Pomiędzy kokoszy dziatwę, Słynną prostactwem, niezgodą, Srogi los kiedyś rzucił Kuropatwę Piękną i młodą.
Mniemała, że miłości wrodzone popędy, Cześć dla płci pięknej, gościnności prawo,
Zjednają jej opiekę Kogutów łaskawą, Troskliwość i czułe względy.
Lecz nieraz, tłuszcza zajadła W złość wpadła, I bez szacunku dla obcej niewiasty, Ród grzebieniasty Bódł ją ostrogą albo kąsał dziobem I dręczył wszelkim sposobem. Z początku biedna martwiła się srodze; Ale łzy oschły niebodze, Gdy zobaczyła, że równie ochoczo
Koguty między sobą zacięty bój toczą I krwią się broczą.
«Widać, rzekła, że taki zwyczaj tej młodzieży:
Nie winić ją, lecz raczej żałować należy.
Ach, gdybym była panią swojej woli, Z miejsc tych uciekłabym skrycie I inne zaczęła życie.
Lecz chytry człowiek na to nie pozwoli; On to pochwycił mnie w sidła, On podciął skrzydła!
Jeśli więc kuropatwa płacze i narzeka,
Nie koguty obwinia, lecz tylko człowieka.»