Człowiek miał Kotkę, miluchne stworzenie, Zwinną, lekką, jak śnieg białą; Więc też kochał ją szalenie:
Gdy zamiauczała, to mu się zdawało, Że słowika słyszy pienie; Same widział w niej przymioty, Same wdzięki, same cnoty;
Słowem, tak się rozmiłował, Że już na piękne waryował: Bogów przyzywał i składał ofiary, Jęczał i płakał, wzdychał bez ustanku, Aż przez łzy, prośby, zaklęcia i czary
Zyskał to, czego pragnął: pewnego poranku
Jowisz piękną Koteczkę w kobietę przemienił, A zaślepiony Człek, w tę samą chwilę Z nią się ożenił. Koteczka wdzięczy się mile, Mąż już nie pomni, czem była przed chwilką, A widząc tylko Urok i powab niewieści, Całuje, ściska i pieści. Nagle, wśród ciszy, Rozległ się chrobot: «Mężu! myszy, myszy!» I wnet żoneczka skacze na podłogę, Dalejże gonić niebogę! Ale spóźniła się trochę, I mysz zawczasu umknęła. Jednak, po chwili, znów stworzenie płoche Wyłazi z dziury. Kobieta uszkiem strzygnęła, I wyciągnąwszy palce, jak pazury, Dalej do dzieła! Schwytała biedną. Próżno mąż zaklinał, Prosił, błagał, napominał, I innych niewiast wskazywał przykłady: