Kronika Marcina Galla/Księga III/Szturm do Głogowa
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kronika Marcina Galla |
Data wyd. | 1873 |
Druk | Drukarnia Józefa Sikorskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Zygmunt Komarnicki |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Po takich zapowiedzeniach, rozkazał cesarz sposobić narzędzia, brać się do broni, szykować pułki, gród obledz wałem, na hasła trąbić surmaczom, wreszcie do dobywania przystąpił warowni, żelazem, płomieniem, machinami szturmowemi. Ze swéj strony grodzianie, oddziałami rozsadzają się po bramach i basztach, umacniają okopy, narzędzia znoszą, wtaczają głazy i kotły z wodą, chcąc je u szczytów mieć w pogotowiu. Natenczas cesarz, w duchu pewny, iż zdoła przełamać odwagę grodzian, a zmiękczyć serca ich twarde, widokiem synów i przyjaciół, na nieuchronną zgubę narażonych; kazał znamienitszych z zakładników i syna samegoż dowódcy, uwiązać do machin, aby tym sposobem, bez krwi rozlewu, bramy grodu przed nim się rozwarły. Ale ci, nie więcej oszczędzając synów i krewnych, jak Czechów lub Niemców, gradem kamieni i orężem witają szturmujących, broniąc im do murów przystępu. Gdy i taki więc pomysł okrutny nie obiecywał cesarzowi przemożenia grodu, ani nawet zachwiania w postanowieniu obrońców, nie zostawało mu do wyboru, jak siłą i orężem starać się dokonać, czemu nikczemnym wymysłem nie podołał. Na dane hasło, ze wszech stron szturm przypuszczony, dał wieść o sobie, zmieszanym stron obojga, gwałtownym okrzykiem. Silne było natarcie Teutonów, ale i Polaków odpór nie mniej silny: zawarczały na wsze strony kusz pociski, skrzypią balisty, z łuków strzał krocie, ze świstem przerzynają powietrze, na wylot przeszywają się tarcze, pryskają hartowne pancerze, zmiażdżone druzgoczą się hełmy, trup pada za trupem, po odprowadzeniu rannych z pobliża, w miejsce tychże podchodzą dotychczas nietknięci. Sterczą wieże niemieckie, przytoczone do murów: lecz to tylko tém wyraźniejszy cel dla pocisków z kusz ręcznych, wystawionych przeciw napastnikom. Krwawa w tém stron dwojga wzajemność. Bo jeśli proce Teutonów rażą kamieniami, nie jest tychże tak jednorazowie straszne działanie, jak owych olbrzymich młyńskich kamieni lub ostrokołów, spólnemi siłami obrońców, z wyżyny zepchniętych. Niemcy pomostem z belek przykryci, podsuwają się pod mury, ale ich pod tą zasłoną, nie mniej gorąca spotyka łaźnia, od tych płonących główni, bezprzerwnie miotanych, od lejącego się strumieniem z góry ukropu. Ztąd od taranów kruszących mury gwałt wielki, ztąd od kręgów rozżarzonych, roziskrzeniem przerażających gwiaździstém. Już Teutonowie pnąc się po drabinach, tuż, tuż mają stanąć u szczytów, a w tejże chwili, polskie rohatyny dziwne sprawiają widowisko, w lot pochwyconych, na hartownych ostrzach, potrząsając w tryumfie.