<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Kościół Święto-Michalski w Wilnie
Podtytuł opowieść historyczna z pierwszej połowy XVII-go wieku
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1908
Druk Piotr Laskauer i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Czytam w pisarzach przesławnych,
Co się działo czasów dawnych.

Zbylitowski.

W roku 1639, kiedy się ta powieść zaczyna, panował Władysław IV, od lat sześciu niespełna. Kazanowscy przyjaciele jego młodości, pochlebiający namiętnościom jego, wychowani z nim razem od dzieciństwa, otrzymali z jego wstąpieniem na tron, przewagę nad wszystkimi.
Kraj cały po konwulsyjnych wysileniach, w śnie odrętwiałym spoczywał. Dwór królewski był okazały, ale brakło mu wesołości i ruchu. Król już to z powodu przewagi Kazanowskich, już dla zaprzysiężonego wedle zwyczaju dysydentom pokoju, wiele miał nieprzyjaciół; a Arcybiskup Gnieznieński niepomału go z tej ostatniej przyczyny strofował[1].
Z drugiej strony jednakże szczęśliwie odbyte wojenne wyprawy, zjednały mu imię bohatera, a pobyt acz krótki w Wilnie 1636, tytuł opiekuna nauk.
Wassemberg panegirysta Władysława cytując jakiegoś księdza Jana Rywockiego, opisuje bytność jego w Wilnie dość szczegółowo. Było to w miesiącu lipcu 1636 r., król z siostrą Anną Katarzyną Konstancyą i dygnitarzami, słuchał nawet dość długiej dysputy teologicznej w kościele Jezuickim św. Jana; wkońcu kosztowny pierścień zdjąwszy z ręki, udarował nim Sarbiewskiego, którego Urban VIII laurem poetycznym przyozdobił[2].
Ksiądz Rywocki opisujący to zdarzenie, nie wspomina, czy Sarbiewski należał także do tej teologicznej dysputy, czy tylko na czele zakonu był przytomny; rozwodzi się jednak bardzo sprawiedliwie nad cierpliwością króla JMości i jego siostry, którzy mimo tego, pewno połowę dysputy przedrzemać musieli.
W rok później po tym obrzędzie, ożenił się Władysław IV z Cecylią Renatą Austryacką, 1637. Obchodzono wesele po królewsku, i dwór z przybyciem nowej pani, błysnął życiem i przepychem.
Z całego tego obrzędu, to tylko godna uwagi, że na nim grano tragikomedyę św. Cecylii 23 września 1637, na której z wielkiem podziwieniem ludu, góry, lasy, rzeki, miasta, chowały się i wychodziły kolejno na scenę. To widowisko miało wielki powab nowości, dotąd albowiem widywano tylko u ks. Jezuitów dyalogi Wielkanocne wystawiane bez przygotowania, w których (jak primadonna) występował laik w sutannie z gęsim skrzydłem, niby to anioł, Judasz z konopianą brodą, i dyabeł z rogami zaimprowizowanymi z piórników. Raz tylko jeszcze za Zygmunta III[3] studenci w innym rodzaju wystawili dramat, wyśmiewający błazna królewskiego Rialta.
Mimo pokątnych szemrań na króla, Władysław nierównie więcej od ojca swego był lubiany, bo wychowany w tym kraju, świadom języka i obyczajów, duszę mając szlachetną i prawdziwie królewską, łatwo pozyskał serca tych, których sobie chciał zjednać.
Położenie Wilna jednakże w owym czasie, niebardzo było szczęśliwe — oddalone od króla, rzucone na łup dysydentom, rządzone przez dumnego ich naczelnika wojewodę Radziwiłła, często napróżno w sporach swoich oczekiwało sprawiedliwości, która jadąc z Warszawy, zawsze się w drodze nadpsuć musiała.
Ciągłe zawichrzenia i spory z dysydentami, truły spokojność mieszkańców. Zaczęły się one od spalenia biblii Brzeskiej w roku 1563, odnowiły się w całej sile 1581[4], kiedy biskup publicznie palić kazał wszelkie księgi protestanckie, których wwożenia do kraju surowo zabronił Zygmunt August roku 1543[5].
Powtórzyły się te niepokoje w roku 1611[6] z poduszczenia gorliwego różnowierców prześladowcy rektora Akademii ks. Skargi, bez ważnych jednak ukończyły skutków.
Lecz w roku 1639, w którym się następna powieść zaczyna, im dłużej wstrzymane, tem mocniej wstrząsnęły spokojność mieszkańców.
Wszystkim tym niepokojom jedną można było naznaczyć przyczynę — zawsze pochodziły z nienawiści ludu i młodzieży ku dysydentom, którzy postępowaniem swojem podżegali jeszcze ten płomień, który Jezuici starannie dla własnej pielęgnowali korzyści.
Silne mając plecy w wojewodzie, dysydenci, już to z ludu i obrzędów religijnych naigrawali się, już z pomocą wojewódzkiej piechoty, która liczne w mieście broiła bezprawia, napastowali bezbronnych kapłanów i studentów.
Młodzież zaś zawsze skora do zwady, zawsze zapalna od najmniejszej iskierki, nierozważna i płocha, szczycąc się prócz tego oddawna osobnemi prawami[7], wspierana od ludu i księży, którzy okropnemi klątwami strzelali z ambon na kacerzy, łatwo przy każdej okoliczności chwytała sposobność dogryzienia różnowiercom.
Polska przez sąsiednie kraje prędko dostała zarazy odszczepieństwa — błędy Leliusza Socyna z Sienny i Fausta Socyna wdarły się do nas z nim razem, i nowy aryanizm, rozlał się po kraju. Mieliśmy stronników Wiklefa, dowodem pieśń stara[8] z wieku XV, po polsku o nim pisana. Nie brakło kalwinistów, zwinglianów, lutrów, anabaptystów, starych aryan i t. d.; ani fałszywych proroków i opowiadaczów dziwnych zasad, którzy skądinąd wypędzeni, u nas szukali przytułku. Osobliwie za Zygmunta III mieliśmy ich płci obojej[9].
Jak tylko doszły ucha Władysława Jagiełły słuchy o różnowiercach, ów troskliwy o nową wiarę, którą w obszernym kraju zaszczepił, srogi wydał wyrok na kacerzy[10], którym, karać ich samych, dobra zabierać i dzieci ich nawet wszelkich przywilejów pozbawiać przykazuje, dając każdemu, choćby nie będącemu w urzędzie, prawo łapania ich, i przed sąd stawienia.
To jednak jak się zdaje niewiele skutkować musiało — powab, który się do każdej przywiązuje nowości, szedł w ślad i za nauką sekciarzy, a umysły ciekawe i lekkie łatwo przyjęły błędy, które cała Europa tak łakomie chwytała. Dla tego to Zygmunt August, roku 1543, wydał wyrok powtórny przeciw kacerzom, srogo zaprzeczający wwożenia do kraju ksiąg nowymi błędami zatrutych[11].
Nie pomogło i to wszelako, rozszerzały się nowe zdania, formowały się stowarzyszenia, zwiększała się liczba dysydentów, zaczęły nowe myśli brać przewagę. Było je komu popierać, zaczęto dowodzić, jak niepodobna zatamować biegu religijnych opinii, jak każdemu wolność sumienia zostawić należy, i wydano wyrok zupełnego pokoju dysydentom.
Przysiągł więc, ów to tak nie tolerujący Henryk Walezy na tolerancyę, za nim Stefan Batory i Zygmunt III nakoniec[12], który jakkolwiek ścisły w religijnych materyach, nie mógł się z pod raz ustanowionego prawa wywinąć, chociaż następstwa pokazały, że je nie bardzo ściśle dochował; bo sam fanatyk nie cierpiał heretyków i krótko ich trzymał nieboraków.
Po jego śmierci walna stąd wywiązała się sprzeczka; uważali dysydenci że mimo przysięgi, jaką im pozornie pokój zapewniano, nie bardzo im wszelako dobrze było; zaczęli więc wielkimi głosy prosić, aby do zwykłej formy przysięgi dodano jeszcze wiele innych przywilejów, a między innemi aby ich we wszelkie przyjmowano urzędy równo z innymi. Tak w dwudziestu punktach spisawszy żądania swoje, domagali się, aby je za prawo uznano. Ale katolicy, jak pisze Piasecki[13], jednym głosem wołali, iż nigdy na to nie pozwolą, aby z krzywdą ich zbytnia wolność dysydentom dana była. Przeciwił się zarzutom silną mową ks. Radziwiłł, wrzeszczeli w niebogłosy dysydenci, ale im dano do zrozumienia, że jako przychodnie, a nie panującej religii w kraju wyznawcy, powinni się byli tem, co im dobrowolnie udzielono, ograniczać[14]. Po długich z obu stron sprzeczkach, gdzie Rafał Leszczyński imieniem bełskich różnowierców stając, dowodził, że przeszłych monarchów przysięgi i nadal obowiązują, przypominając, że nie tylko król, lecz i stany w r. 1570 przysięgły na dochowanie im pokoju, ukończyło się przecie z kilku słów w rocie przysięgi odmianą; i prócz wygnania aryan, których bardzo niebezpiecznymi uznano (??), resztę zostawiono w pokoju.
W tym czasie Wilno było już miastem handlowem; liczne komercyjne stosunki łączyły je z Moskwą, Rygą, Królewcem i Toruniem. Już coraz gęstsze wznosiły się mury w mieście, liczono 40 kościołów katolickich, jeden luterski, jeden kalwiński i meczet tatarski.[15]
Ludność była znaczna, samych Żydów do tysiąca przeszło familii liczono.
Stał jeszcze zamek górny, a przy nim gruzy kościoła św. Marcina[16], przez Jagiełłę niegdyś fundowanego, równie jak dolny zamek, przytykający do kaplicy zamkowej św. Stanisława, zaczęty przez Zygmunta I, a przez Zygmunta Augusta dokończony, który w nim swoim kosztem zebraną uporządkowaną miał bibliotekę[17], wielce lubiąc pobyt w tem mieście, gdzie poznał, pokochał i pochował swoją Barbarę. Kaplica zamkowa zawierała grób Witołda i Aleksandra króla, pomiętną będąc, że zajmowała miejsce, gdzie niegdyś bałwochwalcze stały świątynie[18].
Ulice miasta błotniste, ciemne, ciasne i brudne, rzadko gdzie spanialsze rozjaśniało domostwo; jednakże błyszczały już gdzie niegdzie piękne Radziwiłłów i Sapiehów pałace, obszerne mury Jezuitów i Akademia, przez biskupa Waleryana fundowana r. 1579.
Znaczniejsze kościoły były: św. Kazimierza w rynku, do Jezuitów należący, gdzie ciało świętego Królewicza spoczywało w trumnie srebrnej, 3000 funtów ważącej, od Zygmunta III danej, i dzwon sławny zwany Smoleńskim przez tegoż króla był zawieszony.
Karmelici, dwojacy, z tych jedni przy Ostrej Bramie: zakon, który się wieczną okrył śmiesznością, od czasu Bezierskiej dysputy[19]. Wznosiły się już mury Bernardynów, a przy nich sławny z drobiazgowego gotycyzmu kościołek św. Anny, o którym u ludu dziwne chodzi podanie[20]. Zbliżając się ku środkowi miasta, uderzał ratusz ciężką przeładowaną ozdobami gotycką architekturą, obok rozległe murowane kramy, dalej osobne obszerne gospody kupców rosyjskich i niemieckich.
Daleko w góry rozciągały się mizerne drewniane przedmieścia. Poza miastem, ku Antokolowi idąc, napotykało się Wierszupkę, na której były jeszcze ślady królewskiego zwierzyńca... na trzykrzyskiej górze stały pochylone pamiętniki męczeństwa Franciszkanów... a na jednym z pagórków stała niedawno jeszcze zbudowana Bekieszówka, pomnik sławnemu Bekieszowi, który towarzyszył Stefanowi Batoremu w wyprawach pod Psków i Wielkie Łuki[21].
Mało wspomnień historycznych przywiązywało się do Wilna; dwukrotne tylko oblężenie Witołda, 1390 i 1391, w których z zamkiem razem 14,000 ludzi spłonęło, lud, choć dawno ubiegłe, wspominał z przerażeniem.
Pamiętano pogorzel zamku w r. 1513, 21 lutego, i głód ciężki, z którego do 25,000 ludu wymarło w r. 1571. Żyli jeszcze świadkowie niesłychanego pożaru w r. 1610, kiedy 4,700 domów i dziesięć kościołów jednym dniem zgorzało, a sama królowa Jejmość Konstancya trafem się tylko na mizernej łódce od ognia uniosła... Nie tak się poszczęściło fraucymerowi królowej Jejmości, bo wiele panien, czy to z pośpiechu, czy z nieostrożności, czy z braku ratunku, ognia unikając potonęło w wodzie. Wielka szkoda tych panienek! tylko, że to już górą lat dwieście temu!...
Na ulicy Zamkowej pamiętne dwa zaszły wypadki. Tu Karol Chodkiewicz, sławny wódz, którego duma odwadze się równała, ów to, co wobec króla zuchwałemu współzawodnikowi o mało buławą łba nie rozbił, tu walczył Chodkiewicz z jakimś współzawodnikiem o... o co? proszę zgadnąć... nie już o buławę i pierwszeństwo, ale... o kobietę! Podanie nie wymienia, jak się ta potyczka skończyła, lecz dość na tem... przy wielkich przymiotach, wielkie kryją się słabości.
Lecz na tem samem miejscu, gdzie ta niezacna zaszła walka, inne chlubniejsze trafiło się zdarzenie. Tu Skargę, rektora Akademii, kiedy doma[22] spokojnie wraca, napotkał zapamiętały heretyk, który pamiętał, że rektor lud na nich poduszczał i gromił silnie z ambony.
To gorzkie przypomnienie gniew w sercu heretyka zapala; podchodzi ni z tego ni z owego ku kaznodziei i wycina mu policzek. Kto inny pewno gniew gniewemby oddał, ale Skarga z najzimniejszą krwią i całą powagą kapłana i kaznodziei ewangeliczne przypomniawszy zdanie, drugą mu stronę twarzy nastawił. Wyobraźmy sobie, jakie to zrobić musiało wrażenie? — padł do nóg świątobliwego męża i został nawrócony.
Jeszcze jedno wspomnienie. — Naprzeciw tyłu kościoła św. Jana po dziś dzień jest w kamienicy bramka przechodnia i korytarzyk, prowadzący na dwa dziedzińce, na jednym z których stał zbór kalwiński.
Zygmunt August w czasie pobytu swego w Wilnie, proszony usilnie od Ewangelików, chciał ich nareszcie, na silne prośby, odwiedzić. Wybrał się więc z małym pocztem poufałych — aliści w samym korytarzyku na dziedzińce prowadzącym, z krzyżem w ornatach, poselstwo Jezuitów zastępuje mu drogę.
Ubodło ich, że król ich nieprzyjaciół, nieprzyjaciół wiary, bytnością swoją chciał uszczęśliwić. Klękli w prośbach, żeby tego nie czynił, i całej wymowy, na jaką się zdobyć mogli, użyli do odwrócenia króla od tego zamiaru, oznajmując, że chyba po ich ciałach i karkach przejedzie dalej...
Trudno było odmówić prośbom tak usilnym.
Po tłustych Jezuitach niegładka byłaby droga — więc się król wrócił, ale choć o tem historya nie wspomina, ja sądzę, że naokoło obszedłszy, drugą bramą być musiał we zborze...[23]






  1. Piasecki. Chron. p. 544.
  2. Wassemberg. II. L. 3. p. 209. C. I.
  3. Siarczyński. Obr. Wie. Zygm. III. t. 2.
  4. Cellarius;
  5. Theodor. Scuminovius. Episc. Gratianopol. de jure person. titul. 3. n. 16. — Aulor Pol. Defen. p. 113-114.
  6. Cellarius.
  7. Statut Herburtha, Ed. Scharffenberg. Str. 386, przywilej Jagiełły r. 1401.
  8. Patrz Noty N. I.
  9. Między innymi Kottera i Krystynę Poniatowskę.
  10. Patrz Noty N. 2.
  11. Prohibuit ut studiosi extra Regnum operam dantes literis, doctrinas novas aut libros de iis adveherent in Poloniam, Theodor. Scumino. Episc. Gratianopol. de jure pers. tit. 3 n. 16.
  12. Pacem dissidentium in religione tuebor.
  13. Chron. p. 528.
  14. Haeresin advenam esse, praecario degentem in Regno Poloniae, a legitimis rerum dominis antiquisque possesoribus extorquere nil posse, sed quicquid vel minimum concederetur a sponte afferentibus, grato animo accipere debere dissidentes. Piasecki, Chron. 534.
  15. I dziś jest jeszcze na Łukiszkach.
  16. O którym Stryjkowski. Ed. 1766 r. str. 446. Fundował też Król Jagiełło i zbudował Kościół S. Marcina na zamku wyższym Wileńskim, który także prebendą i nadaniem słusznem opatrzył, dziś jako widzimy zniszczał i upadł, tylko znaki od łysej góry malowanego budowania i rozwalonych sklepów stoją.
  17. Nota N. 3.
  18. Patrz Narbutta opis Kościoła Peruna w Swięckim.
  19. Patrz Notę N. 4.
  20. Patrz Notę N. 5.
  21. Albertrandi.
  22. Unoszą się niektórzy, że wyrazu angielskiego home nie można żadnym oddać językiem: czyliż to nie jest blizkie do naszego doma, w znaczeniu, w jakiem używano go wieku XVI??
  23. Opisałem to zdarzenie, tak jakem je słyszał z ust kilku osób; nie wiem, czy jest gdzie wspomniane ale mi się zdaje, że opowiadający musieli się pomylić i położyć na karb Zygmunta Augusta, to co się później wydarzyło.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.