Król Edyp (Sofokles, tłum. Morawski, 1947)/Epeisodion I

<<< Dane tekstu >>>
Autor Sofokles
Tytuł Król Edyp
Rozdział Epeisodion I
Wydawca Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wyd. 1947 (1922)
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Kazimierz Morawski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

EDYP

Prosisz, a prosząc mógłbyś znaleźć ulgę,
Siłę i z kaźni srogich wyzwolenie,
Jeśli słów moich posłuchasz powolnie,
Które ja, obcy zupełnie tej wieści

I obcy sprawie, wypowiem. Toć sam bym
220 

Nie wiele zbadał bez wszelkiej wskazówki.
Teraz, żem świeżym tej gminy jest członkiem,
Do was się zwracam z następną przemową:
Kto z was by wiedział, z czyjej zginął ręki

Śmiercią ugodzon Laios Labdakida[1],
225 

Niech ten mi wszystko wypowie otwarcie.
Gdyby zaś bał się sam siebie oskarżać,
Niech wie, że żadnej srogości nie dozna
Nad to, że cało tę ziemię opuści.

A jeśli w obcej by ziemi kto wiedział
230 

Sprawcę, niech mówi, otrzyma nagrodę
I nadto sobie na wdzięczność zasłuży.
Lecz jeśli milczeć będziecie, kryć prawdę,
To o przyjaciół się trwożąc, to siebie,

Tedy usłyszcie, co wtedy zarządzę.
235 

Niechajby taki człowiek w naszej ziemi,
Nad którą władzę ja dzierżę i trony,
Ani nie postał, ni mówił z innymi,
Ni do czci bogów nie był dopuszczony,

Ni do żadnego wspólnictwa w ofierze.
240 

Zawrzyjcie przed nim podwoi ościeże,
W żadnym on domu niech nigdy nie spocznie,
Bo tego chciały pytyjskie wyrocznie.
Ja więc i Bogu i zbrodni ofierze

Ślubuję taką służbę i przymierze.
245 

I tak złoczyńcy klnę, aby on w życiu,
Czy ma wspólników, czyli sam w ukryciu,
Nędzy, pogardy doświadczył i sromu.
I zaklnę dalej, że gdyby osiadły

Z moją się wiedzą W mym odnalazł domu,
250 

Aby te klątwy na mą głowę spadły.
A was zaklinam, abyście to wszystko
Czynili dla mnie, boga i tej ziemi
Od zbóż i bogów tak osieroconej.

Bo choćby boga głos nie nakazywał,
255 

Nie trzeba było popuścić bezkarnie
Śmierci przedniego człowieka i króla,

Lecz rzecz wyśledzić. Że ja teraz dzierżę
Rządy te, które on niegdyś sprawował,

Łoże i wspólną z nim dzielę niewiastę;
260 

Że moje dzieci byłyby rodzeństwem
Jego potomstwa, gdyby on ojcostwem
Mógł się był cieszyć; że grom weń ugodził,
Przeto ja jakby za własnym rodzicem

Wystąpię za nim, wszystkiego dokonam,
265 

Aby przychwytać tego, co uśmiercił
Syna Labdaka, wnuka Polydora[2],
Któremu Kadmus i Agenor przodkiem.
A tym, co działać omieszkają, bogi

Niech ani z ziemi nie dopuszczą płodów,
270 

Ni dziatek z niewiast; niech oni marnieją
Wśród tej zarazy, lub gorszym dopustem.
Was zato, którzy powolni mym słowom,
Wspólnictwo Diki[3] niech skrzepi łaskawie

I bogi w każdej niech poprą was sprawie.
275 
CHÓR

Jak mnie zakląłeś, tak powiem ci, książę.
Ni ja zabiłem, ni wytknąćbym umiał
Tego mordercy; ten, co drogi wskazał,
Febus, sam jeden odkryłby złoczyńcę.

EDYP
Słusznie to rzekłeś. Ale wymóc z bogów,
280 

Czego nie zechcą, nie zdoła śmiertelny.

CHÓR

Lecz drugie wyjście śmiałbym ci polecić.

EDYP

Mów i o trzeciem, jeżeli ci świta.

CHÓR

Mistrzowi wiedzy najbliżej dorówna

Tyrezjasz[4], jego więc rady sięgając,
285 

Najwięcej, książę, zyskałbyś dziś światła.

EDYP

Przecież już anim tego nie zaniechał;
Bo za namową Kreona dwukrotnie
Słałem umyślnych, a zwłoka mnie dziwi.

CHÓR
Inne bo rzeczy są głuche marne.
290 
EDYP

Co mniemasz? Każdy tu szczegół ma wagę.

CHÓR

Mówią, że zginął z rąk ludzi podróżnych.

EDYP

I ja słyszałem. Lecz świadka nie widać.

CHÓR

Toć, jeśli w sercu drobinę ma trwogi,

On się przed twemi ulęknie przekleństwy.
295 
EDYP

Nie strwożą słowa, kogo czyn nie straszył.

CHÓR

Lęcz otóż człowiek, co sprawy wyjaśni.
Bo już prowadzą boskiego wróżbitę,
W którego duszy prawda ma ostoję.

(Wchodzi Tyrezjasz)
EDYP
O Tyrezjaszu, co sprawy przenikasz
300 

Jasne i tajne, na ziemi i niebie!
Chociaż ty ślepym, nie uszło twej wiedzy,
Jako choruje gród ten, przeto w tobie
Upatrzyliśmy zbawcę i lekarza.

Bo Febus, jak ci już może donieśli,
305 

Po wieściach naszych tę wróżbę obwieścił,
Że wyzwolenie li wtedy nastąpi,
Skoro odkrywszy morderców Laiosa
Na śmierć ich albo wygnanie skażemy.

Ty przeto, lotu ptaków nie niechając,
310 

Ni innych środków twej wróżbiarskiej sztuki,
Siebie i miasto, ratuj mą osobę,
I zbaw nas z wszelkiej zakały tej zbrodni.
W tobie nadzieja; kto, czem tylko może,

Wesprze bliźniego, spełni dzieło boże.
315 
TYREZJASZ

Biada, o biada tej wiedzy, co szkodę
Niesie wiedzącym; znam ja to zbyt dobrze
I pomny na to nie byłbym tu stanął.

EDYP

W czem powód, żeś tu przybył poniewoli?

TYREZJASZ
Puść mnie do domu; bo łacniej co twoje
320 

I ja co moje zniosę, gdy usłuchasz.

EDYP

Miastu, któregoś dzieckiem, służyć radą
Jest obowiązkiem miłości i prawa.

TYREZJASZ

Widzę, że słowa niekoniecznie w porę

Tyś wyrzekł; obym ja równie nie zbłądził.
325 
CHÓR

Na bogów, wiedząc nie ukrywaj światła,
Przecież my wszyscy na klęczkach błagamy.

TYREZJASZ

Wy wszyscy w błędzie. Ja nigdy złych rzeczy
Moich, by nie rzec... twoich, nie wyjawię.

EDYP
Więc wiedząc, zmilkniesz? czyż myślisz człowieku
330 

Miasto to zdradzić i zniszczyć ze szczętem?

TYREZJASZ

Ani ja ciebie, ni siebie nie zmartwię.
Prożno mnie kusisz, nie rzeknę już słowa.

EDYP

Ze złych najgorszy — bo nawet byś skałę

Obruszył — wiecznie więc milczeć zamierzasz
335 

I niewzruszony tak wytrwać do końca?

TYREZJASZ

Upór mój ganisz a w sobie nie widząc
Obłędów gniewu, nademną się znęcasz.

EDYP

Któżby na takie nie uniósł się słowa,

Któremi nasze znieważasz ty miasto?
340 
TYREZJASZ

Zejdzie to samo, choć milcząc się zaprę.

EDYP

Przeto co zejdzie, winieneś nam jawić.

TYREZJASZ

Nic już nie rzeknę. Ty zaś, jeśli wola,
Choćby najdzikszą wybuchnij wściekłością.

EDYP
A więc wypowiem, co mi w błyskach gniewu
345 

Już świta; wiedz ty, iż w mojem mniemaniu
Tyś ową zbrodnię podżegł i zgotował
Aż po sam zamach; a nie byłbyś ślepym,
To i za czyny bym ciebie winował.

TYREZJASZ
Doprawdy? a więc powiem ci, byś odtąd
350 

Twego wyroku pilnując, unikał
Wszelkiej i ze mną i z tymi rozmowy,
Jako ten, który pokalał tę ziemię.

EDYP

Jakie bezczelne wyrzucasz ty słowa?

I gdzież zamyślasz przed srogą ujść karą?
355 
TYREZJASZ

Uszedłem, prawda jest siłą w mej duszy.

EDYP

Gdzieś ty ją nabył? Chyba nie z twej sztuki.

TYREZJASZ

Od ciebie. Tyś mnie zmusił do mówienia.

EDYP

Czego? Mów jeszcze, abym się pouczył.

TYREZJASZ
Czyś nie rozumiał, czy tylko mnie kusisz?
360 
EDYP

Nie wszystko jasnem; więc powtórz raz jeszcze.

TYREZJASZ

Którego szukasz, ty jesteś mordercą.

EDYP

Nie ujdziesz kary za wtórą obelgę.

TYREZJASZ

Mam mówić więcej, by gniew twój zaostrzyć?

EDYP
Mów co chcesz, słowa twe na wiatr ulecą.
365 
TYREZJASZ

Rzeknę, iż z tymi, co tobie najbliżsi,
W sromie obcując, nie widzisz twej hańby.

EDYP

Czy myślisz nadal tak bredzić bezkarnie?

TYREZJASZ

Jeżeli w prawdzie jest moc i potęga.

EDYP
O jest, lecz w tobie jej niema, boś ślepym
370 

Na uchu, oczach, i ślepym na duchu.

TYREZJASZ

A ty nieszczęsny urągasz, ty, który
Wnet staniesz wszystkim na urągowisko?

EDYP

Nocy ty synem, zaszkodzić nie zdołasz.

Ni mnie, ni innym, co w słońce patrzymy.
375 
TYREZJASZ

Bo nie pisano, abym ja cię zwalił;
Mocen Apollo, aby to wykonać.

EDYP

Czy to są twoje sztuki, czy Kreona?

TYREZJASZ

Nie Kreon, lecz ty sam sobie zatratą.

EDYP
Skarby, królestwo i sztuko, co sztukę
380 

Przewyższasz w życia namiętnych zapasach,
Jakże was zawiść natrętnie się czepia,
Jeżeli z tronu, którym mnie to miasto
W dani, bez prośby mojej zaszczyciło,

Kreon, ów wierny, ów stary przyjaciel
385 

Zdradą, podstępem zamierza mnie zwalić
I tak podstawią tego czarodzieja,
Kuglarza, który zysk bystro wypatrzy,
A w swojej sztuce dotknięty ślepotą.

Bo, nuże, rzeknij, kiedyś jasno wróżył?
390 

Dlaczego, kiedy zwierz ów śpiewotwórczy
Srożył się, zbrakło ci słów wyzwolenia?
Przecież zagadkę tę nie pierwszy lepszy:
Mógł był rozwiązać — bez jasnowidzenia.

A tobie wtedy ni ptaki, ni bogi
395 

Nic nie jawiły; lecz ja tu przyszedłszy
Nic nie wiedzący zgnębiłem potwora,
Ducha przewagą, nie z ptaków natchnienia,
Mnie więc ty zwalić zamierzasz, w nadziei,

Że bliskim będziesz przy Kreona tronie.
400 

Lecz ciężko i ty jak ów, co podżega,
Odpokutujesz, a gdyby nie starość,
Wraz byś otrzymał kaźń za twe zamysły.

CHÓR

Nam mowa starca wydała się gniewną

I twoja także, Edypie, a przecież
405 

To nie na czasie; lecz patrzeć należy,
Byśmy głos boga spełnili najlepiej.

TYREZJASZ

Chociaż ty władcą, jednak ci wyrównam
W odprawie. Słowem i ja także władam.

Nie twoim jestem sługą, lecz Apolla;
410 

I nie zawezwę zastępstwa Kreona,
Lecz sam ci powiem, tobie, który szydzisz
Z mojej ślepoty, patrzysz a nie widzisz
Nędzy twej, nie wiesz z kim życie ci schodzi,

Gdzie zamieszkałeś i kto ciebie rodzi.
415 

Między żywymi i zmarłymi braćmi
Wzgardę masz, klątwy dwusieczne cię z kraju
Ojca i matki w obczyznę wygnają,
A wzrok, co światło ogląda, się zaćmi.

Jakiż Kiteron[5] i jakie przystanie
420 

Echem nie jękną na twoje wołanie,
Gdy przejrzysz związki, kiedy poznasz nagle,
W jaką to przystań nieprzystojną żagle
Pełne cię wniosły; nieszczęścia ty głębi

Nie znasz, co z dziećmi cię zrówna i zgnębi. —
425 

Szydź więc z Kreona, szydź z mojej ty mowy
Bo niema człeka między śmiertelnymi,
Którego złe by straszniej zmiażdżyć miało.

EDYP

Czy znośnem takie wysłuchać obelgi?

Precz stąd coprędzej z przed mego oblicza,
430 

Co żywo z tych się wynosić mi progów!

TYREZJASZ

Nie byłbym stanął, gdybyś nie był wzywał.

EDYP

Gdybym był wiedział, że brednie pleść będziesz,
Nie byłbym ciebie zawezwał przed siebie.

TYREZJASZ
Bredzącym może li tobie się wydam, —
435 

Tym, co cię na świat wydali, rozsądnym.

EDYP

Jakim? Zaczekaj! Któż moim rodzicem?

TYREZJASZ

Ten dzień cię zrodzi i ten cię zabije.

EDYP

Jakież niejasne ty stawiasz zagadki?

TYREZJASZ
Czyś nie ty mistrzem w ich rozwiązywaniu?
440 
EDYP

Urągaj temu, w czem uznasz mnie wielkim.

TYREZJASZ

A jednak to cię zgubiło zdarzenie.

EDYP

Jeślim wyzwolił gród — niech i tak będzie.

TYREZJASZ

Więc już uchodzę. — Prowadź mnie, pacholę.

EDYP
Niech cię prowadzi. Obecność twa przykra,
445 

Twoje odejście usunie tę plagę.

TYREZJASZ

Rzekłszy co miałem — idę, nie z obawy
Przed twem obliczem, bo próżne twe groźby.
A powiem jeszcze: człek, którego szukasz,

Zdawna pogróżki i wici o mordzie
450 

Laiosa głosząc, jest tutaj na miejscu.
Obcym go mienią, ale się okaże,
Iż on zrodzony w Tebach; nie ucieszy
Tem się odkryciem; z widzącego ciemny,

Z bogacza żebrak — na obczyznę pójdzie,
455 

Kosturem drogi szukając po ziemi.
I wyjdzie na jaw, że z dziećmi obcował
Własnemi, jak brat i ojciec, że matki
Synem i mężem był, wreszcie rodzica

Współsiewcą w łożu i razem mordercą.
460 

Zważ to, a jeśli to prawdę obraża,
Za niemądrego ogłoś mnie wróżbiarza.





  1. w. 225. Laios Labdakida. — Agenor, król Fenicji, miał syna Kadmosa, który założyl Teby. Kadmosa synem był Polydoros; ten zrodził Labdakosa, a Labdakos Laiosa, którego synem był Edyp.
  2. w. 267. wnuk Polydora — ob. objaśnienie do w. 225.
  3. w. 274. Dike — bogini sprawiedliwości.
  4. w. 285. Tyrezjasz — po grecku Teiresias (nazwisko oznacza tłumacza znaków i dziwów = teirea), słynny ślepy wróżbita
    tebański.
  5. w. 420. Kiteron — góry w pobliżu Teb.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Sofokles i tłumacza: Kazimierz Morawski.