<<< Dane tekstu >>>
Autor Helena Staś
Tytuł Kobieta wobec Chrystusa
Rozdział III.
Data wyd. 1915
Miejsce wyd. Milwaukee
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

III.

ROZPIĘŁA ostatni węzeł hebanowych włosów, a gdy te ciężką falą spłynęły na ramiona sięgając niemal w połowie spódniczki, z pieszczotą, zatopiła w nie drobne palce, przyczem zbliżyła się do zwierciadła wpatrując się w siebie zalotnie. Mrużyła wdzięcznie oczy, to usta układała do śmiechu, to znów jakby do pocałunku, to podnosiła wpół obnażone ramiona starając się ruchom nadać cechę wyzywającą.
Nagle odwróciła się od zwierciadła. Alabastrowa jej twarz wyrażała w tej chwili pogardliwą obojętność. Splunęła niedbale na stronę nie zważając, że tam przed chwilą rzuciła kosztowne klamry podtrzymujące ciężkie zwoje bogatych jej włosów, skoczyła zwinnie na sofę czy też na posłanie stojące tuż przy oknie, które po przez zieleń pnącej się i właśnie kwitnącej Jerychońskiej róży mało przepuszczało światła. Wsparta na kolanach uchyliła okna, a wciągając w siebie silną woń kwiatu, ułożyła się niedbale jakby do drzemki czy marzeń.
Za chwilę jednak uniosła raptownie głowę — nasłuchując rozmowy na zewnątrz:
— Uprosił go Faryzeusz w gościnę do siebie — mówił jakiś głos tuż przy oknie, — nie wiedzą teraz niektórzy co o tem sạdzić...
— Pójdźmy do Faryzeusza i my, — przerwał ktoś drugi, to będzie ciekawe jak On się u Faryzeusza zachowa i co powie.
Tu rozmowa stawała się coraz niewyraźniejszą cichnąc w miarę oddalania się rozmawiających.
Semitka już po pierwszych słowach zerwała się z posłania i w silnem rozdrźnieniu nie zdając sobie sprawy z tego co robi, rwała na sobie w kawały muślinowy kaftanik.
Gdy się podniesła a z ramion opadła reszta strzępów, ani spojrzała na bogactwo wdzięków woniejącego olejkami ciała. Myśl jej w tej chwili zupełnie była oderwaną od ciała, — a może stało się to po raz pierwszy...
Nagie plecy oparła o zimną ścianę, a włosy, które przed chwilą z taką lubością pieściła, targała teraz podniecana jakąś wewnętrzną walką.
— Będzie wieczerzać u Faryzeusza! — powtarzała uporczywie.
— Będzie wieczerzać! Ten, którego dotąd żadna kobieta zdobyć nie zdołała!... Ten, który podobno nad upadłemi kobietami płakał...
Tu semitka nie wiedząc dla czego wybuchnęła głośnem szlochem...
Rozrzewniając się coraz więcej, osunęła się bezwiednie na kolana, a przykucnąwszy na podłodze zanosiła się płaczem wybuchając chwilami gwałtownie.
Nad upadłemi płakał! — snuło się jakimś ciepłem w sereu grzesznicy.
A nad nią nigdy nikt nie płakał, nikt dotąd nie obdarował jej współczucia łzą...
Ją obdarowywano złotem lub pogardą... Płacono za uśmiech... za pieszczotę... Po za tem, każdy mógł w nią cisnąć urąganiem...
I dziś... teraz właśnie... czekała na Judę.. Wczoraj przyrzekła wpuścić go do izby za co miał przynieść drogie zausznice...
I tak z dnia na dzień... w złocie i pogardzie.
— A Rachela mówiła jej z rana, że Ten, który dziś miał wieczerzać u Faryzeusza jest inny jak wszyscy...
Czyżby to można być innym gdy cały świat jest taki? zadziwiła się w sobie wątpliwie...
A jednak, żeby to naprawdę chcieli ludzie być inni... Żeby to chcieli zapomnieć i nie pogardzać..
Może też i ona stała by się inną...
W wyobraźni grzesznicy stanęła postać — taka nieziemska, taka inna od tych, których dotąd spotykała...
Bezwiednie wyciągnęła ramiona naprzód jakby tę postać ku sobie wzywała...
Nie wiedziała, że to ziarno miłości jakie za sobą rzucał, padło już na jej duszę przyniesione przez Rachelę i kiełkowało domagając się życia ku świadectwie ducha prawdy.
— Ażeby tak pójść spojrzeć Mu w oczy? — zamajaczyło w myśli grzesznicy; — podobno jest w nich siła, która budzi nawet martwych... Może ta siła podniesie ją z upodlenia, da jej moc wytrwałości i prawo do życia, które jak On głosi, rozciąga się na wieczność.
Wieczność? — Jakżeby chciała wiedzieć coś o tej wieczności.
— Ale pójść, spojrzeć Mu w oczy?
Ona?...
Ostatnia z upadłych w mieście?
Przeraziła się swej zuchwałości, jednakże zobaczenia Go z bliska odmówić sobie nie mogła.
Nie! — W oblicze Jego nie ośmieli się spojrzeć zbrukanym swoim wzrokiem, nie podniesie splugawionej twarzy na wysokość Jego oblicza, ale dotknie się chociaż stóp Jego...
Pod tą myślą spoważniała.
Dusza zaczęła wzbierać jakimś nieznanem jej dotąd pragnieniem czystości.
Tak! — pójdzie, dotknie się chociaż tylko stóp Jego, niech choć na chwilę z dotknięciem się z Nim przeniknie ją ta czystość, którą On wszystkich sobie jednał... Chociaż tylko na małą chwilę...
W pożądaniu obcej jej dotąd świętości, zaczęła pospiesznie wciągać na siebie luźną jakąś szatę. Ze słojków mieszczących w sobie wonne maści wybrała najdroższy, ukryła go na piersiach we fałdach wierzchniego odzienia, poczem pobiegła żywo do domu Faryzeusza.
Siedzieli już wszyscy dookoła stołu, a różnej ciekawej gawiedzi kręciło się dosyć po izbie.
Nie potrzebowała pytać, który z siedzących u stołu jest Ten, który umie płakać nad upadłemi...
Taki bo był inny od reszty.
Podeszła cicho w stronę gdzie siedział i w skromnem milczeniu stanęła po za Nim. Ale w miarę jak wzbierało w niej uwielbienie — wzbierała i chęć dotknięcia się Go. Przypadła więc Mu do nóg i — całowała je wezbraniem lepszego uczucia spodlonej duszy. — A gdy jej tego nie bronił, wytrysły z jej ócz wielkiej skruchy i miłości łzy.
Otarła zmaczane łzami stopy jedwabiem swych włosów i namaściła je przyniesioną z sobą woniejącą maścią.
A widząc to Faryzeusz, który Go był wezwał, rzekł sam w sobie mówiąc: Być ten był prorokiem, wiedziałby, która i jaka jest ta niewiasta, co się go dotyka; bo jest grzesznica.
A Jezus odpowiadając myślom jego rzekł: — Szymonie! mam ci nieco powiedzieć.
A Faryzeusz rzekł: — Powiedz Nauczycielu!
Wtedy Jezus zwrócił się ku niemu i mówił: — Miał niektóry lichwiarz dwóch dłużników; jeden dłużen był pięćset groszy, a drugi pięćdziesiąt. A gdy oni nie mieli czem zapłacić, odpuścił obydwom. Powiedz tedy, któryż z nich bardziej go miłować będzie?
A odpowiadając Szymon rzekł: — Mniemam, iż ten, któremu więcej odpuścił.
A Jezus mu na to: — Dobrześ rozsądził. I obróciwszy się do niewiasty, mówił dalej do Szymona: — Widzisz tę niewiastę? Wszedłem do domu twego, nie dałeś wody na nogi moje; ale ta łzami polała nogi moje i włosami głowy swej otarła.
Nie pocałowałeś mię; ale ta jako. weszła nie przestała całować nóg moich.
Nie pomazałeś oliwą głowy mojej; ale ta maścią pomazała nogi moje.
Dlatego mówię tobie, odpuszczono jej wiele grzechów, gdyż wiele umiłowała; a komu mało odpuszczono, mało miłuje.
I rzekł jej: — Odpuszczone są tobie grzechy.

(Łuk. VII. w. 37—47.)





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Helena Staś.