Paw skarżył się Junonie: «Wszechwładna Bogini!
Nakłoń ucho i rozważ moje słuszne żale: Głos, co mi przypadł w udziale, Wszystkich mię ptaków pośmiewiskiem czyni;
Czemuż słowik, gdy ziemię noc pokryje głucha, Tak cudnie śpiewa, że przed jego głosem Gaj cały milknie i słucha? — Jak śmiesz nad swoim ubolewać losem?
Z gniewem Junona odpowie; Czyliż nie nosisz korony na głowie? Czyliż twej giętkiej szyi nie okala Pierze wzorzyste i lśniące?
A twój ogon, jak tęcza, jak dyamentów fala, Czyż nie odbija cudnych barw tysiące?
Zdajesz się posypany kamieńmi drogiemi;
Słowem, równego sobie nie znajdziesz na ziemi.
I ty skargi podnosisz? Niebios wola święta
Równo rozdziela dary pomiędzy zwierzęta:
Sokół otrzymał lekkość; orzeł, ostre szpony;
Szpak, przebiegłość; a słowik, godność króla wiosny.
Każdy ze swego losu jest zadowolony,
Ty jeden tylko sarkasz, bogaczu zazdrosny.
Poskrom chciwość; lub taką zyskasz skarg odpłatę,
Że tę, którą się chełpisz, odbiorę ci szatę.»