Krzysztof Kolumb (Cooper)/Rozdział XXX

<<< Dane tekstu >>>
Autor James Fenimore Cooper
Tytuł Krzysztof Kolumb
Wydawca S. H. MERZBACH Księgarz
Data wyd. 1853
Druk Jan Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Ludwik Jenike
Tytuł orygin. Mercedes of Castile lub The Voyage to Cathay
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXX.

Zostawszy sama z markizą de Moya, Mercedes i Ozemą, Izabella zaczęła mówić o mniemaném małżeństwie z oględną troskliwością, lecz w sposób jasny i stanowczy. Ponowione zapytania objaśniły ją wkrótce, jakim sposobem młoda Indyanka stała się ofiarą tak dziwnéj i smutnéj w następstwach pomyłki. Pełna zapału i ufności, przywykła nadto do uwielbienia rodaków, Ozema mniemała iż hrabia podziela jéj uczucia. Od piérwszego zaraz widzenia odgadła instynktem kobiécym, że korzystne na nim zrobiła wrażenie; w przekonaniu więc że doznaje wzajemności, oddała się bezwzględnie złudzeniu, do którego niemało także przyczyniła się nieznajomość języka, (jak naprzykład w mylném tłumaczeniu wyrazu Mercedes) i rycerska o nią troskliwość naszego bohatéra.
Do tylu powodów przypadkowych dodajmy jeszcze usiłowania Luis’a w wyłożeniu jéj zasad chrystyanizmu i pomięszanie pojęć w wrażliwym umyśle dziewicy. Ozema przypuszczała że Hiszpanie cześć bozką oddają krzyżowi; widziała go we wszystkich uroczystościach religijnych; widziała że przed nim klękają, że rycerze całują krzyż rękojeści swego miecza; admirał wznieść kazał to godło w zajętym przez siebie kraju; słowem wyobraźnia jéj upatrywała w krzyżu jakiś zadatek miłości i wiary. Podziwiała często błyszczący na piersi Luis’a klejnot, a że w Haiti ceremonia ślubu odbywała się przez zamianę kosztownych podarunków, mniemała przeto, że odbiérając krzyżyk, została żoną tego, który jéj wręczył ów przedmiot drogocenny.
Szczegółów tych dowiedziała się królowa po godzinie zaledwo umiejętnego badania, jakkolwiek Ozema, z otwartością dziecięcia nie taiła żadnéj z swych myśli. Pozostawał jeszcze najtrudniejszy obowiązek, obowiązek zniszczenia jéj złudzeń. W pełnych względności wyrazach Izabella dała jéj poznać, że hrabia dawno już kocha Mercedes i jest jéj narzeczonym. Skutek tego objawienia był straszny i przeraził królowę, która nigdy nie widziała tak gwałtownego wybuchu namiętności.
Kolumb i młody Bobadilla przez tydzień nie wiedzieli co zaszło. Luis odebrał wprawdzie nazajutrz kilka słów zachęcających, pisanych ręką ciotki, a Mercedes odesłała mu krzyżyk; resztę jednak zostawiono jego domysłowi. Siódmego dnia dopiéro młodzieniec został przyzwany do markizy.
Wszedłszy do salonu ciotki, Luis nie zastał tam nikogo. Zbyteczna cierpliwość nie była nigdy grzéchem naszego bohatéra: po półgodzinném przeto oczekiwaniu, zmierzywszy kilkaset razy pokój długiemi krokami, miał właśnie zawołać służącego i kazać mu powtórnie zawiadomić markizę o swém przybyciu, gdy niespodzianie drzwi boczne uchyliły się i stanęła przed nim Mercedes.
Na piérwszy rzut oka Luis zauważył, że w sercu dziewicy gwałtowna toczy się walka. Ręka jéj, którą ucałował z zapałem, zadrżała pod jego dotknięciem, a twarz płonęła i bladła na przemiany. Z bolesnym uśmiéchem wskazała mu fotel, zajmując sama miejsce na małym taborecie.
— Zaprosiłam cię na tę rozmowę, Luis, rzekła Mercedes, stawszy się panią swojego wzruszenia, bo tak między nami pozostać nadal nie może. Posądzono cię o niewierność, o zawarcie związku małżeńskiego z Ozemą....
— Ale ty, droga Mercedes, nie uwierzyłaś temu oskarżeniu?
— Znam cię, sennorze, i wiem że don Luis de Bobadilla nie zaparłby się nawet błędu; mniemane przeto małżeństwo uważałam zawsze za bajeczne.
— Dlaczegóż się więc odwracasz? dlaczego spuszczasz oczy, zamiast pocieszyć mnie słodkiém ich wejrzeniem?
Mercedes milczała przez chwilę, nie wiedząc czy będzie dość silną na wykonanie powziętego zamiaru; potém, uzbroiwszy się w odwagę, rzekła głosem słabym i przerywanym:
— Wysłuchaj mnie, Luis, cierpliwie; niewiele ci mam powiedziéć. Opuszczając Hiszpanią, dla wzięcia udziału w chwalebnéj wyprawie, kochałeś mnie szczérze, kochałeś mnie tylko jednę. Rozstaliśmy się z zapewnieniem wzajemnéj wierności; a odtąd codziennie błagałam Boga na klęczkach o wasze powodzenie.
— Nie dziwię się teraz droga Mercedes, żeśmy szczęśliwie dokonali dzieła. Wstawiennictwo twoje nie mogło być bezskuteczne.
— Nie przerywaj mi, sennorze, proszę cię o to na wszystko. Do dnia powrotu waszego miotaną byłam najżywszą niespokojnością: mimo udręczeń wszakże tęsknego oczekiwania, przyszłość w świetnych przedstawiała mi się barwach. Przybycie dopiéro posłańca admirała rozwiało te ułudne nadzieje i wykryło smutną rzeczywistość. Dowiedziałam się wtedy, że hołdujesz wdziękom Ozemy, żeś życie naraził dla jéj ocalenia.
— Na ś. Łukasza! czyżby ten nędznik Sancho śmiał podać w wątpliwość uczucia moje dla ciebie?
— Nie potępiaj go, Luis, bo powiedział prawdę. Tym sposobem, dzięki najwyższemu, przygotowaną byłam na wszystko, a ujrzawszy Ozemę usprawiedliwiam nawet poniekąd twą niestałość. Mogłeś oprzéć się jéj piękności; lecz poświęcenie bez granic, niewinna prostota i skromność Indyanki mimo woli cię usidłały.
— Mercedes!
— Powiadam ci, Luis, że niémam do ciebie żalu. Gdyby mnie cios podobny spotkał po zostaniu twą żoną, byłabym może zgnębiona, nieszczęśliwa: dziś klasztor przedemną otwarty. Nie przerywaj mi, proszę, dodała Mercedes z łagodnym uśmiéchem. Nie umiałeś panować nad sobą; powab nowości, dziecięca zalotność Ozemy podbiła twoje serce. Przyjmuję z pokorą to zesłanie Opatrzności, w przekonaniu że tak jest najlepiéj, że wyrok Boga, zamiast krótkich rozkoszy ziemskich, wieczne przeznaczył mi zbawienie. Co mówię! nie będę nawet obraną z przyjemności doczesnych, bo znajdę takowe w modlitwie za ciebie i Ozemę.
— Wszystko to jest tak dziwne, Mercedes, a razem tak przykre i niesłuszne, że nie wiem rzeczywiście co myśléć.
— Wszakżeż cię nie obwiniam! Przymioty zewnętrzne Ozemy dostatecznie twą słabość usprawiedliwiają; bo mężczyzni w swych uczuciach idą więcéj zwykle za skłonnością zmysłową, niż za sercem. Haitianka (mówiąc to Mercedes żywo się zapłoniła) mogła cię wabić niewinną zalotnością, któréj użycie wzbronioném jest chrześciance. Ozema cierpi w téj chwili, mówią nawet że chora niebezpiecznie; ale od ciebie zależy przywrócić jéj życie. Jedno twe słowo, Luis, uszczęśliwi tę młodą istotę: powiédz że ją zaślubisz skoro przyjmie chrzest święty, a wkrótce rumieniec zdrowia zakwitnie na powabném jéj licu.
— Mówisz mi to, Mercedes, tak spokojnie i stanowczo, jak gdybyś własne wyrażała życzenie!
— Postanowienie moje jest stałe; idź za popędem serca, a na mnie nie zważaj zupełnie.
Luis z zadziwieniem spojrzał na dziewicę, któréj oczy, wbrew słowom, najtkliwsze wyrażały przywiązanie; potém powstał z siedzenia i zaczął szybko przechadzać się po izbie, jak gdyby ruchem ciała stłumić chciał boleść duszy. Ochłonąwszy nieco, powrócił na miejsce, i biorąc rękę Mercedes, tak do niéj przemówił:
— Zbyteczne rozmyślanie nad przedmiotem nader prostym zbłąkało twoje zdanie, Mercedes. Ozema nigdy nie posiadała mego serca; czułem dla niéj ulotną tylko przychylność. Gdybym ciebie nawet nie znał, nie mogłaby ona zapewnić mego szczęścia; lecz wobec czystéj miłości jaką pałam ku tobie, związek z nią byłby dla mnie wyrokiem potępienia.
Na te słowa kochanka promień radości rozświécił rysy Mercedes; ale chwilowe to wrażenie wkrótce przeminęło.
— Godziż się tak postąpić z Ozemą? rzekła głosem wyrzutu. Czyż owa przychylność ulotna nie dawała jéj otuchy? a tém samém czy honor nie nakazuje ci spełnienia wzbudzonych nadziei.
— Najdroższa moja! gdybyś wiedziała jak często pamięć o tobie wspiérała mnie w położeniu, gdzie łatwo było zapomniéć o głosie obowiązku, wtedy umiałabyś ocenić różnicę między prawdziwą miłością, a tém uczuciem ulotném, o którém z taką wspominasz goryczą.
— Luis, nie powinnam cię słuchać! Słodkie to dla mnie wyrazy; lecz niepodobna gubić dziewicy, co z narażeniem własnego bezpieczeństwa broniła twego życia.
— I tybyś w miejscu Ozemy uczyniła to samo.
— Chciałabym pewnie, ale kto wie czybym mogła, odpowiedziała Mercedes zapłoniona.
— Ozema w własnéj broniła mnie sprawie; tybyś mnie zastawiała bez względu na okoliczności.
Mercedes zamyśliła się; spojrzenie jéj, pod wpływem namiętnych zapewnień kochanka, odzyskało część swego blasku, i czułość brała górę nad zwątpieniem.
— Pójdźmy do Ozemy, rzekła wreszcie; widząc ją cierpiącą, zdasz sobie sprawę z swych uczuć; cokolwiek jednak postanowisz, bądź pewnym mojego pobłażania.
Luis przycisnąć chciał do serca płaczącą kochankę, lecz ona zlekka go odtrąciła. Po chwili oboje weszli do pokoju Ozemy, gdzie zastali królowę i admirała.
Młodzieniec zadrżał, widząc na licu Indyanki ślad trawiącego cierpienia. Rumieniec jéj ustąpił sinéj bladości, lecz oko świéciło blaskiem gorączkowym. Ujrzawszy go, zakryła twarz rękoma; jak dziecko wstydzące się wyznać swoje myśli. Luis z uszanowaniem pochwycił rękę Ozemy, i dotknął jéj ustami z braterską tkliwością.
Nakoniec królowa przerwała uciążliwe dla wszystkich milczenie.
— Nakłoniliśmy, rzekła, księżniczkę do przyjęcia dziś chrztu świętego. Arcybiskup robi potrzebne w tym względzie przygotowania, i, dzięki Najwyższemu, dusza jéj będzie zbawioną.
— Wasza wysokość troskliwą jesteś zawsze o dobro osób powierzonych jéj opiece, zawołał Luis, kłaniając się nizko, dla ukrycia łez rozrzewnienia. Lękam się tylko czy klimat nasz w ogólności na zdrowie Indyan zgubnego nie wywiéra wpływu; bo mówią że stan zapadłych w Sewilli i Palos bardzo jest także niebezpieczny.
— Prawdaż to, admirale?
— Tak jest, niestety, miłościwa pani; lecz pamiętano o ich zbawieniu; Ozema ostatnia z rodaków przyjmie najświętszy sakrament.
— Sennoro, wtrąciła markiza z wyrazem zadziwienia, opuszczając łoże Ozemy; nadzieja nasza omylona. Księżniczka oświadczyła stanowczo, że zanim sama przyjętą zostanie w poczet chrześcian, pragnie być świadkiem ślubu Luis’a i Mercedes.
— To myśl ulotna, o któréj zapomni po przybyciu arcybiskupa.
— Wątpię o tém, najjaśniejsza pani; bo chociaż Ozema zwykle jest słodka i uległa, w tym razie jednak upiéra się na swojém.
Królowa przystąpiła do choréj i długo z nią rozmawiała. Luis tymczasem zbliżył się do Mercedes, a kilka słów jego, wymówionych półgłosem, upewniło dziewicę o niezmiennéj kochanka miłości.
Po upływie kwadransa paź dworski, otwierając drzwi od kaplicy, oznajmił obecnym, że arcybiskup ukończył przygotowania.
— To dziecko obstaje przy swojém żądaniu, rzekła Izabella do markizy, i nie wiem jak temu zaradzić. Okrucieństwem byłoby pozbawiać ją dobrodziejstwa wiary; a jednak niepodobna wymagać, aby synowiec twój i Mercedes tak nagle przystąpili do ślubu.
— Co do Luis’a, miłościwa królowo, nie wątpię o jego gotowości; idzie tylko o zjednanie dziewicy.
— Zgrzészymy może przyspieszając zbytecznie ten obrządek. Młoda chrześcianka przed zawarciem małżeństwa powinna przygotować się modlitwą.
— A jednak, sennoro, ileżto osób przystępuje do ołtarza bez żadnych przygotowań. Pamiętam nawet chwilę, w któréj don Ferdynand aragoński i donna Izabella kastylska nie byliby uważali na podobne formalności.
— Masz zwyczaj, Beatrixo, wspominać dnie méj młodości, ilekroć pragniesz przeprowadzić nierozważny jaki zamiar. Czy sądzisz rzeczywiście, że wychowanka twoja przystanie na myśl Ozemy?
— Nie mogę tego przewidziéć, sennoro; wiem tylko, że jeśli w Hiszpanii jest kobiéta gotowa w każdéj chwili przyjąć przenajświętsze sakramenta, to najprzód wasza wysokość, a potém Mercedes.
— Daj pokój, Beatrixo! pochlebstwa źle brzmią w twoich ustach. W tym względzie żadna z nas pewną być siebie nie może. Ale niech donna Mercedes wejdzie do mego gabinetu; rozmówię się z nią sam na sam.
Po tych słowach królowa opuściła Ozemę, a za nią nieśmiało postąpiła Mercedes. Gdy obie były bez świadków, dziewica ze łzami rzuciła się na kolana i uściskała stopy monarchini. Po przejściu dopiéro téj słabości chwilowéj powstała, czekając przemówienia Izabelli.
— Spodziéwam się, moja córko, rzekła królowa, że czasowe nieporozumienie między tobą a hrabią de Llera zupełnie już usunięte. Polegaj na doświadczeniu swéj opiekunki i na mojém; bo my w téj sprawie bezstronnemi jesteśmy sędziami. Don Luis kocha cię niezmiennie; dla młodéj zaś Indyanki ulotną conajwięcéj czuł skłonność.
— Wiem o tém, sennoro, z własnego wyznania Luis’a.
— Przykreto było przejście, moje dziécię: ale lepiéj teraz niż późniéj. Lekarze wyrokują, że Ozema niedługo pożyje.
— Ach! miłościwa pani, jakże smutno być musi umiérać pośród obcych, w kwiecie młodości i z sercem złamaném bezwzajemną miłością!
— A jednak, Mercedes, jeśli niebo pozwoli jéj przejrzéć przed zakończeniem doczesnéj pielgrzymki, śmierć będzie dla niéj zbawieniem. Istota tak młoda, niewinna i szczéra, któréj zbywało tylko na właściwém pokierowaniu, dostąpi niezawodnie królestwa niebieskiego. Ale potrzeba jéj przyjęcia na łono naszego kościoła.
— Jego eminencya arcybiskup wkrótce, jak sądzę, dopełni obrządku chrztu świętego.
— Zależéć to będzie od ciebie, moja córko. Wysłuchaj mnie z uwagą i objaw swoję wolę.
Królowa nadmieniła następnie o żądaniu Ozemy, lecz z taką oględnością, że dziewica, jakkolwiek zmięszana, dosyć jednak spokojnie przyjęła tę wiadomość niespodzianą.
— Donna Beatrix rzuciła pomysł, którego wszakże po dojrzałéj rozwadze nie pochwalam. W zamiarze osłodzenia ostatnich chwil młodéj Indyanki, radziła aby Luis ją poślubił. Co myślisz o tém, moje dziécię?
— Sennoro, gdybym wierzyła, jak niedawno jeszcze, że Luis kocha księżniczkę tą miłością, bez któréj małżeństwo staje się katuszą, samabym oto na klęczkach błagała waszę wysokość, bo pragnę przedewszystkiém jego szczęścia; ale w obecnym stanie rzeczy byłoby to znieważeniem sakramentu.
— Tak samo i ja rozumiem; nie mówmy więc o tém nadal. Pozostaje nam tylko rozstrzygnąć drugie zapytanie. Czy zezwalasz, moja córko, na życzenie Ozemy?
Mimo przywiązania dziewicy do kochanka, tak nagłe dopełnienie obrządku ślubnego przeciwne było jej uczuciu. Wszelako namowa królowéj, lękającéj się odpowiedzialności przed Bogiem gdyby Ozema umarła poganką, usunęła wszystkie trudności. Gdy Mercedes zezwoliła, zawiadomiono o tém markizę, a królowa z narzeczoną przepędziły godzinę na modlitwie. Przygotowane duchowo, lecz nie myśląc o marności stroju światowego, udały się następnie do kaplicy, gdzie przeniesiono także Ozemę. Przez wzgląd jedynie na powagę ołtarza i kapłana, markiza przypięła młodéj dziewicy białą do ślubu zasłonę.
Kilkanaście osób dostojnych znajdowało się już w kaplicy, a gdy narzeczeni przystąpić mieli do ołtarza, król wszedł pospiesznie, trzymając w ręce ozdobę honorową, którą zawiesił na szyi Luis’a.
— Teraz, szlachetny młodzieńcze, rzekł z uroczystą powagą, przyjm moje życzenia, i obyś zawsze pamiętał o powinnościach względem Boga, jak dotąd wiernie pełniłeś obowiązki poddanego.
Przystąpiono niezwłocznie do obrządku ślubnego, wobec króla i Kolumba. Izabella nie opuściła łoża Ozemy, w któréj twarzy wyrażała się walka przyjaźni z miłością. Po odbyciu ceremonii król z dworzanami opuścił kaplicę, i pozostały tylko osoby wtajemniczone w wypadki dni poprzednich.
— Gdzie krzyż? zapytała Ozema, gdy Mercedes szła ją uścisnąć. — Daj krzyż Ozemie. — Luis nie poślubił z krzyżem.
Mercedes sama odebrała krzyż od małżonka i wręczyła go Indyance.
— Teraz Ozema chce prędko być chrześcianką, zawołała księżniczka, przytulając do łona otrzymany klejnot.
Na znak udzielony przez królowę arcybiskup rozpoczął obrządek, i wkrótce Izabella cieszyć się mogła przekonaniem, że dusza młodéj cudzoziemki nie ulegnie potępieniu.
— Czy Ozema teraz chrześcianka? zapytała nowoochrzczona z prostotą dziecinnéj niewiadomości.
— Otrzymałaś, moja córko, zapewnienie łaski najwyższego, odpowiedział prałat. Powinnaś obecnie szukać pociechy w modlitwie.
— Chrześcianin niéma żony poganki? chrześcianin poślubia chrześciankę?
— Mówiono ci to nieraz; Ozemo, rzekła królowa, że kościół nie pozwala na małżeństwo między chrześcianinem a poganką.
— Chrześcianin poślubia najprzód kobiétę którą kocha najlepiéj?
— Bez wątpienia; inaczéj obraziłby Boga zmyśloną przysięgą.
— Tak téż myśli Ozema; ale trzeba poślubić drugą żonę, tę którą potém kocha się najlepiéj. — Luis wziął Mercedes za pierwszą żonę; — Ozema będzie druga. — Ozema teraz chrześcianka, więc niéma grzéchu.
Izabella westchnęła, a Mercedes, rzewnemi zaléwając się łzami, prosiła Boga o zesłanie swego światła na duszę biédnéj cierpiącéj. Wszelako arcybiskup uważał się w obowiązku sprostowania błędnych jéj wyobrażeń.
— Żadnemu chrześcianinowi, rzekł głosem surowym, nie wolno dwóch żon jednocześnie pojmować w małżeństwo; sama myśl o tém ciężkim jest występkiem. Nie możesz być drugą żoną hrabiego, dopóki piérwsza zostaje przy życiu.
— Ozema chce być żoną Luis’a, chociażby ostatnią ze wszystkich.
— Powtarzam ci, że to nigdy nastąpić nie może. Uwagi twoje znieważają ten święty przybytek. Ukorz się, nieszczęsna, albo....
— Dosyć arcybiskupie! przerwała markiza de Moya. Ta którą napominasz stanęła przed obliczem sędziego, który pewnie nie odmówi jéj pobłażania. Ozema już nie żyje!
Rzeczywiście młoda Indyanka, zatrwożona groźną przemową prałata, powikłana w nieprzystępnych dla siebie pojęciach chrystyanizmu, zgnębiona wiadomością że nie może połączyć się z kochankiem, ostatnie Bogu oddała tchnienie; lecz martwe jéj lice nosiło jeszcze piętno sprzecznych namiętności, jakie nią miotały przed śmiercią.
Taki był koniec piérwszéj z owych istot niewinnych, które odkrycie Kolumba wydrzéć miało potępieniu. Izabella, boleśnie tym wypadkiem dotknięta, przeczuwała już wtedy, że śmierć Ozemy jest wróżbą przyszłego spaczenia świętych zasad Zbawiciela, poprzednikiem srogich zawodów, na jakie pobożna jéj gorliwość miała być narażoną.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: James Fenimore Cooper i tłumacza: Ludwik Jenike.