Kontrabanda broni/5
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kontrabanda broni |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 15.9.1938 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Tłumacz | Anonimowy |
Tytuł orygin. | Tytuł cyklu: Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Punktualnie o godzinie siódmej rano Raffles, Charley i Hans Damp zjawili się w biurze arabskiego armatora.
Była to jakaś nędzna cuchnąca klitka w pobliżu portu.
Arab wydawał się zdenerwowany. Za pasem miał kilka rewolwerów.
— Hallo patronie! — zawołał Raffles naśladując styl angielskich marynarzy. — Wezwał nas pan, oto jesteśmy.
— Czy macie wasze papiery? — zapytał krótko Arab. Dawać je tutaj.
Sięgnęli do kieszeni i wyciągnęli z nich książeczki marynarskie. Przebiegł je oczyma udając, że umie czytać. Następnie zwrócił je właścicielom. Sięgnął za pas i wręczył każdemu z nich po jednym funcie.
— To na szczęście — rzekł. — Podróż potrwa cztery tygodnie. Sternik, który zarazem będzie pierwszym oficerem otrzyma sto funtów, pozostali po czterdzieści funtów. Załatwione?
— Załatwione — odparli trzej mężczyźni.
— Dobrze. Czekajcie więc na mój powrót. Muszę udać się na pokład mego okrętu, który stoi na morzu.
Otworzył drzwi swej szopy. Arab pobiegł do barki i rzucił jakiś rozkaz ludziom, którzy się w niej znajdowali.
Raffles, który ukrył w marynarskiej bluzie swą wspaniałą lunetę, począł obserwować barkę od chwili gdy odbiła od brzegu. Zauważył, że barka zbliżyła się do żaglowca, który opuścił kilka godzin temu. Arab począł pertraktować z Petrem i Willym. Nie trudno było zgadną co mówili. Wszystko odbyło się się spokojnie. W kilka minut po tym, Arab wraz ze swymi ludźmi wszedł na pokład okrętu. Murzyniwynieśli bagaże. Po pół godzinie barka, wioząca Petra Duschena, willy Looksa, Araba i jego ludzi przybliżyła się do brzegu. Murzynów zostawiono na pokładzie, aby strzegli okrętu.
Z okien szopy John Raffles, Charley Brand i Hans Damp mogli dokładnie obserwować przybycie marynarzy. Obydwaj zachowywali się jak prawdziwi panowie. Wypinali po bohatersku pierś i spoglądali na murzynów z wyraźną pogardą. Raffles i jego towarzysze skręcali się ze śmiechu.
Po pewnym czasie Arab wrócił do swego biura.
— Gotowi? — zawołał. — Zabieram was natychmiast. Musicie przygotować żaglowiec do drogi. Czeka was sporo pracy.
Poszli za Arabem w kierunku barki stojącej przy brzegu, a po upływie pół godziny zbliżyli się znowu do żaglowca. Pierwszy wszedł na pokład Arab ze swymi ludźmi, za nimi Raffles, Charley i Hans Damp.
Arab zaprowadził Hansa Dampa do kabiny sternika. Hans zorientował się odrazu, że stery były przecięte. Natychmiast zabrał się do reperacji Zabrało to mu około pół godziny. Następnie sprawdzono żagle i naprawiono liny.
Wreszcie, gdy wszystko zostało ukończone, rozwinięto małe żagle. Statek ruszył w kierunku dużego parowca, który stał na kotwicy w odległości pół mili od tego miejsca. Arab kazał opłynąć okręt z drugiego boku tak, aby z brzegu nie było widać żadnych manipulacyj.
Po załatwieniu formalności z kapitanem towarowego okrętu, rozpoczęto przeładunek towaru na statek żaglowy.
Towar zapakowany był w skrzynie. Z wielkości ich i kształtów Raffles domyślił się odrazu, że zawierają one karabiny.
Gdy przeładunek został zakończony, Arab wręczył Hansowi Dampowi papiery i konosamenty:
— Oto papiery, mister Damp — rzekł. — W długich skrzyniach ma pan dachówki metalowe. W małych skrzyniach mieszczą się gwoździe. Zostawiam na pokładzie mego męża zaufania Ben Alego, który będzie wam służył za pilota i wskaże drogę wzdłuż brzegu. Zna on miejsce, w którym towar ma zostać wyładowany. Żywność i zapasy wody znajdują się na pokładzie. Po wyładowaniu skrzyń, w miejscu wskazanym przez Ben Alego, wróci pan natychmiast do Beiry.
Wyciągnął rękę do Hansa Dampa, lecz ten udawał, że nie widzi tego gestu. Arab wraz ze swymi trzema ludźmi opuścił pokład statku. Załoga, którą dowodził teraz Hans Damp, składała się z Alego, Rafflesa, Charleya Branda, oraz dwóch tubylców.
— Co za zbrodniarz — szepnął Raffles do Charleya. — Czy rozumiesz na czym polega jego kawał? Gdyby któryś z patrolujących okrętów angielskich lub francuskich zahaczył nas na morzu, nawet nie zażądałby okazania zawartości skrzyń, widząc, że okrętem dowodzi Europejczyk. Uwierzyłby na słowo, że w skrzyniach mieszczą się dachówki i gwoździe. Inaczejby sprawa wyglądała, gdyby okrętem dowodził kolorowy.
W kilka godzin później port Beiry zniknął im z oczu.
— Mamy karabiny na okręcie, — rzekł Raffles do Hansa Dampa.
— Podła skorupa, — odparł Hans. — Co mamy dalej począć?
— Gdy zapadnie noc musimy zmienić kurs okrętu. Zamiast na południe, popłyniemy na północ. W kierunku wybrzeża somalijskiego. W rękach Somalisów broń nie będzie zagrażała białym ludziom. Mam nadzieję, że dadzą porządną nauczkę tym Arabom.
Ali spał głębokim snem. Raffles i Charley zbliżyli się do niego i zakneblowali mu usta, związali ręce i nogi. Następnie wywołali jednego z czarnych marynarzy i powtórzyli z nim ten sam manewr. Związanie ostatniego nie przedstawiało najmniejszej trudności.
Hans Damp zmienił kierunek i statek poczuł płynąć ku północy. Zgodnie z planem Rafflesa mieli bowiem jaknajszybciej zbliżyć się do brzegów Somalii leżącej na północ od Beiry.
Dwa dni i dwie noce płynęli bez żadnych przygód wzdłuż wybrzeży afrykańskich. Pewnego ranka z brzegu doszedł ich przeciągły krzyk. W tej samej chwili cala flotylla łodzi wypłynęła na ich spotkanie. Wypełnione one były czarnymi wojownikami.
Hans Damp nie wiedział co ma myśleć o tym napadzie:
— Szybko broń na pokład! — zawołał do Rafflesa. — To ludożercy.
Lord Lister wyjął swą lunetę i spojrzał na płynącą ku nam flotyllę. I on przeraził się. Wkrótce jednak uspokoił się.
— To Somalisi! Tam w tym czerwonym pirogu siedzi Bukana!
W kilka minut łodzie otoczyły statek. Pierwszy wdrapał się na pokład Bukana. Za jego przykładem poszli inni wojownicy.
Otwarto skrzynie z karabinami. Jakkolwiek łodzi było sporo przeładunek ten trwał kilka godzin. Wysadzono również na ląd Araba oraz dwóch czarnych. Tegoż wieczora na brzegu odbyła się wielka uczta po której nastąpiły tańce wojenne. Lord Lister siedział po prawicy wielkiego wodza. Noc minęła na zabawie.
— Nigdy w życiu tyle się nie najadłem i nie napiłem co dziś — rzekł poczciwy Hans Damp. — Byłbym szczęśliwy gdybym wiedział co się w tej chwili dzieje z Petrem Duschenem i Willi Locksem. Boję się o los mych towarzyszy. Arab wcześniej, czy później musi się dowiedzieć o tym że wykradliśmy mu broń.
— Bądź spokojny — odparł Raffles. — Moja w tym głowa, żeby im się nic nie stało. Mam zresztą do wyrównania pewien rachuneczek z konsulem angielskim w Beirze.