Kronika Jana z Czarnkowa/O śmierci Zawiszy, biskupa krakowskiego

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan z Czarnkowa
Tytuł Kronika Jana z Czarnkowa
Podtytuł archidyakona gnieźnieńskiego podkanclerzego królestwa polskiego (1370-1384).
Wydawca E. Wende i Sp.
Data wyd. 1905
Druk Jan Cotty
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Józef Żerbiłło
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
56. O śmierci Zawiszy, biskupa krakowskiego.

Roku pańskiego 1382-go, dnia 12 miesiąca stycznia, Zawisza syn Dobiesława, kasztelana krakowskiego, pełen złych uczynków, a z cnót prawie wszystkich wyzuty, zakończył żywot doczesny. Ponieważ mądra ludzkość świadectwem piśmiennem pomaga pamięci zachowywać sprawy ludzi dobrych, by cnoty ich, godne przekazania potomności, zjednywały im pochwałę i dawały innym przykład do naśladowania, — w równej też mierze i ohydne czyny złych ludzi powinne być pamięci ludzkiej przekazane, ażeby cnotliwi unikali ich spraw niebezpiecznych, a źli, haniebnem urągowiskiem zawstydzeni, od złego się odstrychnęli. Dla tych powodów zamierzam opisać wstrętne życie i grzeszne mowy wzmiankowanego biskupa oraz jego towarzysza, Mikołaja z Kurnika.
Ten biskup Zawisza najpierw był przez biskupa krakowskiego Bodzantę i przez swych przyjaciół osadzony na archidyakonacie krakowskim przeciwko niejakiemu Janowi z Buska, który był poprzednio ten archidyakonat otrzymał i objął go w posiadanie, a teraz przez Dobiesława, ojca biskupa Zawiszy i jego krewnych zmuszony był do ustąpienia. — Po śmierci króla Kazimierza, — o którym nieco wyżej mówiliśmy, — Zawisza, pospołu z wspomnianym Mikołajem z Kurnika, zmyśliwszy jakieś najwierutniejsze kłamstwa o dobrym bycie pewnego Janka, archidyakona gnieźnieńskiego, podkanclerzego zmarłego króla Kazimierza[1], i pełni niegodziwej względem niego zazdrości, oskarżyli go przed królową panią. Królowa, aczkolwiek słuchała ich i przyjmowała ich delacye, na ten raz jednak wiary im nie dała, lecz wysłuchawszy mowy i dowodów podkanclerzego, uniewinniła go ze wszelkich zarzutów. Widząc to ci donosiciele, pałając ambitną żądzą zagarnięcia godności i zasług archidyakona, póty namawiali i tumanili ojca rzeczonego Zawiszy, wojewodę Dobiesława, i niektórych swoich krewnych i powinowatych, aż ci nareszcie nie cofnęli się przed uknuciem spisku na podkanclerzego. Przygotowawszy spisek, zaczęli opowiadać królowej pani wiele nikczemnych i plugawych rzeczy o podkanclerzym, a chwalić siebie i swoje własne zasługi, natarczywie domagając się, aby oddaliła go od urzędu podkanclerstwa królestwa polskiego i urząd ten Zawiszy oddała. Królowa nie potrafiła oprzeć się ich natarczywości i oddała swoją pieczęć rzeczonemu Zawiszy, poruczając mu podkanclerstwo swojego dworu. Nad tym postępkiem boleli bardzo szlachta i mieszczaństwo, prałaci kościołów, społeczność miejska i liczni książęta, miłosiernie żałując archidyakona, jako męża sprawiedliwego. Kiedy zaś niektórzy z nich, czyniąc wzmiankę przed królową o archidyakonie, świadczyli o jego godnych pochwały czynach i ubolewali, że bez winy został od urzędu usunięty, wtedy królowa mówiła, że bynajmniej go od urzędu nie usuwała, lecz tylko swoją pieczęć oddała Zawiszy[2]. Zawisza tedy i Mikołaj z Kurnika, widząc taką przychylność ziemian dla archidyakona, oraz wiedząc o instancyach, wnoszonych za nim niejednokrotnie do króla węgierskiego, Ludwika, i królowej, przeciągnęli na swoją stronę podarunkami i obietnicami, między innymi, niektórych Węgrów królowej, aby ci również nowemi, kłamliwemi i przez nich zmyślonemi doniesieniami, zohydzali jej tego archidyakona. Zbyt łatwowierna królowa poleciła oszczercom, mianowicie Zawiszy i Januszowi, rycerzowi z zamku Salomona[3], uwięzić archidyakona, przebywającego natenczas w Uniejowie, na dworze arcybiskupa gnieźnieńskiego, Jarosława[4], oskarżając go o potajemne zabranie ze skarbu króla Kazimierza, po śmierci tegoż, wielkiej ilości pieniędzy i klejnotów. Wówczas archidyakon, pokładając zupełną ufność w swojej niewinności, wbrew woli i radzie wspomnianego arcybiskupa, pośpieszył razem z zawistnikami swoimi na dwór królowej pani do Krakowa, aby tam udowodnić swoją niewinność. Na drugi dzień po przybyciu, gdy siedział przy stole podczas obiadu w Miechowie z kilkoma szlachty, królowa za radą tychże, t. j. Zawiszy i Mikołaja z Kurnika, kazała nadwornemu słudze swojemu[5], niejakiemu Spytkowi, uwięzić go; lecz ponieważ owi ze szlachty poręczyli za niego, więc pozostał z nimi; królowa zaś tego wieczora kazała schwytać niektórych sług jego i osadzić każdego z osobna w więzieniu, dla zbadania ich co do sprawy zrabowania skarbu. Nazajutrz po obiedzie królowa kazała przyprowadzić archidyakona do Krakowa i uwięzić go na zamku krakowskim, a jednocześnie posłała do przewielebnego Floryana, biskupa krakowskiego, z prośbą i żądaniem, aby archidyakona bez przesłuchania skazał na dożywotnie więzienie. Biskup z oburzeniem odpowiedział, że archidyakon jest uczciwym człowiekiem, że niesłusznie jest więzić oskarżonego fałszywie, i że on, biskup, będąc przekonany o jego niewinności, bynajmniej nie życzy sobie przyczyniać się do jego niedoli. Wtedy królowa, widząc, że przez tych donosicieli była oszukaną, i zrozumiawszy, że dopuściła się rzeczy niesprawiedliwej, oznajmiła im, wielce oburzona, aby, jeżeli chcą, wytoczyli przeciwko archidyakonowi sprawę, w przeciwnym bowiem razie każe go uwolnić. Wskutek tego, odwołali się oni za swej strony do biskupa Floryana i jego oficyała, prosząc, aby zarządził dochodzenie przeciw archidyakonowi. Atoli biskup odmówił, twierdząc, że archidyakon nie należy do jego jurysdykcyi i że nie jest oskarżony o taki czyn, któryby wymagał dochodzenia. Wtedy królowa kazała go uwolnić, i odesłała razem z donosicielami do zbadania arcybiskupowi gnieźnieńskiemu. — Tak więc, ku wielkiemu smutkowi i zaniepokojeniu zawistnych mu ludzi, archidyakon był uwolniony z czcią, i ze czcią też obchodzili się z nim panowie i szlachta królestwa, którzy natenczas, w dzień Ś. Stanisława w jesieni, do Krakowa się zjechali; tutaj spędził on po uwolnieniu wesoło dni dziewięć, poczem wrócił na dwór arcybiskupa do Uniejowa. Po otrzymaniu pozwu arcybiskupiego, kazał archidyakon obwołać po kościołach wezwanie, aby stawili się ci wszyscy, którzyby chcieli popierać oskarżenie o wszystkie po szczególe występki, o jakie był wskutek powyższych doniesień kłamliwie obwiniony[6]. Gdy nadszedł wyznaczony termin, stanął w Żninie Mikołaj z Kurnika, autor całego tego kłamstwa, i prosił w imieniu królowej, aby przeciwko archidyakonowi zarządzono dochodzenie; lecz na to archidyakon odparł, że przeciwko niemu dochodzenie nie może być zarządzone, gdyż nie o takie czyny go oskarżono, co do których wymagane jest dochodzenie, i twierdził, że jeżeli był jakiś zarzut, któryby mógł go hańbić, to był on przez tegoż Mikołaja, jego śmiertelnego wroga, zmyślony; zarazem ofiarowywał się, w razie gdyby ów Mikołaj chciał stać przy swojem oskarżeniu, opisać się z nim na karę odwetu[7]. Gdy Mikołaj na to się zgodzić nie chciał, arcybiskup, zważywszy niewinność archidyakona, zwolnił go od wszelkich nagabywań co do spraw powyższych, tak ze strony królowej, jak i Mikołaja, oraz każdego, ktoby go chciał oskarżać. Natenczas archidyakon, chcąc jeszcze jawniej niewinność swoją wykazać, prosił i nalegał, aby pozwolono mu się kanonicznie oczyścić, aczkolwiek było to przeciwko woli arcybiskupa. W tym celu kazał archidyakon trzykrotnie wezwać publicznie wszystkich, którzyby chcieli to oczyszczenie zwalczać, a na trzecim terminie on samoszóst, mianowicie z pięciu prałatami kościoła, A. B C. D. E., oczyścił siebie kanonicznie ze wszystkich zbrodni, jakie mu potwarczo były zarzucane. Otrzymawszy o tem oczyszczeniu kanonicznem piśmienne świadectwo arcybiskupa, wydane przez Jaranda, publicznego pisarza jego dworu, z opisem całej sprawy i jego pieczęcią, zamierzał archidyakon udać się do kuryi rzymskiej, w celu wytoczenia swoim oszczercom procesu o wyrządzone mu krzywdy. Ci jednak, t. j. Mikołaj z Kurnika, Zawisza i Janusz, donosiciele wspomniani, dowiedziawszy się o tem, swojemi i swoich wspólników prośbami i niegodziwemi podszeptami tak obałamucili królowę panią, utwierdzając ją w złem dla archidyakona usposobieniu, że wbrew opinii wszystkich panów królestwa polskiego, którzy byli temu przeciwni, kazała archidyakona z królestwa wygnać i wyzuć ze wszystkich dóbr jego, zarówno ojczystych jak i kościelnych. Postarali się o to donosiciele ci w tym celu, ażeby, skrępowany szczupłością swoich dochodów, zrzekł się prowadzenia sprawy w kuryi rzymskiej. Wszelako życzenia królowej i donosicieli i rozkazy przeciwko archidyakonowi nie były spełnione, gdyż ten, pokładając całkowitą ufność w boskiej pomocy i w swej niewinności, a gniewu[8] królowej bynajmniej się nie obawiając, nie chciał uchodzić z królestwa i tylko, ulegając radzie niektórych panów, aby im ułatwić ułagodzenie królowej, przeniósł się do Wrocławia, zkąd po niejakim czasie wyjechał do Pragi, a ztamtąd do Lubusza, gdzie go wielebny ojciec Piotr, biskup lubuski, przyjaźnie przyjął i uprzejmie podejmował więcej jak przez sześć tygodni. Następnie powrócił do domu i pozostawał w swoich beneficyach do śmierci królowej, służąc Bogu i bynajmniej nie zwracając uwagi na jej oburzenie...[9].
Wspomniany Mikołaj z Kurnika, trzymający natenczas probostwo N. Panny Maryi w mieście Krakowie, został mianowany przez Floryana, biskupa krakowskiego, kollektorem do wybierania dwuletniej prokuracyi, którą papież Grzegorz XI nałożył dla opędzenia swych potrzeb. Zebrawszy ten podatek w dyecezyi krakowskiej, Mikołaj znacznie większą część jego przywłaszczył i użył na swoje potrzeby; część zaś ta, jak mniemają, dosięgała dziesięciu tysięcy florenów. Kiedy przyszło do zdawania rachunku biskupowi, Mikołaj wyparł się kwitów, które wydał klerowi, z czego powstał pomiędzy nim a biskupem niemały spór i niezgoda, tak, że biskup chciał go uwięzić, atoli on uszedł przed gniewem biskupa do (Wielko-)polski, gdzie przebywał czas niejaki. Następnie, dla popierania swej apelacyi, udał się do kuryi rzymskiej, lecz posłyszawszy o śmierci najpobożniejszego ojca Jana, biskupa poznańskiego[10], śpiesznie wrócił do Poznania. Tutaj, nie spytawszy ani Trojana, proboszcza, ani kogobądź z kapituły, wyznaczył podług swej woli administratorów, chcąc, wbrew życzeniu innych i o wybór innych się nie troszcząc, być obranym na biskupa chociażby tylko dwoma albo trzema głosami. Kiedy nazajutrz po pogrzebie zmarłego biskupa zebrano się na wezwanie Mikołaja dla wyborów, dwaj kanonicy, którzy potajemnie stronę jego trzymali, mianowicie Andrzej z Chojnicza, archidyakon, i Damian z Łęcza, właściciel młyna i kanclerz poznański, widząc, że większa część zgromadzonych życzy sobie gorąco mieć Trojana biskupem, udali z jadowitą chytrością, że niby i oni należą do stronnictwa proboszcza Trojana, — człowieka bardzo łagodnego charakteru, — tak, że kiedy archidyakon Andrzej, jako starszy w kapitule, był zapytany przez archidyakona gnieźnieńskiego, kogo życzy sobie obrać, odpowiedział, że chce obrać proboszcza. Na to archidyakon gnieźnieński rzekł mu: „jeżeli to masz w sercu, zaręcz mi, abyś mnie nie zawiódł, bo i ja także zamierzam obrać proboszcza.“ On zaś pod przysięgą obiecał, że nie zawiedzie go w obiorze proboszcza, i rzekł: „dla tej samej przyczyny, dla której ty zamierzasz go obrać, i ja też obrać go ci przyrzekam i daję ci na dowód wiary moją rękę.“ Po kazaniu zaś, wspomniany wyżej kanclerz, stanąwszy między bracią, zaczął zdradliwą mowę w te słowa: „Przewielebni panowie! Oto widzimy między nami godnego pana Trojana, naszego proboszcza; błagajmy go, ażeby przyjąć raczył na siebie ciężar pasterstwa w osieroconym naszym kościele.“ I kiedy prawie wszyscy niezwłocznie się na to zgodzili, Mikołaj z Kurnika, niby oburzony, zakrzyczał, że to nie było zgodne z jego wolą. Wówczas archidyakon gnieźnieński, trzymający razem z innymi, jednakowo myślącymi, stronę proboszcza, zaproponował, aby użyto formy kompromisu, i wyznaczył w tym celu wzmiankowanych archidyakona poznańskiego i kanclerza, — sądząc, że znajdzie w nich dobrą wiarę, którą mu przyrzekli, — oraz Jana, kustosza poznańskiego, i Kielcza, scholastyka gnieźnieńskiego, zaś Mikołaj z Kurnika dodał do tych pięciu dwóch kanoników poznańskich: brata swego, Alberta z Będlewa, archidyakona czerskiego, i Michała z Mieszkowa. Gdy wszystkich siedmiu zeszli się u Jana, kustosza poznańskiego, który wówczas był chory na nogi, a także trzymał stronę proboszcza, kustosz ten, mąż mądry, uczony i czystego sumienia, razem z archidyakonem i scholastykiem gnieźnieńskimi, oddali swe głosy na proboszcza Trojana, archidyakon zaś Andrzej i kanclerz Damian, nie pomni wstydu i bojaźni bożej, przyłączyli się do wzmiankowanych Alberta i Michała, którzy popierali Mikołaja z Kurnika, i jego obrali na biskupa i pasterza[11]. Tym sposobem, zdradą i oszukaństwem, raczej z dopustu bożego niż z wyboru kanoników, został biskupem poznańskim człowiek pełen zbrodni i brudów, nie posiadający żadnych cnót, celujący tylko swoją uczonością, którą zawsze na złe obracał, robiąc, o ile mu sił starczyło, z prawdy fałsz, a z fałszu prawdę. Spełniło się wtedy powiedzenie Ś. Grzegorza, mówiącego o słowach Ozeasza: „zrobili sobie króla — a nie przezemnie, zrobili książęcia — a jam go nie znał[12]“, — w ten sposób:[13] „panują oni z własnej woli, nie zaś z woli Najwyższego rządcy; nie wezwani przez żadne bóstwo, lecz trawieni ogniem własnej chciwości, raczej pochwycili ster rządu niż go otrzymali, a chociaż zdawałoby się, że Sędzia wieczny świadomie ich wynosi, ponieważ zezwala na to i toleruje, w rzeczywistości jednak z wyroku potępienia zupełnie znać ich nie chce“. Pomimo przeszkód, stawianych na dworze papieskim przez króla polskiego i węgierskiego, Ludwika, jakoteż przez arcybiskupa gnieźnieńskiego, biskupa krakowskiego i szlachty królestwa polskiego, dostąpił Mikołaj promocyi. Powiadają, że później papież Grzegorz XI bardzo tej promocyi żałował, gdyż nowy biskup, powróciwszy od kuryi do domu, ciągle aż do samej śmierci dokładał wszelkich starań, aby się kłócić z Janem, arcybiskupem gnieźnieńskim, i Floryanem, biskupem krakowskim; poduszczał księcia mazowieckiego Ziemowita i synów jego przeciwko arcybiskupowi i kościołowi gnieźnieńskiemu, jakoteż przeciwko Dobiesławowi płockiemu i jego kościołowi; dawał rady przeciwne swobodom kościoła, któreto swobody tak u króla jak u książąt polskich starał się wszelkiemi siłami naruszyć. On to pierwszy razem z Zawiszą, biskupem krakowskim, poddał dobra kościoła swojego poznańskiego rocznym daninom[14], czyniąc na to zapisy, i prawie zupełnie zrzekł się przywilejów i swobód, niegdyś przez pobożnych książąt kościołowi nadanych[15]. Zasiewał wielkie niezgody pomiędzy szlachtą polską a ludem, z powodu czego dobra kościoła poznańskiego ulegały ustawicznym szkodom i pożogom, tak że długi szereg lat przyszłych nie będzie mógł ich do pierwotnego stanu przywrócić. Cóż więcej? O jego występkach i haniebnych czynach zbytecznie opowiadać, gdyż mu nie brakło żadnej nieprawości. I jak dwoma głównie członkami ciała dopuszczał się bezwstydnie występków, tak na tychże członkach był pomstą bożą w sposób politowania godny, — jak o tem będzie niżej, — aż do śmierci karany. Nie unikał bowiem grzechu wszetecznego, zwłaszcza gwałcenia dziewic, — więc był dotknięty chorobą raka; był pochopny do mówienia rzeczy sprośnych, — więc cierpiał na rany na języku i gardle, a to tak, że przed śmiercią, jak powiadają, ledwo mógł mówić i połykać jakibądź napój i nie mógł zamknąć ust, tak że i po śmierci został z otwartemi usty; a prawy bok jego, jak powiadają, był od operacyj zupełnie pocięty. Długo się męczył przed śmiercią — tem skuteczniej mógłby żałować za grzechy; nareszcie 18 marca świat ten opuścił. Biskup ten, więcej bezwstydny niż poważany, zaczął, wbrew radzie prawie wszystkich, przenosić wspaniały dwór, w prześlicznej miejscowości w Ciążynie przez jego poprzedników z wielkim przepychem zbudowany, a ozdobiony winnicami, sadami owocowemi i wodotryskami, na inne miejsce, cuchnące i smrodliwe, i w nim z woli bożej życie zakończył; obmurował część domu w Głównie, który jego poprzednik zaczął odnawiać; rozpoczął na nowo budowę kościoła poznańskiego, który się za jego czasów zawalił, i zaczął murować miasto swoje Słupczę. Dobra biskupie, które zastał doskonale zagospodarowane i uposażone, pozostawił naodwrót w stanie zupełnego ubóstwa.
Gdy Janusz Suchywilk, dziekan kościoła krakowskiego i kanclerz królestwa polskiego, był wyniesiony na arcybiskupstwo gnieźnieńskie, Zawisza, przy pośrednictwie i pomocy ojca swojego i przyjaciół, otrzymał kancelaryę krakowską i odtąd stał się tak zuchwałym, że jeżdżąc ciągle za dworem królowej starszej, nie pozwalał nikomu żadnych spraw u niej załatwiać inaczej, jak tylko przez siebie[16]. Królowa, jak powiadają, często przyganiała niestatecznemu jego na dworze postępowaniu, lecz chociaż bardzo życzyła usunąć go ze swego dworu, jednakże, pragnąć odzyskać pewne listy syna swojego Ludwika, króla Polski i Węgier, ziemianom polskim wydane, znosiła cierpliwie Zawiszę i nawet przyrzekła posunąć go na wyższe stanowisko, albowiem spodziewała się, że za przyzwoleniem i radą ojca jego i przyjaciół, tem łatwiej będzie mogła owe pisma wycofać. Jeszcze bowiem za czasów zmarłego króla Kazimierza wspomniany król Ludwik wydał ziemianom polskim przywileje na różne swobody, tak iż nie mógł nakładać ani żądać żadnych podatków i powinności[17] od ludzi duchownych, ani należących do szlachty; zwłaszcza zaś było w tych aktach wyraźnie zawarowane, że ziemianie wchodzą w zobowiązania jedynie z królem Ludwikiem i jego synem, gdyby ten mu się urodził[18]; że zaś król synów nie miał, jeno córki, więc dążył usilnie do tego, aby dawne nadania zniszczyć, i zawrzeć nową umowę w sprawie opłaty podatków i złożenia hołdu[19] pierworodnej jego córce. Aby zaś to podług swego życzenia doprowadzić do skutku, wspomniany król i jego rodzicielka, przynaglani przez Zawiszę, ojca jego i krewnych, wydali list, umocowany przywieszeniem ich pieczęci, na mocy którego zobowiązali się dać mu pierwsze wakujące w królestwie polskiem biskupstwo, innym zaś panom królestwa rozdali, stosownie do swej hojności królewskiej, pieniądze. Za czasów bowiem tego króla powstał ten jak najgorszy i prawu kanonicznemu przeciwny zwyczaj, że ambitne duchowieństwo brało prawie jawnie listy nadawcze nietylko na mające w przyszłości zawakować beneficya kościelne, oddane do rozporządzenia królowi, lecz nawet i biskupstwa. W ten sam sposób potem i świeccy panowie wypraszali sobie nadania na dostojeństwa świeckie, z czego wynikały częste zwady i niezgody, zarówno pomiędzy duchowieństwem, jak i między szlachtą. I stało się, że panowie królestwa, pieniężną nietykalnością namaszczeni[20] i różnemi obietnicami skuszeni, zgodzili się na unieważnienie dawnych nadań, poddali swe dobra ziemskie[21] dwugroszowemu z każdego łana podatkowi i złożyli hołd pierworodnej córze królewskiej, czemu tylko sam kler całej prowincyi się oparł, za nic na to zgodzić się nie chcąc[22]. Po śmierci swej pierworodnej córki[23], król Ludwik, na zjeździe, zwołanym i odbytym[24] w Koszycach, znowu domagał się od panów królestwa polskiego, ażeby złożyli hołd drugiej jego córce i za królową Polski ją przyjęli. Przedniejsi panowie z Wielkopolski, wespół z Januszem, arcybiskupem gnieźnieńskim, uczynić tego nie chcieli; Krakowianie zaś, głównie ojciec Zawiszy, wojewoda, i jego krewni zgodzili się na to; wtedy król pan kazał zamknąć bramy miasta, wobec czego i (Wielko-)polanie, widząc się w położeniu bez wyjścia, złożyli hołd wierności i (drugą) córkę królewską za królową swoją uznali[25]. — Gdy się tym sposobem życzenia króla pana spełniły, biskup zaś krakowski, Floryan, poszedł, jak już powiedziano, drogą wszelkiego ciała[26], ów Zawisza, z woli i z rozkazu króla i jego rodzicielki, został przez kapitułę krakowską w drodze kompromisu, około niedzieli „Laetare“[27], na biskupa krakowskiego obrany, na święto zaś Wielkiejnocy[28] w Kaliszu przez Jana, arcybiskupa gnieźnieńskiego, zatwierdzony, oraz przez arcybiskupa strzygońskiego w Strzygoniu, z polecenia papieża Urbana VI, konsekrowany. Przybywszy do Krakowa, nowy biskup wyłożył bardzo wielkie koszta na uroczyste odprawienie pierwszej mszy swojej; potem zaś, wiodąc dalej poprzednie życie bezwstydne i rozpustne, tak dalece cugle swawoli popuścił, że cielesnym rozkoszom, tak obrzydliwym w biskupie, oddawał się otwarcie bez żadnej powściągliwości. Koni cugowych, rzędów na nie i szat dla ubrania swego ciała miał mnóstwo nadzwyczajne; mówiono, że posiadał przeszło 70 koni i tyleż zmian ubrania i rozmaitych przyborów do pojazdów i koni; do poczwórnych kolas miał mieć nadzwyczajną ilość cugowców. — Po śmierci królowej starszej wyprosił od króla dla swego ojca, wojewody krakowskiego, kasztelanię krakowską, opróżnioną po śmierci kasztelana Jaśka[29]; dla siebie zaś wystarał się, że go król posłał w swem zastępstwie do rządzenia królestwem polskiem, i od tej pory zuchwale pisać się zaczął wikaryuszem królestwa. Lecz Wszechmocny nie chciał dłużej znosić jego opętania i czynów zbrodniczych, i po świętach wielkanocnych, w rok zaledwie po jego obiorze na stolicę biskupią, dotknął go ciężką niemocą. Opowiadają bowiem, że raz ujrzał w jakiejś wsi, do jego kościoła należącej, pewną pięknego lica córkę jakiegoś biedaka i zapragnął jej; lecz biedak, ojciec jej, będąc uczciwym człowiekiem, nie zgodził się na hańbę, a bojąc się gwałtu na córce, ukrył się z nią na bróg zboża. Gdy w nocy przyszedł tam biskup, i przystawiwszy drabinę, wlazł na bróg, wtenczas ukryty z córką wieśniak, zrzucił go razem z drabiną na dół. Od tego upadnięcia, jak powiadają, biskup zapadł na chorobę i już się nie mógł wyleczyć aż do dnia śmierci. — Umarł zaś w roku i dniu wyżej wymienionych[30]. — Nabożeństwo na jego pogrzebie odbyło się nie po biskupiemu, nie po książęcemu, nie po królewsku ani też po cesarsku, lecz jakimś dziwnym obyczajem, według którego kazał odprawić je brat jego Krzesław, kasztelan sandomierski, w przepychu kolas i koni, świeckim zwyczajem, ubliżającym zwyczajom duchownych. — Pierwszej nocy po jego pogrzebie zdarzyło się coś nadzwyczajnego, mianowicie słudzy kościelni[31], którzy nie spali, strzegąc w zakrystyi skarbu kościelnego, posłyszeli tętent koni, biegających tam i napowrót po posadzce kościelnej, i głosy, wołające jeden do drugiego: „pojedźmy na ops!“[32], t. j. jedźmy na rozpustę. Tentent ten i głosy tak przeraziły sługi owe, że ani wołać ani mówić nie mogli i od tego czasu jakby ogłuszeni zapadli w ciężką chorobę, tak że dotąd nie ma nadziei na utrzymanie ich przy życiu[33].





  1. Opuszczamy dalsze dwa wiersze tekstu: „dominae Elisabeth... „multum grato et accepto“, gdyż nie wiążą się gramatycznie z całym frazesem, a przytem zawierają myśl, której przeczy cała następująca opowieść, świadcząca, że Janko w wielkich łaskach u Elżbiety wcale nie był.
  2. Rzeczywiście podkanclerzym jest Zawisza już od r. 1371 (dokument z 8 października 1371 roku w K. d. Mp. III, 844) z tytułem podkancelrzego królowej (vicecancellarius reginae); w dokumencie z 5 kwietnia 1372 r. (K. d. Mp. I, 310) nosi on już tytuł „vicecancellarius regni pol.“
  3. de castro Salomonis miles.
  4. W niektórych rękopisach czytamy „Jana“; zdaje się jednak, że to się działo jeszcze za czasów Jarosława.
  5. curiae suae servitor.
  6. W jednym z kodeksów rękopiśmiennych znalazł A. Z. Helcel cały szereg formularzy, tyczących się przewodu sądowego, z których wiele było wziętych z rzeczywistych procesów, z opuszczeniem tylko imion własnych. Do takich zalicza Helcel formularz, zawierający oskarżenie niejakiego A., męża szlachetnego pochodzenia i dobrej sławy, o to, że za czasów króla Kazimierza pobrał od żydów krakowskich 16,000 grzywien groszy, które się skarbowi należały; że miał jakąś starą Rusinkę za nałożnicę, że wogóle jest nizkiego pochodzenia, chłop, złodziej, łotr i t. d. Helcel uważa, że jest to żywcem wyjęte oskarżenie naszego autora przez Zawiszę i Mikołaja. (Star. prawa pol. pomniki I, XIII, przyp. 6).
  7. se inscribere ad poenam talionis.
  8. w tekście jest „metum“, oczywista omyłka zamiast „iram“.
  9. W tem miejscu jest przerwa we wszystkich rękopisach. Opuściliśmy następne siedm wierszy tekstu, które niewiadomo do kogo się stosują: „on zaś, udając że jest kollektorem Stolicy apostolskiej, kazał ze swej strony ogłosić ekskomunikę na biskupa, i interdykt, rzucony mocą statutów prowincyonalnych, z powodu pewnych grabieży w mieście Krakowie, nie zważając (na niego) zgwałcił.“ (Mon. pol. hist. II, 706).
  10. 14 lutego 1375 r., patrz rozdz. 27.
  11. Patrz także rozdział 28.
  12. Ozeasz VIII, 4.
  13. Tekst następującej cytaty jest mało zrozumiały, tłumaczymy więc na domysł.
  14. tributis annuis.
  15. Patrz wyżej, rozdz. 55 i końcowy jego przypisek.
  16. Mamy dokument z 27 sierpnia 1374 r. dany przez ręce Zawiszy, kanclerza krakowskiego (K. d. Mp. II, 868; w dokumencie z 7 stycznia 1375 r. nazwany jest kanclerzem królowej (ib. I, 322); w dokumencie z 1 paźdz. 1378 r. nazywa go Ludwik „kanclerzem dworu naszego“ (cancellarius curiae nostrae, ib. 341); 22 grudnia tegoż r. nazwany jest „cancellarius regni poloniae.“ (ib. 343).
  17. nullas talias, exactiones seu tributa.
  18. Patrz rozdz. 23.
  19. super homagio.
  20. „Sagmine pecuniali inuncti“ — Sagmen (koszyszczko, witułka) — roślina święta u Rzymian, która, noszona przez ich posłów, nadawała im charakter nietykalności. (M. pol. hist. II, 261).
  21. bona praedialia.
  22. Patrz rozdział 23
  23. Starsza córka Ludwika, Katarzyna, umarła w dzieciństwie w roku 1359.
  24. convocatione facta et habita.
  25. Drugą córką Ludwika była Marya, żona Zygmunta margrabiego brandenburskiego, późniejszego cesarza niemieckiego; trzecią — Jadwiga.
  26. Biskup krakowski Floryan (Mokrski) umarł 6 lutego 1380 roku; o jego śmierci autor nic nie mówił.
  27. 4 marca 1380 r.
  28. 25 marca 1380 r.
  29. Jan z Książa, umarł w końcu r. 1379.
  30. 12 stycznia 1382 roku.
  31. sanctuarii — „świątnik“ w starej polszczyźnie. Tak się specjalnie nazywał sługa kościelny przy katedrze i u Ś. Floryana w Krakowie.
  32. „poyedźmy na hops“ — w tekście.
  33. Długosz (371) zaledwie w paru wierszach mówi o śmierci Zawiszy, opuszczając szczegóły, podane przez naszego kronikarza; tętent w kościele przypisuje jedynie niezwykłemu a nagannemu przepychowi pogrzebu.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jan z Czarnkowa i tłumacza: Józef Żerbiłło.