Księga Boga Żywego/„Namiot Boga u ludzi“

<<< Dane tekstu >>>
Autor Bô Yin Râ
Tytuł Księga Boga Żywego
Wydawca Księgarnia Ludwika Fiszera
Data wyd. 1923
Druk Zakłady Graficzne Grapowa i Mazurkiewicza
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Marceli Tarnowski
Tytuł orygin. Das Buch vom lebendigen Gott
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
„Namiot Boga u ludzi“.

Cicha wieść przybyła już w zamierzchłych czasach do Krainy Zachodu, ale ludzie Zachodu nie pojęli jej.
Zasłona legendy kołysała się ponad świętym Graalem, a wieść pocieszająca wschodziła w ciemnych mitach. —
Dzieje się jednak w naszych czasach, iż znowu mówi się Poszukującym o owym cichym czynie, i znowu szukają oni na złej drodze.
Budują czczą „wiedzę“ o „duszy“, żyją w dusznej mistyce i szperają za siłami tajemnemi, aby się zbliżyć do tych, co dla ich usiłowań mają jeno uśmiech współczujący, pełen przebaczenia i wyrozumienia...
Nie zdoła żaden wkroczyć na skalne stopnie, wiodące do wyży słonecznych wielkich gór, a wszyscy pędzą po szerokich drogach pielgrzymich celów dolin.
Wielu sądziło już, iż są na drodze do wielkich przewodników duszy, i oto przeszukują lasy, aby znaleźć „świętego“...
Inni zasie sądzą, iż nauki ludów wschodnich są mądrością owych cichych i ukrytych przewodników.
Tak tedy mówią sobie nie bez racji: „I u nas bywali w zamierzchłych czasach wieszcze i Ssanyâsin’i, — i my mamy swoje Wedy i Upaniszady! — Boskość jest wszędzie jednakowa! — Czemuż mamy my, synowie Zachodu, szukać zbawienia swego li tylko na Wschodzie?!“ —
I prawdę mówią, — gdyż, jeśli o to tylko idzie, co można wszędy znaleźć w głębi głębokiej, — jeśli to tylko jest owa wiedza, przed którą kłonią się narody Wschodu, — tedy na każdem miejscu znajdą to samo, a w pismach swego ludu znajdą niechybnie nauki, godne Wed i Upaniszad...
Ale czyn cichych przewodników nic nie ma wspólnego z temi naukami, a przewód ich niewidzialny wiedzie dalej, niźli do tego nieba, które wszędy można osiągnąć.
Są oni potężnymi wspieraczami ducha w człowieku, a razem człowieka przyziemnego najlepszymi przyjaciółmi, pełnymi zrozumienia i pełnymi rady.
Od najdawniejszych czasów słali oni Braci do wszystkich krain świata.
I z pośród wszystkich ludów świata wybierali sobie „Braci“ i „Synów“.
Wszystkim jednak, których wybierali, ojczyzną było pewne miejsce w głębokiej Azji, dokąd nikt nie mógł znaleźć dostępu, kto chciał tam przyjść nieproszony.
Nieliczni, którzy tam od pradawnych czasów społem żyją, nigdy się w świecie ludzi nie pojawiają.
Na to skazują tych tylko z pośród swoich Braci, których prawo przeznaczyło na czyniących.
A sami oni są li tylko wiernymi stróżami skarbu, który człowiek posiadł przed swoim upadkiem.
Tworzą oni ową moc, przez którą inni czynią w ludzkości.
Czyż nie jest najwyższą głupotą przypuszczać, że ci wielcy przewodnicy są buddystami czy bramanami, lamami, punditami lub fakirami?! — — — —
Nie trzeba jednak sądzić także, iżby się tu miało do czynienia z „uczonymi“ okultystycznej „wiedzy“...
Pochodniami praświatła są czyniący. „Starsi“ czyli „Ojcowie“ nie znali nigdy „pragnienia wiedzy“, a „Bracia“ i „Synowie“ przez nich wybrani zapomnieli już zdawna o niem. —
Nie chcą oni nawracać świata na nauki mistyki wschodniej i filozofji.
Jest im to obojętne, czy „wierzysz“ w biblję, w nauki Buddhy, w Wedy, czy Koran...
Pośród wyznawców wszystkich tych wierzeń znajdują oni takich, którym mogą być przewodnikami i pomocnikami.
Chcą oni jednak zbudować ci mosty, które ciebie, syna ziemi, jakim pozostaniesz, jakkolwiek wysoko czułbyś się wzniesiony w myśli i ekstazie, powiążą z pozazmysłową Rzeczywistością. — — —
Dalecy są oni od owych nauczycieli, co człeka chcą biczować w ekstazie, aby potem — zmysłów swych niemocen — wierzył, iż moc posiada ściągnięcia ku sobie Boskości.
Wiedzą, iż nigdy nie można myślą pojąć tego, co jest i żyje poza wszelką myślą.
Uśmiechają się, słysząc o tych, co się za zapoznanych bogów uważają.
Staną jednakże niewidzialni u boku każdego, kto swego Boga w sobie pragnie zdobyć. — —
Są oni prawymi arcykapłanami, co czarę błogosławieństwa podają każdemu pielgrzymowi, jeśli w najgłębszej głębi swego serca w sobie pożąda Boga.
Zali nie widzisz, że idzie tu o co innego, niźli mniemają ci, co z nauk mistycznych wszystkich ludów uczyniwszy bigos, nazwali tę potrawę „nauką o Bogu“, „Theo-sophią“?! —
I z całą tą nauką, z praktykami i postami, z całą czystością swoich czynów i myśli, z całą wiedzą o rzeczach, o których wiedzieć nie potrzeba, nie zbliżysz się ani na szerokość włosa do tego celu, który poprzez najgłębsze czucia swego serca, jako cel ostateczny wszystkich swoich pragnień, przeczuwać możesz. — — —
Może się staniesz błaznem, — może dla siebie i dla innych „świętym“, — ale nigdy swojego Boga nie dosiężesz. — —
Jeśli chcesz znaleźć to, co każdej chwili możesz w sobie znaleźć, nie trzeba ci zwracać oczu ku wysokiemu Wschodowi.
Ci, co kierują tobą stamtąd nawet wówczas, gdy w jednym kraju i w jednym domu z tobą żyją, mają ci co innego do ofiarowania. —
Potrafią oni stworzyć w tobie, czego ty sam nie jesteś zdolen w sobie stworzyć.
Coś, co zapuści w ciebie korzenie, dla czego ty będziesz pokarmem, a jednak coś, czego dotąd nie posiadasz i nigdy sam z siebie nie posiędziesz.
I oni, Świecący praświatła, nie mają tego oczywiście sami z siebie.
Oddają oni tylko dar, który się niegdyś, przed upadkiem człowieka, stał z wyższych regjonów udziałem ducha ludzkiego.
Aleć „Najstarsi“ z Braci są ludźmi, co głębokiemu upadkowi ducha człowieczego nie ulegli.
Żyją oni jeszcze na ziemi, bowiem nie znają śmierci, gdyż żyją w niezniszczalnej postaci duchowej, nie połączeni nigdy z ciałem, podobnem zwierzom, jako ty i ja. — — —
(Znacie tylko dzieje zwierząt, kiedy prawicie o rozwoju „człowieka“ na ziemi!)
„Najstarsi“ zasie stworzyli sobie w ludziach, co upadli i oto żyli w ciałach zwierzęcych, swoich „Braci“ i teraz jeszcze ich tworzą...
Wśród wszystkich ludów znajdują tych, co mogą być im Braćmi, sami jednakże żyją tam, gdzie się najwyższe góry świata wznoszą, — niedostępni dla każdego, kogo pośrodek siebie sami nie wprowadzą. — —
Tu jest zaprawdę „namiot Boga u ludzi“ na ziemi! — Tu sięga królestwo ducha pełne mocy, w ten świat ziemi! — — Stąd idą jego promienie do wszystkich, co mieszkają na ziemi.

Widzę dziś jednak wielu, co go szukali na błędnych drogach.
Chciałbym tych wielu skierować do nawrotu, gdyż czynne światło dalekiego Wschodu z trudem zapewne może ich napełnić, jeśli ich oczy są oślepione przez światła wszystkich czasów, przez pochodnie i lampy nocne, któremi człowiek upadły w zwierzęcość sam sobie drogę oświetlał.
Zaiste, kto nie zbłądziwszy patrzy poprzez światła ziemi na Wschód, ten na wysokich górach znajdzie żywe światło, a kto je znalazł, temu na drodze jego będzie świecić, póki swój cel osiągnie, — — póki swój cel osiągnie! — — — — — — — — — —





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Joseph Anton Schneiderfranken i tłumacza: Marceli Tarnowski.