Kobieta wobec Chrystusa/IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kobieta wobec Chrystusa |
Rozdział | IV. |
Data wyd. | 1915 |
Miejsce wyd. | Milwaukee |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
BYŁA piękną, niewinną jak gołąbek. I stało się, że jej szesnastoletnie serduszko — w snach słodkich dziewczęcych zabiło silniej do syna sąsiada — młodzieńca w dwudziestej wiośnie. — Kochał ją! — Kochał już wtedy gdy nad pierwszem zdaniem Talmudu się męczył. Ona była mu i Ewą i Rebeką i Judytą i każdą z silniejszych postaci żydowskiego zakonu.
Ona w sercu jego i myślach przybierała zawsze najfantastyczniejszą postać dla której gotów był na największe niebezpieczeństwo...
Kochali się oboje miłością czystą aniołów.
Lecz ówczesne prawo żydów miłości takiej nie uznawało. Ówczesne prawo dawało moc rodzicom dobierania małżeństw podług swoich zapatrywań.
I stało się, iż mocą tego prawa, wydali rodzice gołąbkę swoją niewinną za człowieka starszego ale bogatego.
Rozdarły się dwa serca wielką rozpaczą, lecz na boleść młodych nikt nie zważał, bo rany młodości — jak — zwykle mówią — prędko się goją.
Zraniony młodzian, na ból serca poszedł szukać balsamu na szerokim świecie. Lecz stało się, że po kilku latach powrócił i ożyła dawna miłość i kochankowie nie bacząc na nie i nikogo spotykali się kryjomo w różnych częściach miasta, — co gdy żydzi spostrzegli, jako że zdrada małżeńska prawem ich była srodze zakazana i potępiona — zgorszyli się wielce.
A było, że w tym czasie przyszedł do owego miasta dziwnej wiedzy mąż — imieniem — Jezus. A że starsi w piśmie różne z Nim mieli dysputy a nie mogli Go w żadnem słowie pochwycić, przeto przyłapali ową żydówkę gdy była na schadzce z kochankiem i przywiedli ją przed Niego.
Stała przed Nim trwożna — czekając jaki wyrok wyda — bo była winną. Czekali też ciekawie i uczeni w piśmie i starsi miasta. A On jako że nigdy żywo nie odpowiadał, kreślił czas jakiś kijem znaki na piasku — patrząc na nie uważnie, a gdy natarczywie domagano się od Niego zdania w sprawie żydówki, podniósł zwolna głowę, powiódł wzrokiem po obecnych i wyrzekł dobitnie: “Kto z was jest bez grzechu niech weźmie kamień i niech rzuci na nią”, — poczem kreślił dalej na piasku.
Szmer przeszedł przez tłum, poczęto kiwać głowami i rozchodzić się w głębokiej zadumie do domów.
Została się tylko ta — która zgrzyszyła i On — Baranek niewinny — Syn Boży — który ją od kary obronił. Podniósł wtedy na nią dobrotliwy wzrok i rzekł: „Idź a nie grzesz więcej!“
Poszła, a zdawało jej się, że z nią idzie razem jej młodość niewinna. — Stała się znów czystą. On swoim słowem obronił ją od sromotnej kary, oczyścił i kazał nie grzeszyć więcej.
Szła — a z nią szła Jego łagodność, dobroć, świętość...
I świętość była odtąd udziałem jej życia.