Koncert egotyczny (poemat)/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Koncert egotyczny |
Podtytuł | Poemat refleksyjny |
Pochodzenie | Koncert egotyczny |
Wydawca | Wydawnictwo J. Mortkowicza |
Data wyd. | 1934 |
Druk | Drukarnia Naukowa Towarzystwa Wydawniczego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały poemat Cały tomik |
Indeks stron |
— Noc, Hamlecie.
— Noc, Don Kichocie.
— Kiedy słońce zachodzi, cienie drzew rosną nad miarę, coraz dłuższe i dłuższe, póki nie sięgną horyzontu. A wtedy cienie zwyciężają drzewa, cienie pochłaniają drzewa, które je rzuciły. To noc. To mrok.
— Kiedy świat zachodzi, nie, kiedy noc zapada nad światem, słowa rosną nad miarę, coraz większe, coraz potworniejsze, póki w mroku słów, w krzyku słów nie zginą rzeczy i czyny. W południe cienie są mniejsze od drzew — w południe — słowa są mniejsze od czynów. Nocą rozmawiamy z mrokiem słowami, a rzeczy i drzewa poznajemy po dotknięciu. Nocą budujemy ze słów katedry, które kiedy w nie uderzyć ręką, okazują się złomami nagich i jałowych skał. Noc świata.
— Nocą widuję rycerzy olbrzymów. Wywijają rękami, uzbrojonemi w olbrzymie miecze, jakby wzywali mnie do walki. A kiedy na nich uderzam... Próżna walka... To wiatraki... Widuję też armję wielką, idącą w obłokach kurzu. Walczyłem z nią. To barany. — Czy to nie czarnoksięstwo, książę.
— Strzeż się baranów, nie walcz z baranami, Rycerzu smętnego oblicza.
— To czarnoksięstwo, książę! Ja widzę prawdziwych olbrzymów, widzę prawdziwą armję, a kiedy...
— Prawdziwą? Jesteś niewolnikiem słowa, słów, które posłyszałeś. Mówisz: olbrzym — i widzisz olbrzyma; mówisz: armja — i widzisz wojsko ogromne. A ja mówię: olbrzym — a widzę wiatrak machający niepotrzebnie łapami skrzydeł; mówię: filozof — a widzę wiatrak, mielący pustą plewę słów, z których nigdy nie będzie mąki. Nie — raczej będzie mąka — mąka, z której dzieci lepią placki i babki, rozsypujące się na słońcu.
— Nie wierzysz, książę? Nie wierzysz. A przecież mój świat żyje, istnieje. Walczę w nim, przedzieram się przez wiatraki i stada owiec, walczę i wierzę w zwycięstwo. Kiedyś zacznę zwyciężać. A może ty nie wierzysz, że istnieją bohaterstwo, prawda, dobro?
— Wierzę... nie wierzę... Jesteś niewolnikiem słów, rycerzu. Przymierzasz czyny do słów, które zawładnęły tobą, a ja przymierzam słowa do czynów. U ciebie czyn następuje po słowie — u mnie słowo po czynie. Nie wiem. Póki nie uderzę, póki nie dotknę rzeczy. Jestem Tomasz, który wierzy dopiero wtedy, gdy rany dotyka. Ty jesteś, jak żyd, który wierzy w zakon, w słowo, który świat chce nagiąć do słowa, który mówi: tem gorzej dla świata. A może ty nie jesteś rycerzem — możeś wiatrakiem? Nie wiem. Ciemno jest i nie widzę... Dźwięczy blacha. Tak, to ty, Rycerzu smętnego oblicza. Ty jesteś wolą nocy, podległą słowu, a ja jestem wolą dnia, który widzi rzeczy.
— Nic mnie nie obchodzą rzeczy. Ja walczę z ludźmi, z oporem mojego świata. Moje wiatraki — to zaczarowane olbrzymy, moje owce — to zaczarowane armje. Mój świat żyje, choć zaczarowany. Nie wiem, co to są rzeczy. Ty wiesz, książę?
— Nie wiem. Wiem, co to słowa.
— Słowa? No, co?
— To wyrazy.
— Ha, ha ha, wyrazy! Kpisz, książę! Więc wiatraki, to też wyrazy. Hi, ha, ha! I cóż chcesz przez to wyrazić?
— Wiatrak — to wyraz, rycerzu. Wyraz stosunku człowieka działającego do rzeczy, która jest wiatrakiem. Moje słowa są tylko wyrazem stosunku mnie, jako energji w ruchu, do tego, co jest poza mną, do rzeczy.
— Ale moje rzeczy do mnie należą. Mój świat jest we mnie. A twój, czy ty nie masz swojego świata? A dobro, prawda, myśl — co to, książę?
— To słowa, rycerzu. To wyrazy stosunku mnie, mego działającego umysłu, jako energji w ruchu, do nazw, do słów, do czynów. Nazwa — to błysk światła od uderzenia ręką, okiem, uchem o rzecz. Pojęcie oderwane to błysk światła od uderzenia o nazwy. Prawda, dobro? To wyrazy mojego stosunku do stosunków, że tak powiem. Nic pozatem. Nie buduj, rycerzu, na słowach. To zamki na lodzie, które rozpłyną się we mgle, skoro wstawisz w nie jedną rzeczywistą cegłę.
— To śmieszne, co mówisz, książę. Wolę swoje wiatraki. Słowa — to wyrazy. Wyrazy twojego stosunku do rzeczy. A któż ty jesteś, mój książę?
— Ja jestem ciemna siła, która uderzając o rzecz błyska światłem. Jestem wolą dnia.
— A ja jestem wolą nocy?
— Ty jesteś wolą nocy, a ja jestem noc, która się rusza, która z ciemności wysyła ku tobie swoje wojska, która krąży ramionami wiatraków, z którą walczysz, Don Kichocie, Rycerzu smętnego oblicza.
— Ty jesteś noc, która pochłania rzeczywistość, z twojej ciemności wypełzają ku mnie słowa-mary i słowa-widziadła, abym walczył z niemi. Idą ku mnie wiatraki, idą ku mnie chmury pyłu i dudni ziemia tupotem kopyt stad owiec, idą na mnie rzeczy groźne i nieustępliwe. Wiatraku, który stoisz przede mną i machasz skrzydłami olbrzyma. Giń! Niech nie zostanie z ciebie kamień na kamieniu, belka na belce. Naprzód! Na wiatraki!
— Eheu, ten szaleniec uwierzył!...
— Zabiłem wiatrak... nie!... człowieka!...
— Żegnaj... obłąkany...
— Ktoś ty był?.. Prawda?...