Książka z obrazkami bez obrazków/Dziewiętnasty wieczór
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Książka z obrazkami bez obrazków |
Wydawca | Księgarnia Wilhelma Zukerkandla |
Data wyd. | 1932 |
Miejsce wyd. | Lwów — Złoczów |
Tłumacz | Jadwiga Przybyszewska |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
„Spojrzałem z góry na wielki teatr,“ mówił księżyc, „cały budynek był pełen widzów, bo występował nowy aktor; promienie moje wśliznęły się przez małe okienko w murze, uszminkowany aktor przyciskał czoło do szyby; był to bohater wieczoru. Rycerski zarost okalał jego twarz, ale łzy stały w oczach mężczyzny, bo został wygwizdany i to słusznie. Biedak! Ale trudno, sztuka nie znosi partactwa. Posiadał głębokie poczucie artyzmu i kochał sztukę z zapałem, ale ona nie odwzajemniała jego miłości. Ozwał się dzwonek reżysera; zuchwale i odważnie — tak brzmiały informacye w jego roli — wchodzi bohater, a jakżeż on wyśmiany i wyszydzony miał tak stanąć przed publicznością?! Kiedy sztuka się skończyła, zobaczyłem mężczyznę otulonego w płaszcz, jak się skradał na dół po schodach; był to on, upadły rycerz wieczoru; maszyniści szeptali między sobą, a ja podążyłem za grzesznikiem do jego mieszkania. Powiesić się, to nieładna śmierć, a trucizny niema się zawsze pod ręką. Wiem, że myślał o jednem i drugiem. Widziałem, jak bladą twarz w lustrze oglądał, jak przymykał nawpół oczy, aby widzieć, czy pięknie będzie wyglądał jako trup. Człowiek może być bardzo nieszczęśliwym, a przytem bardzo przesadnym. Myślał o śmierci, o samobójstwie, sądzę, że sam siebie opłakiwał, wylewał gorące łzy, a jak się ktoś dobrze wypłacze, to się już nie zabija. Od tego czasu upłynął cały rok. Znowu było przedstawienie, ale w małym teatrzyku, była to biedna, wędrowna trupa; znowu zobaczyłem tę samą twarz, wymalowane policzki i falisty zarost. Spojrzał znowu ku mnie i uśmiechnął się, a przecież przed minutą został wygwizdany, wygwizdany w nędznym teatrzyku, przez nędzną publiczność! Dziś wieczór jechał przez miasto do bramy cmentarnej nędzny karawan, nikt za nim nie postępował. Był to pogrzeb samobójcy, naszego uszminkowanego, wygwizdanego bohatera. Woźnica, który go wiózł, był jego jedynym towarzyszem, nikt nie szedł za jego trumną, nikt prócz światła księżyca. W kącie, obok cmentarnego muru, pochowano samobójcę; wkrótce na grobie jego wyrosną pokrzywy, a grabarz będzie nań rzucał wyrwane z innych grobów ciernie i chwasty.