Dyszą miechy — a pod młotem
Z pod żelaza lecą skry.
Skroń kowala szkli się potem,
A u powiek świecą łzy.

Na kominie żar się puszy,
W całej kuźni huk i gwar;
Lecz w kowala tęsknej duszy,
Jeszcze większy szum i — żar.

W domu chore dziatki, żona —
W pierś się wbija bólów grot.
„Hej do pracy! a nuż skona?”
I w dłoń silniej chwycił młot.

Pobiegł myślą do swej żony,
Dziatwie z serca uścisk dał.
I wciąż młotem kuł — szalony,
Jakby biedę zabić chciał.

„O! jak srogo Panie! Panie!
Tyś mię w chwili dotknął złej!
Choć nad dziatwą zmiłowanie,
Choć nad żoną litość miej.”

Próżna modła — łzą zaciekła
Nieszczęsnemu cała twarz.
„Gdy im zsyłasz męki piekła,
Mię, o Panie za nich karz!

Mię na bólów powal łoże!
Mię niech ręka dotknie Twa!
Mię... — o przebacz wielki Boże!
— A któż dziatwie chleba da?”

Chciał rozegnać troski chmurę,
I do pracy jął się w lot.
— Lecz nim ramię podniósł w górę,
Z martwej ręki padł mu młot.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Bełza.