Kronika Jana z Czarnkowa/O zmianie kilku starostów królestwa polskiego
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kronika Jana z Czarnkowa |
Podtytuł | archidyakona gnieźnieńskiego podkanclerzego królestwa polskiego (1370-1384). |
Wydawca | E. Wende i Sp. |
Data wyd. | 1905 |
Druk | Jan Cotty |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Józef Żerbiłło |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Przed swym w roku poprzednim wyjazdem z Krakowa do Węgier, oddała królowa pani ziemię kujawską, mianowicie miasta: Kowal, Brześć, Radziejów, Kruszwicę, Przedecz i Przypust z przyległościami, panu Pietraszowi, zwanemu Malocha z Malochowa, rycerzowi, rodem Sandomierzaninowi, za dwa tysiące grzywien rocznej opłaty do skarbu królewskiego. Przedtem ziemią tą rządzili pomyślnie przez trzy lata Bartosz z Sokołowa i Bartosz z Wejsemburga, stryj i synowiec, obaj dzielni rycerze, zacni i uczciwi, mężni obrońcy ziemi, gorliwi miłośnicy porządku i pokoju, a surowi prześladowcy łupieżców i złodziejów; płacili oni do skarbu królewskiego tylko ośmset grzywien. Na początku wielkiego postu roku bieżącego[1], owi panowie Bartoszowie ustąpili rządy tej ziemi Pietraszowi. — Zaś pana Sędziwoja z Szubina, starostę (wielko-)polskiego, ruszył król polski i węgierski Ludwik z tego starostwa i uczynił starostą ziemi krakowskiej, wyznaczywszy mu na wydatki 1000 grzywien groszy oraz dochody z pewnych wsi z folwarkami i młynów. Na miejsce Sędziwoja wyniósł król na starostwo (wielko-)polskie Domarata z Pierzchna, bo tego chciała i domagała się królowa pani, ponieważ Domarat, będąc podczas owej rzezi Węgrów w Krakowie przy królowej, dokładał usilnie starań, aby nie zabijano Węgrów. Ten Domarat, udając się od króla do Polski, przywiózł od niego do arcybiskupa gnieźnieńskiego, oraz do biskupów: krakowskiego, poznańskiego, władysławskiego i lubuskiego i do ich kapituł, listy, w których król pisał, że zamierza wyruszyć z całą potęgą na niewiernych Litwinów za to, że się odważyli po nieprzyjacielsku ziemię jego najechać, i prosił, aby mu pewną ilość zbrojnych ludzi na pomoc przeznaczyli. Kapituły jednak zbrojnych ludzi dać nie mogły, ponieważ ani one ani biskupi ich nie mieli, zgodziły się natomiast pobrać od kmieci kościelnych po ośm groszy pieniędzmi, oświadczając gotowość wydania ekskomuniki i interdyktu na tych, którzy tych ośmiu groszy odmówią[2]. Nałożywszy takie na kmieci pobory, arcybiskup i biskupi zebrali pieniądze, i arcybiskup ze swoją kapitułą uczcił króla dwustu grzywnami groszy, gdy ten, dążąc z wojskiem do ziem ruskich, zatrzymał się w zamku sandomierskim.