Kronika Jana z Czarnkowa/O zabiciu Węgrów i o śmierci Jaśka Kmity
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kronika Jana z Czarnkowa |
Podtytuł | archidyakona gnieźnieńskiego podkanclerzego królestwa polskiego (1370-1384). |
Wydawca | E. Wende i Sp. |
Data wyd. | 1905 |
Druk | Jan Cotty |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Józef Żerbiłło |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Tegoż czasu, w niedzielę nazajutrz po Ś. Mikołaju[1], kiedy królowa, przebywając ze swym dworem na zamku krakowskim, zabawiała się widokiem tańców i innych uciech ludzkich, które w obecności swej wyprawiać kazała, służba węgierska przejęła wóz siana, prowadzony dla szlachetnego pana Przedborza, ze wsi jego Brzezia, do jego domu przy bramie bocheńskiej, i zawróciła go do swej gospody; co widząc słudzy pana Przedborza przeszkodzili Węgrom i odpędzili ich od siana. Na wszczęty krzyk nadbiegli z pomocą Polacy Polakom, Węgrzy Węgrom. Gdy wieść o tych kłótniach doszła do królowej, poleciła ona staroście zamkowemu, panu Kmicie, oraz innej szlachcie, niezwłocznie udać się do miasta i uśmierzyć te zgiełkliwe zamieszki. Gdy ci przybyli na miejsce kłótni i chcieli zwaśnionych pogodzić, jakiś — jak powiadają — Węgrzyn, zresztą napewno niewiadomo, kto mianowicie, wypuścił strzałę, czy to umyślnie czy niechcący, i przeszył nią szyję rycerzowi staroście Jaśkowi Kmicie, który spadł z konia i na miejscu ducha wyzionął. Obecni temu Polacy, widząc, że mąż tak szlachetny, ozdobiony tylu cnotami, został w tak nikczemny sposób zabity, unieśli się wielkim gniewem na Węgrów, i zaraz gwałtownie na nich uderzyli, zabijając każdego, kogo tylko ująć mogli, a nie oszczędzając ani płci ani wieku. Pomiędzy innymi, jeden szlachcic węgierski, ale z urodzenia Słowianin i rycerz, imieniem Michał, przezwiskiem Pogan, znaleziony w jakiejś komórce swej gospody, został ztamtąd wywleczony i na ulicy haniebnie zabity. Dwóch zaś młodych ludzi, ulubieńców królowej i bardzo jej blizkich, ratując życie, uciekło do domu wspomnianego Przedborza; Przedborz kazał ich ukryć w jednej z komór swego domu i zamknął na klucz, przykazawszy surowo służbie, aby nikt się nie ważył ich wydać. Lecz kiedy potem udał się na zamek, aby donieść królowej, że ci młodzieńcy schronieni są w bezpiecznym miejscu, — za co mu królowa wyraziła wielką wdzięczność, — słudzy jego, korzystając, że noc tę przepędził na zamku, porozbijali zamknięcia, pochwycili bezlitośnie młodzieńców i zwlókłszy z nich szaty i srebrne pasy, wyrzucili ich oknem po za mury. Przyjaciele zabitego pana Jaśka byli tak okropnie rozjątrzeni, że strzałami i kopiami ciskali w tych Węgrów, którzy uciekali po drabinach, spuszczanych im z okien przez niewiasty i dziewice dworskie. Tego dnia i tej nocy zabito przeszło stu sześćdziesięciu Węgrów. Zmartwiona bardzo tą rzezią swoich Węgrów, królowa zeskoczyła z tronu, zapominając o głośnych i wesołych pląsach, i z płaczem i jękiem ukryła się do piwnicy, rozkazawszy strzedz pilnie bram wieży i murów zamkowych, w obawie, aby reszta Węgrów nie zginęła. Zabawiwszy potem kilka dni w Krakowie, powróciła do Węgier i synowi swemu, królowi panu, zdała napowrót rządy królestwa polskiego. — Tak więc pycha i używanie uciech były zwiastunem przyszłej zgryzoty, według słów mędrca: „śmiech będzie zmieszan z żałością, a końcem wesela będzie boleść“[2]. Chcąc wynagrodzić rodzinie Kmity śmierć tak szlachetnego męża, uczyniła królowa syna jego, imieniem Piotra, pomimo iż był jeszcze młodzieńcem, starostą ziemi łęczyckiej.[3]