Kronika Jana z Czarnkowa/O śmierci Mikołaja, biskupa poznańskiego
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kronika Jana z Czarnkowa |
Podtytuł | archidyakona gnieźnieńskiego podkanclerzego królestwa polskiego (1370-1384). |
Wydawca | E. Wende i Sp. |
Data wyd. | 1905 |
Druk | Jan Cotty |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Józef Żerbiłło |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Tegoż roku, w dniu 18-ym marca, Mikołaj zwany Kurnik, biskup poznański, po długiej i ciężkiej chorobie zakończył dzień ostatni w Ciążynie, majętności swego kościoła. W ciągu więcej niż dwóch lat cierpiał on na chorobę raka w częściach płciowych; to go jednak, pomimo zakazu lekarzy, nie powstrzymywało od spółkowania z dziewczętami, aż póki nie zaczęła go dobrze trząść febra czwartaczka, która już go odtąd nie porzucała. Zdarzyło się pewnego razu, mianowicie w szósty dzień przed dniem przedostatnim miesiąca lipca[1], że do tego biskupa, podczas jego bytności w Głównie, gdy tam w towarzystwie Mikołaja Strossberga, proboszcza gnieźnieńskiego, już dobrze najedzony siedział i mocno pił, przybył archidyakon gnieźnieński Jan i był przez niego przyjęty. Biskup, opowiadając różne rzeczy, które swoim zwyczajem często z przechwałkami zmyślał, rzekł: „Oto, księże proboszczu, my, cośmy byli ostatni za życia króla polskiego Kazimierza na jego dworze, dzisiaj jesteśmy pierwsi i wielcy: bo oto pan Zawisza, którego król miał za nic, został wielkim biskupem kościoła krakowskiego, za co nikomu innemu, tylko Bogu i mnie powinien dziękować; ja jestem biskupem poznańskim, a tyś został proboszczem wielkiego kościoła gnieźnieńskiego. Zkąd ta zmiana, jeśli nie z ręki Najwyższego?“ — Na to archidyakon, zwróciwszy się do kilku osób przytomnych, rzekł: „Nie Najwyższego w tej zmianie ręka, jeno czarta“. — I stała się rzecz dziwna, że tej samej nocy porwała biskupa, jak powiedziano, straszliwa febra; a Mikołaj Strossberg zaraz potem, przejeżdżając w wozie na pasach do Pyzdr, uderzył się lewem ramieniem i wywichnął je, następnie zaś, jak była o tem wyżej mowa, wzięty był do więzienia, gdzie męczył się dość długo. — Ten biskup był niezmiernie mownym i kłótliwym i pił dużo[2], oraz był srogim, nieuczciwym i rozpustnym, krzewił niezgody i kłótnie, tak że gdziekolwiek się znajdował, zawsze spory i zwady nie tylko sam wszczynał, lecz i pomiędzy innymi podobnież zasiewał. Mawiał, że zasnąć nie mógł i nie miał spokojności, jeżeli się o spór i kłótnię nie postarał; a starał się o nie, ile mu sił starczyło do końca swego życia, ciesząc niemi swoją duszę. — Pochowano go w kościele poznańskim w dniu 21-ym wzmiankowanego miesiąca[3]. Po jego śmierci i pogrzebie, kanonicy kościoła poznańskiego, zebrani dla elekcyi przyszłego pasterza, obrali, w drodze kompromisu, 29-go dnia tegoż miesiąca, czcigodnego męża pana Mikołaja, scholastyka poznańskiego. Wybór ten ksiądz Jan, arcybiskup gnieźnieński, już na łożu boleści leżący, w Żninie, we środę przed Wielkąnocą, w dzień 2-gi miesiąca kwietnia, zatwierdził, powierzając Mikołajowi zarząd tak świecki jak duchowny dyecezyi poznańskiej[4] Wszedłszy w posiadanie biskupstwa, udał się on do Rzymu, aby uprosić pana naszego papieża o sakrę biskupią.