Królowa Śniegu (Andersen, przekł. Szczęsny)/Laponka i Finka
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Królowa Śniegu |
Pochodzenie | Baśnie Andersena |
Wydawca | J. Mortkowicza |
Data wyd. | 1913 |
Miejsce wyd. | Warszawa, Kraków |
Tłumacz | Aleksander Szczęsny |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała baśń Cały zbiór |
Indeks stron |
Ren zatrzymał się przed niewielkim domkiem, wyglądającym dość ubogo. Dach sięgał prawie ziemi, a wejście było tak nizkie, że wchodzić trzeba było prawie na czworakach. Wewnątrz była tylko stara Laponka, która siedziała przy lampie z tranu i jej opowiedział ren historję Zosi. Przedtem jednak wtrącił coś z dumą o własnem pochodzeniu, bo to uważał za najpilniejsze.
— O, biedne stworzenie! — zawołała kobieta. — Przecież musicie jeszcze dalej wędrować. Musicie się dostać o sto mil stąd na granicę Finlandyi, bo tam mieszka królowa śniegów i pali co wieczór bengalskie ognie. Napiszę wam parę słów na suszonym sztokfiszu, które tam oddacie pewnej Fince, mojej znajomej, a ta już wam powie, jak postąpić będzie można.
I skoro się Zosia nieco ogrzała, Laponka wręczyła jej list sztokfiszowy i przywiązała dziewczynkę z powrotem do rena, który ruszył galopem.
— Huk, puk! — wybuchały ciągle pod niebem kolorowe ognie zorzy północnej, ren pędził całą noc, aż wreszcie przybiegł do Finlandji, gdzie trzeba było zapukać w komin, wskazanego przez kobietę domu, bo nie miał on drzwi.
Wewnątrz było tak gorąco, że gospodyni Finka siedziała zupełnie naga. Była ona maleńka i usmolona. Przedewszystkiem rozebrała Zosię i zdjęła jej ciepłe trzewiki, a renowi dla ochłody
położyła kawałek lodu na głowie. Potem Finka zabrała się do czytania listu. Przeczytała trzykrotnie, a gdy już zapamiętała dobrze, włożyła go do kotła, gdzie się gotowała zupa. A wtedy ren opowiedział jej swoją, a później Zosi historję, a Finka przez ten czas błyskała sprytnemi oczkami.
— Jesteś bardzo mądra — mówił jej ren — potrafisz wiatry wiązać jedną nitką i czynić pogodę lub burzę, czyż więc nie możesz pomódz tej maleńkiej i dać jej napój, aby uzyskała siłę dwunastu mężów i zwyciężyła królowę śniegów? — Tak, siła dwunastu mężów jest wielką — odrzekła Finka, poszła do kąta, rozwinęła wielką skórę, zapisaną tajemnemi literami i czytała tak pilnie, aż jej pot ściekał z czoła. A ren tymczasem prosił dalej i Zosia patrzyła na nią błagalnemi oczami, aż wreszcie Finka zawołała rena w kąt i powiedziała mu na ucho, kładąc świeży lód na głowę zwierzęcia:
— Mały Janek czuje się u królowej śniegów dobrze, bo wpadły mu do ucha i serca dwa ździebełka złego szkła. Nic się nie poprawi, dopóki Janek tych szkiełek się nie pozbędzie.
— Ale czyż nie może mu w tem Zosia pomódz, czyż nie chcesz jej dodać sił do tego? — pytał ren.
— Większej siły dać jej nie mogę — odparła kobieta. — Czyż nie widzisz, jak już jest silną? Jej, małej dzieweczce, służą ludzie i zwierzęta. Cała potrzebna siła leży w jej serduszku. O dwie mile stąd zaczyna się ogród królowej śniegów; zanieś tam Zosię i zostaw ją przy krzaku, pokrytym czerwonemi jagodami, a sam wracaj zaraz.
Więc Zosia siadła na rena, a ten popędził z całych sił. Nagle Zosia spostrzegła, że w pośpiechu nie wzięła ciepłych trzewików i rękawiczek. Mróz szczypał porządnie, ale ren nie chciał zawracać i trzeba było marznąć. Wreszcie dotarli do krzaku z czerwonemi jagodami. Tam Zosia zsiadła mu z grzbietu, pocałowała go w pyszczek, a zwierzę, jak człowiek, rozpłakało się z żalu.
Ren zawrócił, już go nie było widać, a Zosia została boso i bez rękawiczek, sama wśród pustej fińskiej równiny.
Wtedy pobiegła przed siebie, jak mogła najprędzej, a na jej spotkanie niewiadomo skąd, posypały się płatki śniegowe. Ale nie były to zwykłe płatki. Przybierały one różne, straszne postacie, rosły i olbrzymiały, bo były to straże królowej śniegów, broniące dostępu do jej ogrodu. Więc Zosia wystraszona zaczęła mówić „Ojcze nasz“. Oddech, wychodzący z jej ust, marzł na powietrzu i w miarę, jak gęstniał, tworzyły się z niego postacie małych aniołków z mieczami i tarczami. Aniołki te walczyły z strażami śniegu, a jednocześnie ogrzewały zziębłe nóżki i ręce dzieweczki, tak, że gdy skończyła modlitwę, szła spokojnie, nie czując mrozu.
A teraz zobaczymy, co porabiał Janek, który pewno nie myślał tymczasem wcale o dzielnej, poświęcającej się dla niego Zosi.