Kobieta bez skazy/List dziewiętnasty
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kobieta bez skazy |
Wydawca | Oddział Warszawski Instytutu Literackiego „Lektor“ |
Data wyd. | 1921 |
Druk | Drukarnia »Dziennika Polskiego« |
Miejsce wyd. | Warszawa — Lwów — Kraków |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Co? Jak? Dzieci twoje mają ospę?...
Boże! Co za szczęście, że sypiam w rękawiczkach!
Gdy list twój przyszedł, leżałam jeszcze w łóżku, w rękawiczkach. Pokojowa przynosi mi list, biorę do ręki. Czytam. Ciemno mi przed oczyma. Wyskakuję z łóżka. Pali się w piecu. Rzucam list do pieca i rękawiczki. Wołam pokojówki, daję jej karbol. Każę, aby zdezinfekowała ręce i tackę wyrzuciła z domu.
— Boże! to straszne. Gdybym dostała ospy, coby się ze mną stało! Ty już masz męża i byt zabezpieczony. Ale ja! Ja! Muszę się dopiero starać, aby coś wreszcie znaleźć możliwego. A tu dzioby! Kto mnie weźmie? Kto? — Ale może Panna Najświętsza mnie uchroni. Pójdę do lekarza, albo każę go zawołać. Niech zarządzi co. Może to cuchnące coś, co to palą od zarazy. A co u ciebie? Piszesz „dzieci“. Ale czy i dziewczynka? — To byłoby straszne. Podobno smarować kolodjum, czy jeszcze coś. Już nie wiem. Głowę tracę. Pisać do ciebie więcej nie będę. Daruj. Ani ty do mnie. Proszę cię. Kocham Cię bardzo, ale to silniejsze nademnie. I nie telegrafuj, bo to... choć to zdaje się nieszkodliwe. Już nie wiem.
Ale nie pisz! Całuję cię zdaleka, zdaleka!...
Rena.
Strasznie mi dziś ciężko, nudno, pusto. Wiesz — chwilami to mi już nawet tego męża żal. Niema na kim ani przed kim demonstrować złego humoru. O Boże! Po co mnie stworzyłeś? Jakąż ciężką walką jest to moje nędzne życie...