w owe Azyatyckie przestworza, w owe puszcze bezdenne. Mieliśmy oglądać owe stepy, owe tajgi, owe lasy dziewicze, w których kniei nie było aż dotąd ludzkiej nogi od początku świata! Mieliśmy oglądać ową ziemię, która nigdy nie rozmarza i owe zwierzęta, które natura ubrała w gęste i włochate runo i owe ptactwo tak cudnie i bogato upierzone. Mieliśmy obcować z tym ludem na pół dzikim, koczującym w swych jurtach jak zwierzęta! Mieliśmy w dodatku sami pracować w kopalniach jak zwierzęta i być do taczek przykuci!
O! wobec tych strasznych, desperackich myśli, i wobec takiej perspektywy, żeśmy nie postradali zmysłów, to chyba tłómaczy się jedynie tem, iż cierpienia owe, tak to fizyczne jak i moralne były ponoszone dla idei narodowej, dla ojczyzny umiłowanej, w towarzystwie tysięcy kolegów — współtowarzyszy niedoli, co dodawało nam często sił i otuchy — jednostka oszalałaby z pewnością!
Taką to jest owa stacya Talice, na wspomnienie której dziś jeszcze, po latach tylu, gdy sobie owe chwile uprzytomnię, serce mi się rozczula.
Z tej przeklętej przez jednych, a ubóstwianej przez drugich — z tej fatalnej, a symbolicznej stacyi Talice — jechaliśmy z góry na złamanie karku do następnej stacyi 62. Bujeszatu. Z góry tej widać było, jak oko ludzkie zasięgnie step aż do złudzenia — to Azya! to kolebka rodu ludzkiego — a jednak dla Europejczyka pełna tajemniczych zagadek!
Z Bujeszatu przyjechaliśmy do miasta założonego przez Katarzynę carycę: Ekatarinburgu. I jak miasto Kungur otwiera, tak znów miasto Ekatarinburg zamyka pasmo gór Uralskich.
Z Ekatarinburgu pojechaliśmy do 63. stacyi Kosulina, 64. Biełajorsk, 65. Bielajki, 66. Barszin, 67. miasto Kamyszów, 68. Czemyszko, 69. Pytajew, 70. Sugatsk, 71. Marków, 72. Tugulińsk, 73. Uspeńsk, 74. miasto powiatowe Tumeń. Z Tumenia 75. Wilszańsk, 76. Sozonowsk, 77. Bakrowsk, 78. Juzakowsk, 79. Ujewlewsk, 80. Boczaliwsk, 81. Botkaławsk, 82. Kutardiks, 83. Raraczańsk i wreszcie ów nieszczęsny a tak przez nas upragniony Tobolsk, do którego przeprawiliśmy się na rzece Tobol już po lodzie, gdyż tam wówczas, a było to dnia 12 grudnia 1863 r. panowały 20 stopniowe mrozy. Tak więc stosownie do polecenia, dokładnie co do dnia, bo w dniu 22 naszej podróży, przybyliśmy na miejsce przeznaczenia, przejechaliśmy 83 stacyj pocztowych, czyli przeszło 2.000 wiorst! Przyjechaliśmy wszyscy, gdyż i Moskale jakkolwiek byli świeżsi i nie tak wyczerpani poprzednio, a jednak ledwie na nogach każdy z nas mógł ustać z osłabienia i wycieńczenia.
Nam się zdawało, że to co było najgorszem, już minęło, jużeśmy przebyli; a tymczasem to był dopiero wstęp, to był dopiero początek tych mąk katorżnych, które nas czekały.