Kronika Jana z Czarnkowa/O zabiciu Frydryka z Wedla w zamku Złotoryi
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kronika Jana z Czarnkowa |
Podtytuł | archidyakona gnieźnieńskiego podkanclerzego królestwa polskiego (1370-1384). |
Wydawca | E Wende i Sp. |
Data wyd. | 1905 |
Druk | Jan Cotty |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Józef Żerbiłło |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Kiedy tak szlachta zamek Złotoryę oblegała, Hanko, młynarz brzeski, widząc, że książę Biały nie będzie mógł oprzeć się potędze królewskiej, a bojąc się, aby mu za to, że robił w zamku machiny i inne narzędzia, przeszkadzające wojsku królewskiemu w obleganiu zamku, nie odebrano młyna, oznajmił potajemnie panu Sędziwojowi staroście (wielko-)polskiemu, że ma u siebie i chce mu oddać klucze od pewnej bramy zamkowej, przez którą wszedłszy z ludźmi będzie mógł zamek opanować. Lecz książę, mając go w podejrzeniu, kazał uwięzić; potem, kazawszy związanego nad stołem palić świecami, zmusił do wyznania zdrady, którą zamyślił uczynić. Wtedy książę posłał szwagra Hanka w jego imieniu do Sędziwoja, kazał mu się umówić z nim co do czasu i godziny i oddać klucze od tej bramy. Sędziwój wielce tem ucieszony, pragnął, by jemu jedynie przypadł zaszczyt zdobycia zamku; nie mówiąc przeto nic o tej sprawie panu Bartoszowi, wybrał mężów szlachetnych i dzielnych, którzy z nim powinni byli wejść do zamku. Gdy tedy do onej bramy przyszli i dwudziestu sześciu, co byli na przodzie, weszło, wówczas straż zamkowa, przez księcia po to postawiona, kratę, która nad bramą wisiała, — a do której kazał przywiązać dwa kamienie, aby tem szybciej na dół się spuszczała, — raptownie puściła, i ta, padając, przygniotła na śmierć szlachetnego męża Frydryka de Wedel, pana na Ujściu, mężnego i odważnego; tych zaś, którzy weszli do zamku, dopóty bito kamieniami, aż się oddali rzeczonemu księciu w niewolę. Tak więc Sędziwój zawstydzony powrócił do swoich stanowisk z wielkim smutkiem po stracie swych ludzi. Nazajutrz rano całe wojsko ruszyło, pędem rzuciło się na zamek i przez cały dzień nie przestawało do niego szturmować, w końcu jednakże, po stracie z obu stron niewielu w zabitych wielu zaś w ranionych, do swych stanowisk wróciło. W liczbie ranionych był książę Kazimierz[1], mocno kamieniem uderzony, z czego wkrótce potem, jak sprawiedliwie mniemają, zakończył życie. Książę zaś Biały rozkazał tego samego dnia wzmiankowanego Hanka młynarza razem z jego szwagrem spalić przed zamkiem, wynagradzając w jednakowy sposób i tych także, którzy zamek pod Krystynem oddali.
Po tym napadzie, wspomniany książę, zważywszy, że wojsko (królewskie) zamierza trwać w oblężeniu, on zaś po części uczuwał brak środków, wszedł w układy ze starostami i zamek Bartoszowi oddał, zdając siebie całkowicie na łaskę króla pana. Wychodząc z zamku, książę zażądał, aby Bartosz skruszył z nim kopię; ten na to się zgodził, i oto książę ze swoją kopią przeciwko Bartoszowi, a Bartosz przeciwko księciu, rozpędziwszy konie, z wielką siłą rzucili się jeden na drugiego, — i książę dostał od Bartosza w prawe ramię dosyć poważną ranę. Następnie książę Biały udał się do Węgier, do Ludwika, króla węgierskiego i polskiego, zaopatrzony w dostateczne środki na drogę przez Bartosza i brata jego, drugiego Bartosza. Tam, załatwiwszy z królem panem również inne sprawy sporne, sprzedał mu ziemię gniewkowską za dziesięć tysięcy florenów, otrzymał zaś od niego pewne opactwo zakonu Ś. Benedykta w Pannonii, gdzie przebywa dotąd[2].
Po jego ustąpieniu wielu szlachty i wojowników w Kujawach, którzy jego stronę trzymali, uwięzieni za to i podatkowani przez starostów, wpadli w długotrwałą nędzę, żadnej zaś pomocy ani ulgi od księcia nie otrzymali; i słusznie, podług słów proroczych: „nie ufajcie książętom, w których nie masz zbawienia”[3].